O ratowaniu koralowców dowiedziałem się z mediów społecznościowych. Pojawiły się tam takie tematy jak przesadzanie rafy oraz hodowanie ich w specjalnych szkółkach. O tym jak się to robi i czy jest to przyjemna praca, opowie Maria Sotek, założycielka Coral Mission – fundacji zajmującej się odbudową rafy koralowej na Malediwach.

Obejrzyj odcinek

Przeczytaj podcast

Cześć, Maria.

Cześć.

Powiedz mi, gdzie ostatnio nurkowałaś.

Na Malediwach, oczywiście.

O, super. Ciepło, przyjemnie?

Tak, ciepło, super jak zawsze.

Dostaliśmy do ciebie kontakt z Facebooka, że zajmujesz się ratowaniem koralowców. Skąd taki pomysł? Na czym to polega? Dzisiaj sobie pewnie o tym troszeczkę porozmawiamy.

Jasne. Skąd pomysł? To jest tak, że od długiego czasu fascynuję się Malediwami, spędzam tam bardzo dużą część mojego życia. Niestety nie całość, bo tutaj pracuję, tutaj mam rodzinę, która odmawia wyprowadzki, ale jestem związana z Malediwami i z oceanem. Nurkuję i przyszedł po prostu taki moment, kiedy stwierdziłam, że to nie jest tylko tak, że trzeba brać od świata, ale też można po prostu dać coś od siebie i że to chyba dla mnie ten moment nadszedł. Tak naprawdę trudno jest mi powiedzieć o konkretnym impulsie, który się pojawił. To był taki przebłysk i wiedziałam, co chcę robić; czym się chcę zająć, i tak powstało Coral Mission.

Fundacja, która ratuje koralowce, tak?

Tak, to jest fundacja, którą założyłam po to, żeby była jakakolwiek instytucja, która będzie mogła to robić, żebym nie była tylko ja sama, bo po prostu czasami jest to niezbędne. 

Dużo się mówi o ratowaniu rafy koralowej. Takie pytanie, pewnie ignoranta: Po co ją ratować? Jakie to ma w ogóle znaczenie dla świata?

To jest bardzo trudne pytanie, bo to ma ogromne znaczenie. Rafa koralowa to jest niesamowicie bogaty ekosystem. W oceanie – na i w rafie koralowej – występuje ok. 25% wszystkich stworzeń żyjących w oceanach. To jest ogromna ilość, patrząc na powierzchnię zajmowaną przez rafę w stosunku do całej reszty oceanów. Poza tym nie mówimy tylko o stworzeniach, które żyją w samej rafie, ale też o pozostałych, które również związane są z ekosystemem rafy, chociażby przez łańcuch pokarmowy itd. Tak więc, jeżeli tracimy koralowce, to zaburza to ogromnie cały ekosystem oceanu.

Czyli w takim razie można powiedzieć, że jakość rafy, albo jej wielkość i stan odpowiadają stanowi wody?

Przede wszystkim stan rafy pokazuje zmiany temperatury wody w oceanie. Oczywiście zanieczyszczenie też, ale to jest w dużo mniejszym stopniu. Te wszystkie miejsca, które w tej chwili obserwujemy z całkowicie lub częściowo martwą rafą, to wszystko są efekty największych epizodów blednięcia koralowców z ostatnich lat, i te epizody były spowodowane po prostu ociepleniem temperatury wody w oceanach powyżej jej standardowego poziomu. Na to koralowce są bardzo wrażliwe. Już wzrost temperatury w oceanie o jeden stopień powoduje, że one zaczynają masowo umierać.

I wpadłaś na pomysł ratowania tych koralowców. Powiedz mi, na czym to polega? Na ochładzaniu wody?

To by było super. Generalnie działamy na kilku płaszczyznach, ale to, co najbardziej jest widoczne i to, co robimy w tej chwili, to są szkółki koralowców. Wygląda to tak, że przygotowujemy specjalny stelaż, a na nim sadzimy malutkie fragmenty koralowców. Nie pozyskujemy ich z żyjących i normalnie rosnących egzemplarzy, co w niektórych częściach świata jest stosowane. My zbieramy fragmenty koralowców, które są połamane, i tego jest mnóstwo tak naprawdę. Znajdujemy je na przykład wszędzie tam, gdzie na dosyć płytkiej rafie ludzie snorklują. Są takie miejsca i wtedy mamy z niedużej głębokości te koralowce. Jeżeli chcemy je wydobyć z większej głębokości – bo są takie miejsca, gdzie niestety również nurkowie uszkadzają rafę lub takie, gdzie wykonywane są różnego rodzaju prace podwodne, i tam rafa jest naruszona – tam również znajdujemy fragmenty koralowców. 

