Pozowanie pod wodą – Aleksandra „Goldi” Godlewska
Na powierzchni – aktorka, a pod wodą – modelka. Aleksandra Goldi Godlewska na co dzień występuje na deskach krakowskiego Teatru Bagatela. Od lat z zamiłowaniem nurkuje i równie chętnie robi zdjęcia. Połączenie tych pasji dało efekty w postaci spektakularnych fotografii. Jak pozować pod wodą? Czy to dla każdego? O czym warto pamiętać i od czego dobrze zacząć? Zapraszamy do wysłuchania rozmowy z Aleksandrą.
Obejrzyj odcinek
Przeczytaj podcast
Dzień dobry!
Dzień dobry! Cześć! Powiedz mi, gdzie ostatnio nurkowałaś.
W Deepspocie.
Super!
W styczniu, podczas fotoweekendu organizowanego przez Nauticę, przez Irenę Stangierską, Fotopodwodna w osobie Marcina Trzcińskiego i dołożyli się do tego też moi bardzo serdeczni przyjaciele nurkowi, fotografowie Ewi Godawa i Darek Szulgowicz, właściciele firmy Digi Print, dzięki której te wszystkie piękne prace mogły zawisnąć pod wodą, co jest w ogóle ewenementem, na skalę… nie wiem jaką. Widziałeś te zdjęcia pod wodą?
Widziałem pod wodą, nad wodą.
I co?
Super.
Jedne i drugie fajne, nie?
Tak. Ostatnio wpadliśmy na pomysł, żeby telewizor zamontować pod wodą, żeby slajdy leciały.
Też miłe. I uważasz, że ktoś pojedzie do Deepspota po to, żeby w jednym miejscu siedzieć i oglądać ekran?
Jesteśmy tam często, oglądaliśmy ten ekran, który widać przez szyby, więc tak. Zwłaszcza jak tam się siedzi, dzieciaki się zabiera i trzeba przy tych szybach być, bo dzieciaki patrzą, to chociaż sobie telewizję oglądają.
A dlaczego dzieci nie weźmiesz do wody?
Mają trzy lata.
Aha. To świetny czas, żeby zacząć.
Nasze dzieciaki już mówią, że potrafią nurkować i to bez masek. A tata, jesteś cienias.
I jak im nie wierzyć?
Dokładnie tak. Poza robieniem zdjęć pozujesz pod wodą?
Tak.
Jak to jest być po tej drugiej stronie obiektywu?
Normalnie. Zupełnie organicznie mi to przyszło. Mój ojciec, od kiedy pamiętam, zawsze miał w ręku aparat, zawsze fotografował mnie, siostrę, mamę, obiekty. Cały czas miał ze sobą aparat i dbał o to, żebym ja też miała ten aparat i żebym też robiła zdjęcia. Czyli ja od zawsze pamiętam, że byłam przed obiektywem i też robiłam zdjęcia. Rozumiesz? To przyszło absolutnie naturalnie.
Poza tym, jeżeli uważam się za fotografa czy tam fotografkę – mniejsza o feminatywy, ja jestem na tyle spełnioną osobą zarówno jako kobieta, jak i człowiek, więc czy mi powiesz, że jestem fotografką czy fotografem, to uważam, że to nie jest pierwszorzędna sprawa, jak mnie nazwiesz, ale pierwszorzędną sprawą jest to, co robię. I powinno się oceniać moją pracę przez pryzmat jej jakości, a nie przez pryzmat tego, kto to robi – czy kobieta, czy mężczyzna.
Zdecydowanie.
Więc odsłońmy tę sprawę od razu na początku.
Utopmy to.
Utopmy to. W każdym razie przez to, że czuję się fotografem, jestem w stanie wyobrazić sobie, co do mnie chce powiedzieć ta osoba z drugiej strony, czyli fotograf. Więc jeżeli ustawiam się w roli modela, zgadzam się na to, by być po tej drugiej stronie, to też nie traktuję siebie jako ja, tylko jako element kompozycji, kadru. Staram się uczynić z siebie narzędzie do dopełnienia tego kadru.
