Włosi myślą, że to ich lokalna firma. Korea kopiuje ich wzory jeden do jednego. A o kim mowa? SANTI – polskiej firmie z Gdyni, szyjącej suche skafandry na cały świat. O historii SANTI, produkcji suchych skafandrów i nastawieniu na jakość, porozmawiam z Agnieszką Hrynkiewicz – Dyrektor Zarządzająca SANTI.

Obejrzyj odcinek

Przeczytaj podcast

Cześć, Agnieszka!

Cześć, witam cię.

Powiedz mi, gdzie ostatnio nurkowałaś?

Oj, ze względu na pandemię, to rzeczywiście było to dosyć dawno, i chyba, z tego co pamiętam, we Włoszech, w Puli. Nie wiem, czy może mieliście okazję tam być, przepiękne miejsce, polecam. Sam koniec obcasa włoskiego pięknego kraju, przepiękne plaże, przepiękne morze, chociaż akurat jeżeli chodzi o takie płytsze nurkowanie, to może nie było zbyt wielu atrakcji podwodnych, typu życie czy roślinki, ale przejrzysta woda i przepiękne doświadczenie. Tak że Włochy.

Włochy i miłe wspomnienia. Spotkaliśmy się tutaj, żeby porozmawiać sobie o SANTI. Takie pierwsze pytanie: skąd pomysł? Jak SANTI powstało, ile to już lat?

Wiesz co, ja oczywiście nie pamiętam samych początków, bo w czerwcu minie mi 11 lat, odkąd pracuję w SANTI, i pracuję na stanowisku, no powiedzmy, dyrektora zarządzającego; dyrektora do spraw sprzedaży. Wcześniej ta historia zaczęła się od jakiegoś niższego nawet stanowiska, natomiast oczywiście przez tyle lat usłyszałam mnóstwo historii o tym, jak to się wszystko zaczęło. Więc wiem sporo na ten temat. To jest nurkowa firma SANTI, bo jest też jeszcze oczywiście firma SANTI związana z marką odzieży roboczej, i jest to kolebka naszej firmy. Powstała z potrzeby. Tak, jak piszemy to na stronie internetowej, właściwie Tomek Stachura, właściciel, założyciel firmy i biznesmen, który pracował wcześniej w branży związanej z produkcją odzieży, był nurkiem już od wielu lat, tego właściwie tak do końca nie wiem, od kiedy nurkuje.

Od urodzenia.

Na pewno od lat 80. i zawsze to była jego olbrzymia pasja na takim, można powiedzieć, najwyższym poziomie. W związku z tym miał dosyć duże potrzeby sprzętowe, a jeszcze na początku lat dwutysięcznych właściwie dostępność tych wysokiej jakości produktów w Polsce nie była zbyt duża. Albo były to bardzo drogie produkty typu skafandry z Ameryki, skafandry ze Skandynawii, albo były to jakieś rodzime, bardzo siermiężne, że tak powiem, produkty, a on wiedząc, że ma możliwości, uznał, że czemu nie spróbować; czemu nie zrobić czegoś, co sam chciałby nosić, w czym sam chciałby pływać. I zaczęło się od metody prób i błędów, czyli oczywiście troszeczkę od podpatrzenia tego, co robi konkurencja, jak to wygląda w tej chwili i co można by zrobić lepiej. Więc od tego się wszystko zaczęło i stąd pomysł na stworzenie tych produktów.

Czyli jak to w takich polskich start-upach, każda firma zaczyna się gdzieś w garażu.