Takie fragmenty potem sprawdzamy dokładnie, czy są zdrowe. Jeżeli mają jakieś chore części, np. porośnięte algami czy cokolwiek, my je wtedy odcinamy, zostawiamy wyłącznie zdrową część, czasami dzielimy ją na mniejsze fragmenty i umieszczamy ją w naszej szkółce koralowców. Tam mogą sobie  spokojnie rosnąć. W takiej szkółce należy je cały czas regularnie pielęgnować, przede wszystkim musimy je czyścić. I to czyszczenie jest najważniejsze, bo powiedzmy, 5 dni bez czyszczenia to już jest ogromne ryzyko, że te koralowce obumrą, bo będą całe pokryte algami, takimi inwazyjnymi, oraz pyłem. One wtedy są po prostu bardzo wrażliwe, więc przede wszystkim musimy je cały czas regularnie czyścić. Regularnie wykonujemy też pomiary tych koralowców, żeby widzieć, jaki jest stopień wzrostu, czy przeżywają itd. W momencie, kiedy koralowce są już odpowiednio duże, można je wysadzić na miejsce docelowe, gdzie będą rosły. Czyli ta szkółka to jest tylko takie miejsce przejściowe.

Tak samo jak np. szkółka z drzewkami.

Tak, dokładnie. Praktycznie to tak wygląda.

Tylko pod wodą.

Tylko pod wodą. I tylko na sznurkach – nie wsadzamy ich w ziemię. Kiedy są gotowe, na tyle duże, że już mogą sobie samodzielnie rosnąć, wtedy można je przesadzić na miejsce docelowe, czyli np. w lokalizacji, gdzie była kiedyś rafa, ale w tej chwili jej nie ma lub tam, gdzie jest sama skała, bez rafy. Te koralowce się tam montuje za pomocą takiego specjalnego podwodnego cementu, który nie jest toksyczny dla koralowców, ani żadnych innych stworzeń podwodnych. W ten sposób je tam mocujemy, i nadal jeszcze przez pewien czas wymagają pielęgnacji, do momentu, aż przypłyną tam ryby. Jak przypływają już ryby i zamieszkają tam, to zaczynają samodzielnie czyścić koralowce i wtedy możemy je zostawić samym sobie i jedynie raz na jakiś czas sprawdzać, jak im się tam żyje. 

To mam takie pytanie. Jak wygląda tak szkółka, bo wyobrażam sobie sadzonki gdzieś tam w ogrodzie, a jak wygląda taka szkółka, gdzie rośnie rafa? Zbieracie te kawałki, i co potem? Wsadzacie je w ziemię czy na jakichś stelażach one sobie rosną?

Są różne techniki, natomiast my zastosowaliśmy taką, która polega na wykonaniu stelaża, który, powiedzmy, wygląda jak taki prostopadłościan. W tym stelażu przywiązujemy linki, na których są zamocowane koralowce. Trudno jest to opisać, ale linka jest rozkręcana, koralowiec wkładany w środek, po czym linka skręcana z powrotem. W ten sposób koralowiec może sobie rosnąć. Linka po prostu się rozszerza razem z nim i łatwo jest je potem również stamtąd wydobyć w momencie, kiedy będą miały być już przesadzane. Czyli w ten sposób, mając jedną niewielką konstrukcję w przestrzeni, jesteśmy w stanie zamontować tam wiele lin i mieć bardzo dużo fragmentów koralowców skoncentrowanych w jednym miejscu, więc to ułatwia te z pracę, gdy potem przychodzimy je pielęgnować, mierzyć. Mamy je po prostu wszystkie razem. To tak wygląda.

Na jakiej głębokości jest taka szkółka?