Jakiś obiekt.
Tak. W ten sposób. Staram się myśleć nie o tym, żeby zaprezentować włosy albo cokolwiek, tylko dopełnić tego dzieła.
Jak w ogóle wygląda taka sesja pod wodą? Trzeba być freediverem, nurkiem sprzętowym? Bo okej, wyobrażamy sobie pozowanie na powierzchni, jest dużo czasu, żeby się ustawić…
Tak, jest to zdecydowanie prostsze.
A pod wodą?
Pod wodą jest to zdecydowanie trudniejsze.
Właśnie próbuję sobie to wyobrazić. Biorę wdech, idę pod wodę, pozuję i wyskakuję?
No właśnie nie. Musisz to powietrze z siebie wypuścić, żeby się bardziej elegancko, swobodnie zanurzyć.
No właśnie…
Zresztą to wszystko zależy. Zależy, zależy, zależy. Wiele tematów musimy poruszyć związanych z Twoim pytaniem, bo po pierwsze, sesja podwodna może być na płyciźnie, w komfortowych warunkach, w płytkim basenie, gdzie jest ciepła woda, idealna. I wtedy jest coś takiego, że jeżeli się ma na sobie suknię, to ona siłą rzeczy nabiera wody i jest ciężka. Bardzo często kafle, czyli obciążenie, nie są potrzebne. I sama ta suknia, buty, to wszystko powoduje, że łatwiej jest Ci operować pod wodą ciałem, całym organizmem i wszystkim, a kiedy potrzebujesz oddechu, to po prostu robisz jeden ruch i nie ma z tym problemu. Jeżeli masz coś lżejszego na sobie, to owszem: kafel, dwa przydają się. Ale nie potrzebujesz asysty, nie potrzebujesz czekać na powietrze.
Poza tym komunikacja z fotografem jest też o wiele prostsza. Wiadomo, że wcześniej się omawia pewien plan, ale jeżeli wynika coś niezwykłego, niespodziewanego, to po prostu jeden ruch i gadasz z nim. Więc to jest o wiele prostsze. I wtedy bardzo często wystarczy dwoje ludzi do takiej sesji.
Ale jeżeli chce się już zrobić sesję taką beauty, nazwijmy to hasłowo beauty, wiadomo, to nie jest zbyt precyzyjne określenie, ale przyjmijmy, że sesja beauty to taka z sukniami. Więc jeżeli człowiek chce coś takiego zorganizować głębiej pod wodą, wykorzystać walory przestrzeni, skał, rafy czy jakiś tam zwierzątek (cudownie, gdyby się zdarzyły, ale tego nie można nigdy zagwarantować), to już wtedy potrzebna jest większa liczba osób.
Wtedy potrzebna jest asysta, ktoś musi dbać o ułożenie sukni, żeby modelka się w niej nie zaplątała, jeżeli ta suknia jest długa, ktoś od rozświetlenia, bo jeżeli to jest głębiej, to nie możemy liczyć na optymalne doświetlenie twarzy, szczegółów. Wtedy trudniejsza jest komunikacja, ale da się to zrobić, tylko po prostu potrzeba więcej ludzi.
A jeżeli jestem na Visie na przykład i mam kumpli, którzy fotografują pod wodą i chcą sobie zrobić wprawki, to wtedy umawiamy się tylko we dwójkę. W ten sposób właśnie zeszłam pod wodę na Visie raz z Grażdanem – tych zdjęć nie mam, mam nadzieję, że kiedyś się za nie weźmie. A drugi raz z Michałem Bazałą – i te zdjęcia mam. Jest to po prostu trudniejsze, tzn. łatwiej pewnie z asystą, czyli schodzi się i też ktoś musi w tym pomóc modelce. Schodzi się na te kilka metrów, człowiek z powietrzem musi być gdzieś obok bardzo czujny.
Okej, czyli Ty nie masz sprzętu, po prostu dostajesz powietrze od osób asystujących?