Tak, chociaż ta firma nie siedziała w garażu, tylko w już dosyć dużej fabryce odzieżowej. Ale pomysłowo oczywiście był to garaż w sensie konstrukcyjnym. I z tego co wiem i z opowieści Tomka, i z opowieści ludzi związanych z naszą marką od samego początku, to była na początku praca zespołowa. Praca na nurkowisku pt.: „Słuchajcie, co by tu zrobić, żeby ten skafander był wygodny, żeby się w nim fajnie nurkowało, żeby był zgodny z DIR (czyli z tymi zasadami prawidłowej technicznej konfiguracji)?”. Bo na początku SANTI było robione głównie z myślą o nurkach technicznych, o nurkach bardziej zaawansowanych. Dopiero później, z czasem, przyszły pomysły na to, żeby rozszerzyć naszą ofertę i zaadresować markę również do ludzi takich jak my, czyli nurków trochę mniej technicznych, bardziej rekreacyjnych, ale też chcących pływać w suchym skafandrze.

Tak że to był taki garaż koncepcyjny typu Silicon Valley po prostu, tak myślę. Tak że jest kilka osób w Polsce na pewno, nie będę ich tutaj z imienia i nazwiska wymieniać, ale wiedzą o kim mówię, i ludzi zza granicy, którzy od razu się bardzo zaangażowali, bo sami po prostu byli w dosyć dużej potrzebie dobrego sprzętu.

I nasze takie Silicon Valley powstało w Gdyni i teraz fabryka jest w Redzie. Dlaczego nie Chiny? Przecież tam wszyscy produkują.

Właśnie to jest troszeczkę odpowiedź na to pytanie. Z jednej strony wszyscy, ale z drugiej strony nie wszyscy ci, którzy się liczą w naszej niszy. Bo skafandry premium suche to są skafandry, które wymagają bardzo dużej precyzji, bardzo dużego skupienia, i tak naprawdę muszą być pod pełną kontrolą, jeżeli chodzi o proces produkcyjny. 

Fabryka w Chinach owszem, natomiast to może się sprawdzać tylko i wyłącznie dla masowej produkcji, która nie ma tak dużych wymagań jakościowych. To są najczęściej duże firmy, duże korporacje, typu SCUBAPRO, Mares, duże firmy, które jakby mają zupełnie inny priorytet. One nie mają priorytetu dostarczyć nurkowi najlepszy suchy, niecieknący skafander, tylko mają za zadanie sprzedać jak najwięcej produktów z jak najwyższą marżą. I to jest zupełnie inny model biznesowy. 

Tak że Chiny nie, i mam nadzieję, że nigdy nie, bo to jest jedna z naszych głównych zasad i podstaw biznesowych w SANTI, że całkowicie kontrolujemy nasz proces produkcyjny – od samej kreacji wzoru, poprzez krojenie, szycie, klejenie. Sami jesteśmy bardzo często na produkcji. Wszystkie produkty, które powstają na nowo, są testowane bezpośrednio przez Tomka, przez ludzi mu najbliższych i przez naszych współpracowników.

A jak już mówimy o produkcji, to jest ona automatyczna, czy bardziej ręczna?

Tak jak mieliście okazję się przekonać, odwiedzając naszą fabrykę, w dużej mierze produkcja ręczna. Mamy oczywiście częściową automatyzację związaną z krojeniem skafandrów czy ocieplaczy, czy potem z szyciem, bo wszystko jest szyte na maszynach, ale wszystko jest robione ręcznie przez poszczególne osoby. Największą pracą ręczną, jaka jest związana ze skafandrem SANTI, to jest proces klejenia poszczególnych części ze sobą, następnie proces sprawdzania, wykańczania, tak że proces produkcyjny jest mocno oparty na pracach ręcznych. 

Maszynowo szyjemy troszeczkę inne skafandry, np. skafander Avatar, który jest w ramach naszej grupy taką marką Basic. Zdarzają nam się też produkty właśnie skafandrów klejonych, skafandrów typu Rescue dla straży pożarnej, dla policji, dla takiego life guarda, generalnie to są wtedy zupełnie inaczej klejone skafandry, i tam rzeczywiście klejone są maszynowo.

Widzieliśmy takie skafandry z bardzo jasnego pomarańczowego materiału.