Nasza szkółka jest na głębokości dziesięciu metrów, i to jest taka optymalna głębokość. Natomiast bardzo ważne, że koralowce powinny być wysadzone do szkółki na taką samą głębokość, z jakiej je pozyskujemy. To samo dotyczy miejsca docelowego, ponieważ one są bardzo wrażliwe na wszystkie zmiany warunków. Jeżeli np. znajdziemy koralowce na głębokości trzech metrów, zabierzemy je na dziesięć, to najprawdopodobniej wszystkie obumrą. Mamy w tej chwili również kolejną szkółkę, która jest na głębokości około pięciu metrów, i tam właśnie będziemy wysadzać te wszystkie fragmenty, które znajdujemy płycej. Po prostu stosujemy różne głębokości, tak żeby móc jak najbardziej uniwersalnie działać.

A jak znajdujecie te fragmenty koralowca, które odpadły, to wyciągacie je na zewnątrz, na ląd, żeby je tam zbadać? Dopiero potem pod wodę? Czy są non stop pod wodą?

Staramy się mieć je non stop pod wodą. Jeżeli wyciągamy je na zewnątrz, to dosłownie na chwilę. Generalnie, jeżeli je w jakikolwiek sposób transportujemy, to robimy to w pojemnikach z wodą morską i musimy uważać na to, żeby nie postawić ich gdzieś na zewnątrz, na słońcu, bo woda się nagrzeje i wówczas one bardzo szybko umierają. Czyli staramy się trzymać je cały czas pod wodą. Jeżeli je transportujemy, np. łodzią, to też w pojemniku z wodą i w jak najkrótszym czasie. Jeśli je pozbieraliśmy, a jest już późno, to nie sadzimy ich już tego samego dnia, bo to wymaga jednak przygotowania. Umieszczamy je na takiej głębokości, na jakiej mamy naszą szkółkę i one czekają tam do kolejnego dnia, kiedy możemy się nimi zająć i finalnie posadzić je w szkółce.

Jaką powierzchnię zajmuje taka szkółka?

Nie jest duża. Nasza pierwsza szkółka ma mniej więcej dwa metry na osiem na dwa. Kolejna jest mniejsza mniej więcej o połowę, czyli to są nieduże powierzchnie. Natomiast to jest tak, że jeżeli jeden stelaż jest całkowicie zajęty, wykonujemy i dostawiamy kolejne.

Jak długo rośnie taka rafa koralowa? Od momentu, kiedy trafia do szkółki, do wejścia w dorosłe życie, takie już prawdziwe, gdzieś na skale.

Powiedzmy, że pomiędzy rokiem a dwoma latami. Tyle czasu potrzeba, żeby koralowiec z takiego malutkiego fragmentu stał się na tyle duży, żeby można było go wysadzić na docelowe miejsce. Natomiast zdarza się nam czasami znajdować również duże fragmenty koralowców…

Które odpadły gdzieś tam.

Tak, np. ułamany praktycznie cały koralowiec. I ich nie trzeba sadzić w szkółce, ale też nie powinno się zostawić na zmarnowanie. Taki koralowiec można od razu wziąć. Jeżeli ma jakieś części, które przez to odłamanie już obumarły, należy je usunąć, i można od razu taki koralowiec posadzić w docelowym miejscu. Tak że to jest coś takiego, co przyspiesza cały proces, a zdarza nam się dosyć często znajdować takie duże kawałki koralowców.

Jak wygląda obumarły koralowiec w porównaniu do żyjącego? Bo pewnie dużo nurków nie widziało nigdy rafy koralowej na żywo. Czy jesteśmy w stanie odróżnić je jakoś?

Tak. Kiedy raz zobaczy się to na żywo, to potem jest już bardzo łatwo je odróżnić, ponieważ koralowiec, który jest żywy, ma bardzo wyraźną całą tę swoją strukturę powierzchniową; jest kolorowy. To nie jest oczywiście bardzo jaskrawy kolor, ale jest wyraźnie widoczny. Natomiast koralowiec, który jest nieżywy lub prawie nieżywy, albo nie ma koloru, czyli jest całkowicie biały na wierzchu, albo jest obrośnięty takimi farfoclami. Te farfocle to są takie inwazyjne algi, które jakby wchodzą do tego koralowca i zaczynają go zjadać. Czyli widać, że on już się nie nadaje. Czasami jest tak, że bierze się fragment koralowca, wydaje się, że on jest zdrowy, ale wystarczy nim mocniej potrząsnąć i cała ta zewnętrzna warstwa, ten kolor, który jest na koralowcu, odpada. I już wiadomo, że to jest taki fragment, którego nie bierzemy, bo nie jesteśmy w stanie go uratować.