Dokładnie tak, ale wtedy akurat nie mieliśmy takiej możliwości, robiłam takie freedivy na kilka metrów, co jest piekielnie wycieńczającym zajęciem, ale się da.
Wypłynięcie w takiej sukni pewnie jest trudne?
To ktoś musi wtedy pomóc. My to robiliśmy, kiedy byłam w kostiumie i płetwach do freedivingu. I też są ładne, magiczne zdjęcia. One mają inny walor. Takie zdjęcia freediverskie, kiedy modelka nie ma fryzury, rozpuszczonych włosów też mają swój walor. Mówię, na głębokości korzysta się z innych walorów, na co innego zwraca się uwagę, a w tych sesjach beauty, które są na płyciźnie, co innego jest istotne po prostu.
Czy w ogóle trudno jest pozować? Bo wyobrażam sobie, że Twoje włosy to pewnie każdy w inną stronę się pod wodą układają.
M.in. dlatego właśnie mam takie długie, bo dobrze wyglądają w kadrze. I koledzy zawsze mnie proszą: Goldi, rób, co chcesz, ale nie ścinaj włosów. Przydają się też zawodowo, ale mówię, to, że grają pod wodą, jest też powodem, dla którego je mam.
A nie przeszkadzają w ogóle?
Pewnie, że pływają, czasami zasłonią twarz, ale od tego jestem ja, żeby jednym ruchem je odgonić albo w jednym czy drugim miejscu sobie je przypiąć. Zdarzyło mi się kiedyś upiąć je do sesji z kwiatami, w jakiś taki kok, bo to była sesja flamenco i wtedy w ogóle nie było z nimi problemów, natomiast był problem z suknią, z szalem, bo woda żyje, nigdy nie wiesz, kiedy to wszystko Ci zacznie machać przed twarzą, właśnie w tym momencie nie możesz nic z tym zrobić, ale zauważyłam, że moi koledzy najczęściej wykorzystują tryb seryjny.
Czyli klikamy i coś się wybierze.
Tak, to jest większa szansa, że któreś z tych ujęć wyjdzie, bo nawet bąbelki powietrza potrafią zepsuć ujęcie, czasami jeden się zakitra w nosie czy w uchu, czy gdzieś i genialne ujęcie, a tu bąbelek pokryje się z okiem, no i co? Na oku nie da się go wyciąć z kadru.
Czyli ogólnie dosyć trudna jest fotografia podwodna.
Tak, nie wiem, czy próbowałeś fotografii podwodnej. Tam po prostu musisz korzystać z manuala, jeżeli chcesz, żeby Twoje zdjęcia były na dobrym poziomie, bo widać, jeżeli są robione małpką. Wiadomo, że te małpki są coraz lepsze, i w sytuacjach ekstremalnych jak najbardziej powinno się z nich skorzystać, bo wg tego, co mówi od zawsze mój tato, lepsze jest jakiekolwiek zdjęcie od żadnego. I lepszy jest jakikolwiek aparat niż żaden.
W związku z tym fotografia podwodna jest trudną dziedziną, musisz opanować full manuala i musisz być bardzo czujny, otwarty i prędki w reagowaniu na to, co jest nie do zaplanowania. Tutaj jest piękny ukwiał i starasz się uchwycić błazenki, a tu nagle rekin napiera albo manta. No to co, Szymon, to szybko pod palcem musisz mieć opanowane kilka ruchów, żeby jednak te ekspozycje i wszystkie ustawienia pozmieniać, żeby zrobić to, co jest istotniejsze.
A czy w takim pozowaniu na wodach otwartych nie przeszkadza wizura albo sól morska? Bo w basenie to wygląda, że jest bardziej komfortowe.
Ależ oczywiście, że przeszkadza, oczywiście, że tak jest. Wszystko zależy od człowieka, ale generalnie oczywiście na wodach otwartych jest to o wiele trudniejsze. Pierwsza moja minisesja beauty, którą zaplanowaliśmy pod koniec safari, takiego słynnego, bardzo kultowego foto safari z Piotrem Stósem i Ireną Stangierską, chyba w 2016 roku, w marcu. Byliśmy wymarznięci i wycieńczeni po całym safari, bo zdajecie sobie sprawę, safari to jest sześć dni, cztery nury dziennie tam robiliśmy i te nury były naprawdę długie.