Pomarańczowego, czerwonego, mamy cały dział w SANTI, który nazywa się SANTI on duty i on jest skierowany właśnie do klienta public safety, czyli troszeczkę inny profil, troszeczkę inaczej skonstruowane produkty, troszeczkę inne modele, w zależności od potrzeb i od kraju, bo sprzedajemy tego typu produkty oczywiście też do innych krajów.

Dużo jest takich zagranicznych sprzedaży? To jest Europa czy Azja? 

W ej chwili przede wszystkim Azja. Jednym z naszych największych klientów jest Korea Południowa, nieduży kraj, ale gęsto zaludniony i z bardzo dużą ilości pieniędzy chyba, ponieważ zarówno w sekcji rekreacyjnej, jak i właśnie tej on dutysafety zamawiane są bardzo duże ilości co miesiąc, z czego my się oczywiście cieszymy, i zastanawiamy się zawsze, co oni z tym potem robią.

Może na jakąś porę deszczową się szykują?

Nie wiem, mam nadzieję, że używają tego, bo jak by mieli co roku tyle kupować i to gdzieś tam leży, to już tam są po prostu jakieś góry, bo wiem, że oczywiście nie tylko SANTI tam dostarcza, mamy też konkurencję w tych obszarach, oczywiście dosyć dużą. Więc Korea oraz trochę do Włoch. Ostatnio Włochy są takie dosyć aktywne, jeżeli chodzi o tego typu klienta.

A powiedz mi, czy jak sprzedajecie na różne rynki, to można powiedzieć, że są jakieś wyróżniki? Że np. Włosi lubią bardziej jakieś konkretne kolory czy kroje?

Nie do końca, ponieważ jak wiecie, mamy kilka modeli skafandrów, które można sobie dopasować, co komuś najbardziej pasuje. W tej chwili model E.Lite Plus to taki model najchętniej wybierany przez wszystkich naszych klientów na całym świecie. Natomiast w takich krajach, jak np. Belgia, Holandia czy Norwegia, bardziej popularne są cięższe skafandry, bardziej E.Lite klasyczny, bardziej skafander suchy z [nz 10:32 rokbutami?] 

To wynika troszeczkę z takiego bardziej tradycyjnego modelu nurkowania, ale też z akwenów, w których oni nurkują. Np. w Belgii, w Holandii jest tak, że oni dużo nurkują w jeziorach czy akwenach, które mają bardzo ostre skały. W związku z tym potrzebują skafandrów grubszych, bardziej odpornych, bo skafander typu E.Motion dosyć szybko może im się po prostu przebić. 

Natomiast we Włoszech wiodą prym troszeczkę może lżejsze, E.Motion Plus czy E.Lite Plus, te takie bardziej kolorowe.

Rozmawialiśmy z Jarkiem, że na ciepłe kraje to są suche skafandry z krótkim rękawkiem i krótkie nogawki są.

No tak. Ale nie mamy w opcji w tej chwili czegoś takiego. Wiem, że jedna czy dwie marki konkurencyjne mają, takie skafandry do nurkowania w wodach tropikalnych bez butów. Czyli ma się tylko manszety w nogach i manszety w rękawach, taki trochę można powiedzieć, pół suchy – ale to nie jest nasza grupa docelowa. My jednak mamy markę Premium. Markę, którą jeśli kupisz nawet jako nurek rekreacyjny, to ona ma służyć wiele lat do każdego z celów. Staramy się, żeby to trzymało cały czas poziom jakościowy.

No właśnie, jeżeli mowa o jakości, to widzieliśmy w fabryce, że na wielu etapach występuje testowanie jakościowe tego skafandra – przed przeklejeniem, po przeklejeniu, po wyschnięciu, przed wyschnięciem, non stop są testy jakościowe.