Jak już przesadziłaś z grupą nurków koralowiec ze szkółki, to potem doglądacie go jeszcze, czy się zaaklimatyzował…

Tak, trzeba ich doglądać.

I udało się już przesadzić taką rafę?

Koralowców, które sadziliśmy w szkółce, jeszcze nie wysadzaliśmy na miejsca docelowe. Robiliśmy to wyłącznie z tymi dużymi fragmentami koralowców, ponieważ projekt jest stosunkowo nowy. Więc one jeszcze nadal rosną. Natomiast oprócz tego, o czym my tutaj mówiliśmy, czyli oprócz tej szkółki, mamy jeszcze jeden projekt, który w tej chwili rozpoczynamy i który tak naprawdę będzie dużo większym przedsięwzięciem i szybciej przyniesie widoczny i spektakularny efekt. Mowa o przesadzaniu rafy, która ma zostać zniszczona. 

Bo to, co robimy tutaj, to jest po prostu sadzenie nowych koralowców, długie oczekiwanie aż one urosną i wysadzanie ich na docelowe miejsce. Natomiast są na Malediwach takie miejsca, gdzie mają powstać sztuczne wyspy. Część z nich już powstała. Będą się na nich mieściły resorty i są buduje się je na wypłyceniach rafy; na czymś w rodzaju podwodnej wysepki. W czasie budowy takiej sztucznej wyspy ogromne powierzchnie rafy są zasypywane piaskiem i po prostu kompletnie niszczone. Już nigdy nie mają szansy odżyć. Znam kolejne lokalizacje, w których te sztuczne wyspy mają powstać. 

I nasz projekt, z którym w tej chwili zgłosiliśmy się do rządu Malediwów, i chcemy dostać ich poparcie i wsparcie finansowe, jeżeli to tylko będzie możliwe, polega na tym, że przed rozpoczęciem prac w tym miejscu, gdzie ma powstać sztuczna wyspa, wejdziemy my, lub jakakolwiek inna organizacja, która jest w stanie się tym zająć. Zbierzemy koralowce, które tam rosną i przesadzimy je w inne miejsce, tak żeby sobie mogły spokojnie i bezpiecznie rosnąć. Bo żebyśmy my w swojej szkółce wyhodowali tak wielkie, piękne, zdrowe koralowce, to są lata; to jest, powiedzmy, dziesięć lat naszej pracy. 

A tutaj wystarczy je po prostu zebrać i przenieść. Oczywiście to jest ogromne przedsięwzięcie i logistyczne, i naukowe, i finansowe. Natomiast są miejsca na świecie, gdzie takie działania zostały przeprowadzone. Jestem w kontakcie z naukowcami, z biologami morskimi, którzy nadzorowali, prowadzili te projekty, i w tej chwili sprowadzamy wszystko do tego, żeby jak najszybciej rozpocząć ten proces. Bo im wcześniej zaczniemy, tym więcej koralowców jesteśmy w stanie uratować.

Czy trzeba mieć jakieś specjalne pozwolenie, żeby posadzić koralowca pod wodą? I w ogóle, jak wybiera się takie miejsce, w którym docelowo sadzone są te duże fragmenty?

To jest tak, że żeby w ogóle działać na Malediwach, musimy mieć zezwolenie ze strony malediwskiej agencji ochrony środowiska, to po pierwsze. Jeżeli działamy na lub w okolicy jakiejś wyspy, musimy mieć zgodę od administracji tej wyspy. Natomiast miejsce, w którym będziemy sadzili rafę, to jest miejsce, które wybierane jest przez biologa morskiego na podstawie parametrów tego miejsca. Czyli wybieranych jest kilka lokalizacji wokół wyspy, sprawdzamy, jakie są tam warunki; sprawdzamy temperaturę wody, prądy. Bardzo ważne, żeby w tym miejscu występował stały prąd, bo to zarówno oczyszcza koralowce, jak i dostarcza im składników odżywczych.  To zwiększa szansę, że te koralowce odżyją i będą sobie tam żyły spokojnie, i tak naprawdę branych jest pod uwagę bardzo wiele aspektów, również taki, czy to miejsce jest dostępne przykładowo dla osób snorklujących: z takiej wysokości, żeby nie były w stanie uszkodzić rafy, ale jednak miały możliwość zobaczenia jej. Czyli stanowi to dodatkową atrakcję turystyczną, a zatem oprócz tego, co robimy, przynosimy dodatkową korzyść lokalnej społeczności, bo teren wokół ich wyspy staje się bardziej atrakcyjny. To jest wówczas kolejna zaleta takiego miejsca.

A czy pojawiały się w szkółkach jakieś akty wandalizmu? Ktoś próbował je zniszczyć?

Nie. Nie pojawiły się i mam nadzieję, że się nie pojawią, aczkolwiek zdarza nam się, że ludzie podejrzliwie podchodzą do tych naszych prac i np. część miejscowej społeczności jest bardzo zaangażowana i aktywnie włącza się w te prace, natomiast część zastanawia się, po co my to robimy; czy my mamy w tym jakiś interes. Słyszałam takie plotki, że my te koralowce bierzemy i je wywozimy za granicę i udajemy tylko, że je sadzimy. Natomiast wiadomo, że w każdej społeczności są ludzie, którzy są bardziej ufni, oraz tacy, którzy są nieufni w ogóle. Być może są nauczeni jakimiś doświadczeniami i trochę podchodzą do tego z dystansem, ale zdecydowana większość miejscowych jest bardzo fajnie nastawiona. Mamy też pracownika, który jest z Malediwów. To jest chłopak, który mieszka na wyspie Dhigurah, przy której znajdują się nasze pierwsze szkółki koralowców. On pracuje u nas na stałe, bo jak jesteśmy tutaj, w Polsce, to on jest codziennie tam codziennie, pielęgnuje koralowce, zbiera kolejne fragmenty itd. Więc on jest w to zaangażowany i jest też tam takim naszym ambasadorem.

O, super. To od razu pytanie: jak wygląda typowy dzień w takiej szkółce? Bo ja sobie cały czas wyobrażam ogrodnictwo, że trzeba przyjść rano, podlać itd.

Mogę powiedzieć z mojego doświadczenia, że każdy dzień jest kompletnie inny. Czasami marzę o tym, żeby każdy dzień mógł być taki sam, że przychodzę, czyszczę koralowce, szukam kolejnych itd. Ale najczęściej jest tak, że wiele rzeczy jest nie do przewidzenia, np. w danym dniu są wielkie fale, nie jesteśmy w stanie dotrzeć do naszego miejsca, gdzie mamy koralowce. Generalnie wybieraliśmy te lokalizacje tak, żebyśmy mogli nurkować do nich z brzegu, czyli bez konieczności brania za każdym razem łodzi, bo to są koszty. Czasami jest tak, że okazuje się, że jest fala albo straszny prąd, nie dostaniemy się tam, musimy szukać na szybko łodzi, która nas zawiezie, bo koniecznie chcemy się dostać do naszych koralowców. Więc np. tu mamy zmianę. Albo planowaliśmy sobie np., że w danym dniu wybierzemy się gdzieś tam zbierać fragmenty koralowców, natomiast na miejscu okazuje się, że jest koszmarna widoczność, bo np. jest dzisiaj duży prąd, więc zmieniamy plany i jedziemy tego dnia gdzie indziej, wykonać jakieś zupełnie inne prace czy po prostu zrobić research fragmentu rafy. Każdy dzień jest zupełnie inny. Dużo też naszej pracy odbywa się na lądzie, ponieważ tam wykonujemy wszystkie stelaże, mamy też dużo takich prac administracyjnych itd.

Typowa biurokracja.

Tak, typowa biurokracja. Chciałabym, żeby zdecydowana większość prac to była praca pod wodą, ale niestety jest to raczej pół na pół, a jeżeli coś przeważa, to niestety praca na lądzie.

Jeszcze wrócę do jednego tematu. Powiedziałaś: Malediwy i słaba widoczność. Jak to możliwe? Bo skojarzenia z Malediwami to raczej: ciepłe kraje, super wizura, ciepło, przyjemnie.

Zasadniczo na Malediwach jest superwidoczność, ale te miejsca, w których mamy swoje szkółki, to nie są takie typowe nurkowiska. To są miejsca, które mają podłoże piaszczyste, w pobliżu tylko jest nieduża rafa, nieduża skała. Nie umieszczamy naszej szkółki na rafie, dlatego że musimy ją postawić tak, żeby nie uszkodziła żadnego istniejącego ekosystemu w żaden sposób, czyli stawiamy ją na piaszczystym dnie. I tam np. jeżeli są fale, silny prąd w danym dniu, to widoczność robi się co najmniej średnia.