To jest jeden z naszych sekretów sukcesu. Ktoś mógłby powiedzieć, że to jest nie do końca poprawne, ale dla nas nieważny jest tak na dobrą sprawę koszt produkcji, ale jej jakość. I my wiemy, że tej produkcji musimy poświęcić odpowiednią ilość czasu i musimy być pewni, że produkty są sprawdzone i wypuszczone takie, jak byśmy chcieli. Bo gdybyśmy tego nie zrobili, to potem to się odbija rykoszetem. Takie skafandry potem wracają, są z nimi problemy. I koszt de facto zaczyna się jeszcze bardziej kumulować. W związku z tym np. mamy jednostkowe podwójne testy szczelności – przy każdym skafandrze stoi człowiek lub dwóch ludzi, którzy sprawdzają każdy ze szwów. To jest właściwie podstawa naszej pewności, że wypuszczamy skafander całkowicie szczelny.

Na mnie zrobiło jeszcze wrażenie stanowisko, na którym było takie „domizianie” skafandra, tuż przed zapakowaniem. Widziałem dziewczyny, które poprawiały każdą niteczkę, która choćby delikatnie odstaje.

Tak, dokładnie, oglądają każdy element. Tak naprawdę każdy z tym skafandrów, który widzieliście dzisiaj na produkcji i który potem widać na nurkowisku, to jest skafander dla konkretnej osoby. Dla konkretnego nurka, który zamówił go, czeka na niego, i to jest jego wymarzony skafander. Więc wiemy, że tak naprawdę każdy musi być odpowiednio przygotowany do tego, żeby ta osoba, która potem go dostanie, była szczęśliwa. To jest jak z każdym takim produktem, który jest wykonany pod zamówienie. Czy jest to mebel, czy auto, czy suknia ślubna. Cokolwiek, z czym ludzie wiążą nadzieje.

No, suknie ślubne są jednorazowe, a też swoje kosztują.

Dokładnie, ale jednak są związane z tym olbrzymie nadzieje i olbrzymie oczekiwania, i każdy chce, żeby to było dokładnie takie, jak sobie wymyśli. Ze skafandrem też tak jest i w SANTI mamy tę zasadę, że praktycznie każdy skafander jest w jakiś sposób zmodyfikowany pod klienta. Czy jest to kolor, czy są to jakieś opcje, czy jest to dostosowanie wymiarowe do ciała nurka, czy jakieś specyficzne części dodatkowe. Każdy z tych skafandrów jest, można powiedzieć, unikatowy, dlatego każdy ma swój numer seryjny, który potem żyje z tym skafandrem przez cały cykl funkcjonowania. 

Chociaż spotkałam teraz na targach, będąc w Anglii, kolegę z Polski – nurka – który mieszka dosyć długo w Anglii. Przyszedł do mnie, ponieważ kupił używany skafander, z 2008 roku, czyi z samego początku właściwie naszych działań, i właściwie wszystko jest z nim super, jedyne co, to chciałby w nim wymienić zamek, bo tam coś mu podcieka, i kryzę. Ale pokazał mi zdjęcia tego skafandra – wyglądał praktycznie jak nówka. A on już miał swoją historię; pewnie ze dwóch poprzednich właścicieli. I to pokazuje, że każdy z kolejnych właścicieli jednak traktuje ten sprzęt z dosyć dużym szacunkiem.

Super. To mam jeszcze teraz pytanie, bo mówisz, że chciał wymienić zamek. Czy taki skafander jeśli schudnę, przytyję, to można sobie zwiększyć, pomniejszyć? Czy jednak muszę kupić nowy?

Można. Oczywiście są związane z tym koszty i czasami jest to niemożliwe – w zależności od tego, co chce się zmienić. Takie zmiany typu wydłużenie, skrócenie rękawów czy nogawek, to są operacje standardowe, które robimy bez problemu i w dosyć krótkim czasie. 