Czyli pływasz w takim mleku.

Tak, pływa się w mleku czasami.

A dużo osób pracuje przy tych szkółkach?

Fundację założyłam ja i mój mąż, jest nas dwoje. Jest też Ali, czyli właśnie ten chłopak, o którym powiedziałam, który na stałe jest na Malediwach i na co dzień pracuje z koralowcami, kiedy nas tam nie ma. I mamy jeszcze wolontariuszy, którzy nas wspierają i nam pomagają. Takich osób najbardziej zaangażowanych spośród tych wolontariuszy są dwie, ale już są kolejne, które chcą się również tak mocno włączyć, i bardzo się z tego cieszymy i będziemy ich również włączać w te prace.

To jak my, nurkowie, możemy Was wesprzeć? Bo sporo ludzi pewnie lata na Malediwy. Czy mogą się po prostu gdzieś tam do Ciebie udać i oznajmić: „Mam kilka dni wolnych, chciałbym pomóc jakoś”?

To wszystko zależy. Jest bardzo dużo sposobów, żeby nas wesprzeć, i my bardzo potrzebujemy każdej pomocy. Czyli można pomóc na miejscu. Bardzo dobrze jest, jeżeli na miejscu są co najmniej dwie osoby, bo do nurkowania powinny być właśnie dwie osoby. I jeżeli nie ma tam ani mnie, ani żadnego z naszych wolontariuszy w danym momencie, jest tylko Ali, to musimy wynajmować jeszcze jedną osobę przynajmniej na ten moment, kiedy on schodzi pod wodę, żeby nie schodził pod wodę sam. Natomiast czasami właśnie jest któryś z wolontariuszy. Jeżeli więc ktoś z nurków jest na tyle doświadczony, że się pod wodą czuje swobodnie i jest w stanie sobie nurkować bez konieczności stałego nadzoru nad nim, to jak najbardziej może się zgłaszać i umówimy się na taki moment, kiedy u nas jest okienko, i wtedy taką osobę serdecznie zapraszamy, żeby przyjechała i pomogła w pracach. 

Przy okazji będzie miała możliwość wiele się nauczyć, bo to jest super doświadczenie. Takie nurkowania, kiedy wykonuje się je po to, żeby coś zrobić, wykonać pracę pod wodą, to jest też zupełnie inny rodzaj doświadczenia niż tylko i wyłącznie takie nurkowanie rekreacyjne dla przyjemności. Dla mnie to jest niesamowite doświadczenie. Zawsze marzyłam o tym, żeby wykonywać podwodne prace, a teraz właśnie mam możliwość to robić. Czyli jak najbardziej można. 

Można też pomagać, mówiąc ludziom o tym, co my robimy. Jeżeli ktoś chciałby wesprzeć nas finansowo, to również będziemy ogromnie wdzięczni, bo nadal całość prac, to wszystko, co jest związane z naszą działalnością, finansujemy z własnej kieszeni. Właśnie dlatego musimy wracać do kraju, bo zarabiamy pieniądze na to, żeby Coral Mission mogło działać. Natomiast w tej chwili nie jesteśmy już w stanie bardziej rozwijać naszej działalności z tych środków, więc żeby rozpocząć ten cały projekt przesadzania rafy, będziemy musieli już szukać źródeł finansowania poza własnymi.

Czy gdybym chciał pomóc i już przyjechałbym, to czy długo będzie trwało przeszkolenie, żebym mógł faktycznie pomóc, a nie bardziej uszkodzić rafę?

To zależy, jak nurkujesz. Jeżeli dobrze nurkujesz, nie masz kłopotu z pływalnością, jesteś „obnurkowany”, to tak naprawdę wystarczy jeden dzień. Po to, żeby poznać miejsce, zobaczyć, co się tam robi i chwilę oswoić się z nowym akwenem, zobaczyć jak tutaj jest. Potem można zaczynać normalną pracę.

Są potrzebne jakieś specjalne narzędzia?

Tak. Do pracy w szkółce potrzebne są narzędzia bardzo podstawowe, tzn. dłuto, młotek, kombinerki, różnego rodzaju narzędzia, którymi w razie potrzeby można naprawić stelaż, np. kiedy wykrzywi się od fal. Potrzebne są również różnego rodzaju liny, nożyczki. To są rzeczy, które mamy ze sobą, kiedy schodzimy pod wodę. Natomiast do przesadzania rafy potrzeba jest dużo profesjonalnych narzędzi, np. podwodna pilarka, ponieważ część koralowców wydobywa się razem z fragmentem dna, do którego są przytwierdzone, natomiast nie zawsze jest to możliwe, część koralowców musimy obcinać. Ponieważ to są bardzo drogie rzeczy, to poszukujemy właśnie finansowania na zakup tego typu narzędzi, żebyśmy mogli rozpocząć projekt.

A w przypadku zbierania tych części koralowca, które odpadły, potrzebny jest jakiś worek, torebka, pojemniczek?

Worek. Używamy zwykłego, parcianego worka, z drugiej ręki, znalezionego gdzieś tam na śmieciach, bo staramy się jak najwięcej rzeczy używać takich, które po prostu były używane i zostały wyrzucone; nie są już nikomu potrzebne.

Zero waste.

Tak, dokładnie. Takich worków można znaleźć sporo, więc je sobie bierzemy i do nich zbieramy koralowce. 

I potem do pojemniczka. Pomierzyć, pobadać i do szkółki.

Dokładnie. 

Przyjemnie brzmi.

Jest super, jest świetne, jest niesamowite.

Rozumiem, że gdzieś w social mediach ogłaszacie takie informacje, że będziecie zbierać rafy i można podjechać i pomóc w razie czego?

Nie ogłaszaliśmy tego na razie, dlatego że od chwili, kiedy w ogóle zaczęłam o tym pisać w social mediach, ludzie sami zaczęli się do mnie zgłaszać. Można powiedzieć, że mam w tej chwili więcej chętnych do pojechania tam i do pomocy niż czasu, który mogę temu poświęcić. Bardzo bym chciała móc zaprosić każdego, żeby przyjechał i pomagał, ale to, co ze względów praktycznych będę musiała zacząć robić, to organizowanie płatnych wyjazdów na wolontariat. Z tego względu, że musimy się jakoś finansować. Na tę chwilę można się jeszcze załapać, żeby sobie po prostu przyjechać, popracować, spędzić z nami czas, dowiedzieć się wiele itd. Niedługo taka możliwość będzie bardziej dostępna, ale będziemy prosić wtedy o wpłatę jakiejś kwoty dla nas, na zasadzie dotacji, bo po prostu dzięki temu będziemy mogli dalej pracować i funkcjonować.

Jest to zrozumiałe, jak najbardziej. Ale to bardzo fajnie, że jest bardzo duże zainteresowanie takim tematem.

Jest ogromne.

A jak długo działa już ta fundacja?

Od zeszłego roku. Natomiast duża część tych naszych prac na początku to było tak naprawdę przygotowanie, uzyskanie wszystkim zezwoleń, zgód, rozmowy na Malediwach itd. Tak, żebyśmy mogli rozpocząć oficjalnie, żeby nikt nas nie zapytał, co tu robimy i dlaczego. Więc dużo tych prac na początku to były takie prace papierowe, że tak powiem.

Nudna biurokracja, jak wszędzie. Dopiero potem przychodzi ta przyjemność.

Tak.

A jak jeszcze wygląda ratowanie rafy? Bo nie każdą pewnie trzeba przesadzać? Czy rafę można jeszcze jakoś inaczej uratować? Kiedy zobaczysz, że ona obumiera, co można zrobić?

Przesadzanie rafy dotyczy tych miejsc, gdzie ma ona zostać zniszczona przez działalność człowieka, przez prace budowlane. Natomiast, jeżeli widzimy miejsce, gdzie rafa obumiera i nie jest to spowodowane działalnością człowieka, to najczęściej jest to spowodowane ociepleniem wody w oceanie. I to jest coś, na co nie mamy bezpośredniego wpływu, Nie ma takiego czegoś, co możemy zrobić tu i teraz. Natomiast to, co możemy robić, i o czym każdy z nas może myśleć, i wtedy zaczyna to mieć sens, to żeby zmniejszać jak najbardziej emisję tych wszystkich gazów, które powodują ocieplenie klimatu. Po prostu myśleć globalnie o wszystkim, co robimy, co kupujemy. I jest szansa, że ta spirala wzrostu temperatury się zatrzyma. Jest taka nadzieja, jest coraz więcej rozwiązań prawnych wprowadzanych, i tyle.