Generalnie dopiero kiedy rozmawiamy o jakichś zmianach dotyczących obwodów, czy to klatki piersiowej, bioder, czy brzucha (niestety), to zdarza się rzeczywiście, że jest to możliwe, ale dosyć kosztowne, bo musimy cały taki skafander rozkleić, rozebrać na części pierwsze, wymienić jakieś elementy, i dopiero poskładać to na nowo. Albo czasami się może okazać, że to jest wręcz nieopłacalne, bo trzeba by było zmienić zbyt dużo. I my zawsze wtedy taką ekspertyzę przedstawiamy, mówimy, co można zrobić, a czego nie, ile to by kosztowało i czy nie bardziej się opłaca po prostu zamówić nowy skafander.

Czyli super, uff, można zmieniać.

Tak, można. Ale oczywiście czasami łatwiej na minus niż na plus.

No tak, zdecydowanie. Pytanko, które jeszcze mi się nasuwa, to jak wygląda serwisowanie takiego suchego skafandra. Rozumiem, że on ma jakąś gwarancję, coś mi się uszkodziło, pakuję go, wysyłam…

Tak, generalnie kładziemy dosyć duży nacisk na to wsparcie posprzedażowe, czyli serwisowe, bo to jest jak z samochodem. Kupujesz auto, ale potem równie ważne jest, gdzie go serwisujesz, jak często go serwisujesz…

Oj, zdecydowanie.

Jakie części tam wstawiasz i jak o niego dbasz. I to jest bardzo ważne. Staramy się edukować ludzi, żeby dbali o skafander, żeby go czyścili po każdym nurkowaniu, żeby dbali o zawory…

Nie wieszali na słońcu…

Żeby nie wieszali na słońcu, żeby myli słodką wodą po każdym nurkowaniu, szczególnie jak się nurkuje gdzieś w wodach ciepłych, słonych. Natomiast mamy na całym świecie kilkanaście miejsc, które są autoryzowanymi centrami serwisowymi. Ich pracownicy są przeszkoleni w naszej fabryce, mają odpowiednie kwalifikacje, mają części zamienne i mają uprawnienia do tego, żeby takie naprawy wykonać. 

Skafander ma oczywiście swój okres gwarancji, mamy coś takiego, jak Stay Dry Club, który w momencie, kiedy zarejestrujesz swój skafander, przedłuża tę gwarancję o kolejne lata.i Staramy się zawsze takiego nurka wspierać. Kiedy sprzęt staje się niezdatny do nurkowania, a jednocześnie chce się w weekend pojechać i kryza pękła, czy zamek jest do wymiany, to staramy się oczywiście w najkrótszym możliwym terminie taki serwis wykonać. Zalecamy zawsze skontaktować się z autoryzowanym serwisem, który zrobi to zgodnie ze sztuką i w preferencyjnych cenach. Tak że wspieramy. Wiele można zrobić w skafandrze, jeżeli o niego dbamy. Jeżeli jest dobrze serwisowany i w miarę na bieżąco sprawdzany, to naprawdę wiele lat może posłużyć.

I lepiej samemu go nie naprawiać.

Bynajmniej. Najgorzej jest właśnie, zdarzają się takie sytuacje, że jest się gdzieś na jakiejś bardzo długiej ekspedycji, nie ma innej możliwości, jak tylko po prostu jakoś tam samoistnie sobie nalepić gdzieś łatkę, ale wtedy lepiej nalepić ją takim klejem, który potem można łatwo usunąć, niż np. zapaćkać cały skafander od środka Aquasurem.

A to widziałem takie.

Potem usunąć to jest bardzo trudno i wtedy najczęściej już też traci się gwarancję tej jakości, bo Aquasure jest takim dosyć inwazyjnym środkiem, który potem jak gdzieś tam wejdzie w tkaninę czy szew, to już trudno go usunąć.

Widzę potencjał gorącej linii do SANTI: jak naprawiać suche skafandry.