A czy na rafie spotyka się dużo śmieci, plastiku, pozostawionego przez człowieka?

Na Malediwach jest tego stosunkowo niewiele. Bo ogólnie jest tam przyjęte, że jeżeli nurkujemy, nawet jeśli jest to zwykły Fun Dive, i widzimy śmieć, to czy to jest ktoś z tamtejszych instruktorów, czy ktoś z gości, to po prostu bierze tego śmiecia do kieszeni. Dlatego praktycznie nie znajduje się na rafach śmieci. Czasami coś pojedynczego, co właśnie biorę do kieszeni i zabieram i tyle. 

Super.

Natomiast oczywiście problem śmieci na Malediwach istnieje. Śmieci są wyrzucane często przez morze na plaże. Ale plaże są często czyszczone po prostu przez lokalną społeczność. 

Czy my, jako nurkowie, coś jeszcze możemy robić? Nie wiem, nie dotykać rafy? Nie łamać jej, nie niszczyć?

Jak najbardziej. Uważać, kiedy się pływa przy rafie. Starać się pływać w takiej odległości od rafy, żeby nie kopać jej płetwami niechcący. Bo wiadomo, wszystko się może zdarzyć, np. prąd nas pchnie na rafę, oczywiście. Natomiast jeżeli pływamy tak, żeby zachować bezpieczną odległość, to jest super. Bo jeżeli jedna osoba kopnie, ułamie malutki kawałeczek, to w porządku. Ale tych osób jest tam wiele, jest ich setki. Czyli im bardziej na to zwracamy uwagę, tym większa jest szansa, że ta rafa pozostanie w stanie nienaruszonym, będziemy mogli tam kolejny raz nurkować, oglądać ją piękną i taką, jaka jest.

Na pewno nie urywać i nie zawozić do domu.

Tego absolutnie nie robić. Ale nawet nie widziałam, żeby ktoś próbował. Takie ułamane koralowce owszem, ale odłamywania fragmentu rafy nie widziałam, na szczęście.

Czyli nie można sobie go ot tak urwać i go przesadzić?

Nie, nie można. Oczywiście przy części tego typu projektów jest stosowana tzw. defragmentacja, czyli są znajdowane żywe, zdrowe koralowce i z nich są odcinane fragmenty. My tego nie robimy, przynajmniej na razie.

Zbieracie te, które naturalnie odpadły i je hodujecie.

Tak.

Czyli tak naprawdę dopiero za rok będą pierwsze efekty szkółki?

Tak, za rok będą pierwsze efekty szkółki, jeśli mówimy o tych koralowcach, które w tej chwili rosną posadzone w szkółce. Natomiast efekty naszych prac pojawią się szybciej, dlatego, że są jeszcze te większe fragmenty koralowców, które już możemy wysadzać. No i też tak naprawdę ten efekt to nie jest tylko to, że powstanie kawałek rafy, ale też pracujemy nad zmianą świadomości, nad zmianą myślenia, zarówno wśród osób, które przyjeżdżają na Malediwy, jak i wśród lokalnych społeczności. Jesteśmy np. zaproszeni w tej chwili do szkoły podstawowej, tam na wyspie Dhigurah, gdzie będziemy mieli wykład dla dzieciaczków. Będziemy im opowiadać o rafie, o tym, co robimy, o tym, dlaczego rafa umiera, co można robić, by temu zapobiec. Więc te nasze działania są dużo szersze.

Super. A powiedz mi, czy już zauważyłaś, czy te koralowce w szkółce podrosły trochę?

Tak, one już podrosły. I to jest ogromna satysfakcja.

Że to działa.

Tak, że są, że rosną, że żyją. Bo oczywiście za każdym razem jest to stres, tak samo jak  np. przesadza się roślinę doniczkową. Ona może się przyjąć lub nie, więc jest to stres, ale rosną, odpukać, jest super.

Czyli tylko trzymać kciuki, żeby się udało. A miejsca już są wybrane, gdzie one mają trafić?

Są wybrane, ale będziemy wybierać kolejne.

To życzę w takim razie sukcesów.

Dziękuję bardzo.

I zachęcam do wsparcia fundacji i pomocy w ratowaniu rafy.

Dzięki wielkie.

Dzięki, do usłyszenia.