Każdy nurek powinien mieć takie swoje narzędzia bezpośrednie, jakąś właśnie łatkę, nawet taką, jak się oponę w rowerze zalepia, czy coś w tym stylu. Jeżeli ktoś ma kryzę neoprenową, można tam sobie to troszeczkę podlepić i są takie metody. Ale oczywiście staramy się ułatwiać, np. przez system [nz 21:09 Smart coś?], który mamy w skafandrach. Łatwo można wymienić sobie manszetę na miejscu, na nurkowaniu, nawet jak pęknie, czy coś tam się z nią stanie.

Super. Jeszcze mam takie pytanko, bo firma działa długo… Czy zaliczyliście jakieś spektakularne wpadki, coś poszło nie tak? 

Zawsze są górki i dołki, np. jeżeli chodzi o płynność produkcji, bo to jest bardzo trudna rzecz do utrzymania. Jak widzieliście, mamy naprawdę sporo pracowników. W SANTI pracuje prawie 150 osób w tej chwili, natomiast przez lata liczba pracowników rosła, i rosła właśnie dlatego, że naszą z jednej strony piętą achillesową, a z drugiej strony czymś, czym można się pochwalić, jest to, że trzeba na SANTI trochę czekać. A to dlatego, że cały czas zapotrzebowanie na nasze produkty jest dużo większe niż podaż, którą mamy. Czyli możliwości produkcyjne, które jesteśmy w stanie zapewnić, bo właśnie nie jesteśmy producentem z Chin, nie mamy olbrzymich magazynów gotowych produktów, tylko na to trzeba czekać, w związku z tym kolejka związana z tym oczekiwaniem jest czasami większa, czasami mniejsza. 

Zdarzały się momenty, że zainteresowanie było bardzo małe i wtedy znowu mieliśmy problem z tym, żeby utrzymać płynność działalności. Bo na początku zawsze, zanim się firmy porządnie rozkręcą, mają takie różne trudniejsze momenty. Natomiast głównie nie – jeżeli chodzi o jakość – to jest nasz taki konik, żeby pilnować, żeby nie trzeba było robić jakichś recalli z rynku, czyli że coś poszło nie tak, coś jest zupełnie złe i trzeba to ściągnąć z rynku. Tego nigdy nie mieliśmy i zawsze ludzie są z tej jakości bardzo zadowoleni, jeżeli chodzi o ten produkt, który dostają. Tak że nie przypominam sobie jakichś takich spektakularnych rzeczy, zawsze raczej szliśmy dosyć mocno do przodu, i nawet jak się pojawiały jakieś tam trudności, to były to trudności związane z rozwojem firmy i z tym, że wszyscy chcieliby SANTI jak najszybciej, a nie zawsze się da.

Zgadza się. A czy problemem może też być np. dostawa materiałów? Czy pandemia na to wpłynęła?

Tak, było rzeczywiście kilka takich czynników, jak zresztą w ogóle w wielu branżach, ale w branży nurkowej było to związane z niedoborami neoprenu, gumy, jakichś części produkcyjnych związanych z płynnością produkcji pod dostawców. Bo np. fabryka rękawic zamknęła się na pół roku całkowicie. No i co? Nie ma rękawic. Nie ma gdzie kupić. 

Mieliśmy taki kryzysowy moment, już teraz zażegnany, ale w branży nurkowej jest sporo monopolu jeżeli chodzi o surowce, z których produkuje się czy skafandry, czy pianki neoprenowe, czy jakieś wyroby gumowe, silikonowe. I często jest tak, że np. przemysł motoryzacyjny zabiera jakieś podzespoły, które są potrzebne do produkowania baterii. I to było wyzwanie, i mieliśmy z jednej strony bardzo duży wzrost zainteresowania i zapotrzebowania na produkty SANTI, a z drugiej strony walkę z naszymi dostawcami komponentów do produkcji skafandrów, którzy rozkładali ręce, mówiąc: „No, my nie mamy komponentów, więc nie mamy wam z czego zrobić tkaniny na czas”. To była taka frustracja, na którą nie mogliśmy mieć w żaden sposób wpływu.

No niestety, żeby zachować tę samą jakość…

Niestety i na szczęście też spotkaliśmy się z bardzo dużym zrozumieniem wśród naszych dystrybutorów, dealerów, klientów; zrozumienia tego, że jesteśmy w tym covidovo pandemicznym kryzysie razem i jest, jak jest i po prostu musimy sobie radzić. Jak czegoś nie ma, to po prostu trzeba albo na to poczekać, albo kupić coś innego, albo jakoś sobie tam rozwiązać tę sytuację.

Chyba nurkowanie uczy spokoju i cierpliwości, więc…

Tak, i ludzie wiedzą, na co czekają, są wyrozumiali i myślę, że wszyscy też staraliśmy się wspierać w tym czasie pandemii, tak że naprawdę było bardzo dużo zrozumienia od naszych klientów i byliśmy bardzo wdzięczni za to, że nie krzyczeli za bardzo na nas.

Jeszcze takie pytanie, które gdzieś tam w internecie złapaliśmy, taka urban legend, plotka, że wszystkie osoby szyjące mają podstawowy kurs nurkowania.

Nie, tak nie jest. Natomiast rzeczywiście prawdą jest to, że kiedyś, dawno (fakt, że może powinniśmy już to powtórzyć) Wojtek Filip zrobił u nas taki kurs dla wszystkich pracowników o nurkowaniu: Czym jest nurkowanie, na czym polega, co my produkujemy, dla kogo, żeby dziewczyny też miały taką świadomość, że to, co robią, jest ważne; że to nie są jakieś tam sobie produkty, które gdzieś tam sprzedajemy.

A tam, taka niteczka, nie doszyję trochę.

Tak, że jest ważna jakość, dlaczego ta jakość jest ważna, co na to wpływa, do czego służy suchy skafander. Tak że było takie szkolenie. A w 2013 lub 2014 roku spora część naszej załogi biurowej, obsługującej sprzedaż, pracę z klientami, rzeczywiście zrobiła kurs OWD i część z nas została i nurkuje w miarę aktywnie, część po kursie powiedziała, że to zdecydowanie nie dla nich, ale wszyscy dostali certyfikat i rzeczywiście umieją zejść pod wodę.

Bo już sobie wizualizowałem taką legendę, że żeby złożyć CV do SANTI, trzeba zejść na 10 metrów pod wodą, i tam czeka rekrutacja.

Nie, i co więcej, powiem Wam szczerze, wiem to też od Tomka, że on bardzo ceni sobie to, że ma w zespole sporo ludzi, którzy nie są do końca związani z branżą nurkową, nie są nurkami, bo będąc nurkiem, człowiek ma czasami zbyt miękkie serce i na zbyt wiele pozwala, zbyt wiele odpuszcza, no bo jak to, bo jak nurek do nurka. A w momencie, kiedy czasami trzeba być twardszym w biznesie i trzeba postawić jakieś jasne granice, zasady czy warunki współpracy, to łatwiej jest ten biznes prowadzić komuś, kto nie jest całkowicie emocjonalnie związany z branżą. 

Ja, przychodząc do SANTI, nie umiałam nurkować. Ludzie, którzy tu pracowali wcześniej, którzy są teraz tutaj też, nie wszyscy nurkują. To pomaga nam prowadzić firmę, skupić się na pracy, a mniej myśleć o tym, że chciałoby się ponurkować. I troszeczkę błędem jest myśleć, że pracując w SANTI, będę nurkował i będę miał tego sprzętu pełno, i będę mógł robić, co chcę. Bo zdarzały się sytuacje, gdy przychodzili do nas do pracy aktywni nurkowie i nagle byli rozczarowani, bo myśleli, że oni nic, tylko tutaj nurkować będą.

A samo się uszyje.

A samo się sprzeda, samo się zawiezie, samo się spakuje, samo się zrobi. Więc zdarzały mi się już takie znajomości firmowe, które były trochę rozczarowaniem dla tych ludzi, którzy tu przyszli.

Jakie plany na przyszłość w takim razie?

Duże – jeżeli chodzi o nowe podejście marketingowe – bo mamy gdzieś z tyłu głowy cały czas, żeby się nie zestarzeć; żeby nie osiąść na laurach i nie być postrzeganym jako firma z tradycjami, w której nic się nie dzieje. Chcielibyśmy, żeby się działo. Ale z drugiej strony, sporo już zrobiliśmy przez tych ileś lat i nie ma sensu też w pewnym momencie wymyślać rzeczy, które nie są potrzebne. Jeżeli coś się sprawdza, jeżeli działa dobrze, jeżeli spełnia swoją rolę, to tylko to wspierać, rozwijać, i ewentualnie troszeczkę modyfikować. 

Ale liczę na to, że uda się w tym roku już dużo więcej pojeździć; dużo więcej się spotykać z ludźmi; być może gdzieś rozwinąć sprzedaż, jakiś rynek. Tomek ma bardzo duże plany związane ze swoją pracą medialną, on jest bardzo zaangażowany w projekty telewizyjne związane z promowaniem nurkowania, z serialem o wrakach, z serialem o jakichś tam ekspedycjach, współpracuje z różnymi stacjami, łącznie z National Geographic. Wiem, że teraz jest z ekipą z USA w trakcie pracy nad jakimś projektem. Nawet w to nie wnikam, bo to jest jego konik i duża część jego pracy, związana też oczywiście z promocją SANTI, z promocją nurkowania, tak że to jest taka jego misja, żeby wspierać też ten taki nurkowy PR.

Zgadza się. Oglądamy te seriale.

Tak, także to jest coś, co jest dla niego pasją, i myślę, że dużo też w tym roku poświęci na to czasu, a my w SANTI będziemy raczej skupiali się na tym, żeby w tej chwili troszeczkę zintensyfikować współpracę z naszymi dystrybutorami, spotkać się z ludźmi. To jest coś, czego nam brakowało przez ostatnie dwa lata.

Spotkania z ludźmi to jest naprawdę coś fascynującego. Jak dzisiaj odwiedziliśmy fabrykę, to atmosfera pracy i uśmiech tych ludzi, którzy tam pracują, przekonał mnie bardzo.

No to cieszę się, staramy się. Nie jesteśmy korporacją. Jesteśmy firmą rodzinną, więc staramy się też utrzymywać bliskie relacje. Każdy z pracowników może przyjść do szefa, porozmawiać. Jeżeli cokolwiek jest potrzebne, to Tomek jest zawsze też bezpośrednio na produkcji i często rozmawia z ludźmi. Natomiast staramy się też co jakiś czas mieć np. jakieś integracyjne ognisko. Nasze panie bardzo lubią tańczyć, muszę Wam powiedzieć, nie wiem, czy widzieliście te zdjęcia w korytarzu?

Tak.

Są niesamowite. Jak tylko jest jakaś impreza typu grill firmowy, mieliśmy w kwietniu, czy teraz właśnie jesienią jakieś takie ognisko z dzikiem, to one tylko coś tam zjedzą, i potem po prostu DJ, muzyka, i tańczą tak, że właściwie nie siadają. Wszystkie. Co jest dla mnie fascynujące, bo naprawdę widać bardzo dużą radość w tej zabawie. I dlatego na ostatniej imprezie nawet Tomek [powiedział: „Dobra, bierzemy DJ-a”. Bo wcześniej to sami po prostu puszczaliśmy muzykę. A wiecie, ta chce taką piosenkę, tamta chce inną, więc było trochę niesnasek, więc teraz był D-J, i zabawa była od 17 do 21 non stop tańce. Tak że wesoło.

Wesoło, to fakt. To co? Życzę Wam sukcesów, jeszcze większej ekspansji na świat i do zobaczenia pewnie gdzieś pod wodą.

Dziękujemy bardzo, do zobaczenia.

Dzięki.