Trochę się śmieję, bo wymarznięci po safari, a safari się kojarzy z Egiptem.
No tak, ale kto nie był, ten nie wie. Tam słoneczko pięknie grzeje, ale woda wyciąga, nawet jeżeli ma relatywnie dużo stopni.
No nie ma 36 stopni.
Nie ma, a poza tym w marcu ta woda jest dużo chłodniejsza, a poza tym samo zanurzenie to jest utrata od 1400 do 2000 czy nawet 3000 kalorii. Jeden nur. A zrób cztery. Jeden o świcie, a ostatni kończysz o 21 i tak każdego dnia. Człowiek jest po prostu wycieńczony.
Bo organizm nie ma czasu na regenerację.
To jest raz, dlatego już od trzeciego dnia wszyscy leżą pokotem i starają się odpocząć w każdej wolnej chwili. Ale to było foto safari i my między nurami mieliśmy pokazy, trzeba było zrzucać zdjęcia, naładować sprzęt, trzeba było zjeść, ponieważ te nury były bardzo długie, bo fotografom zależy przede wszystkim na świetle. Byliśmy na St john’sach, tam nie było wraków. Jeżeli byśmy wzięli pod uwagę nury na wrakach gdzieś głębiej, to te nury muszą być krótsze albo ma się sprzęt odpowiedni i uprawnienia techniczne, ale my byliśmy fotografami. Nam zależało, żeby zrobić jak najwięcej kadrów. Pływaliśmy płytko, bo to były St John’sy, czyli jaskinki. Najkrótszy nur trwał 75 minut.
Najkrótszy?!
Tak, najkrótszy. To cztery takie nury dziennie, to człowiek naprawdę padał. I ta sesja beauty to była taka wprawka dla kolegów, byłyśmy trzy kobiety na tym foto safari, więc tylko my miałyśmy pozować. Ale troszkę pokrzyżował nam plany nocny powrót, mnie przynajmniej, bo mam chorobę morską, a trzeba było z St John’sów wracać do Hurghady pod wiatr, więc ja całą noc spędziłam przewieszona przez burtę.
Rozmawiałaś z Neptunem.
Tak. Był bardzo miły, ale nie pamiętam, co mówił. W każdym razie następnego dnia byłam tak nieprzytomna… Wiem, że dziewczyny na dole próbowały z asystą i podawaniem powietrza, mnie organizm powiedział nie. A rzadko mówi mi nie, bo jestem generalnie dosyć wytrzymała i lubię wyzwania takie bardzo hardcore’owe. W każdym razie wtedy zrobiłam tylko kilka snurów z powierzchni, ale Bogu dzięki był pod ręką Piotr Kukliński, zrobił mi fantastyczne zdjęcie mimo mojej niedyspozycji. Pamiątka po tej sesji jest.
I to jest trudne, bo raz, że prąd. Dwa: fala. Wiatr, wszystko. A jeszcze akurat woda tam była średnio przejrzysta, wybraliśmy niby optymalne miejsce, ale zasolenie też robi swoje, tzn. pod wodą tak naprawdę oczy nie bolą, pieką dopiero wtedy, gdy człowiek się wynurzy. Ale do tego też idzie się przystosować – jak mówią Krakusy.
Tak samo, jak do jedzenia rzeżuchy czy czegoś.
Szpinaku!
Albo szpinaku.
A sesje podwodne, takie basenowe, to dla mnie jest full komfort. Wrócimy do tego, tylko pamiętam, że zadałeś mi pytanie, na które nie zdążyłam odpowiedzieć.
Już nie pamiętam.
A ja pamiętam. Czy łatwo jest pozować pod wodą?
No właśnie?
Nie i tak. Mnie nie, ponieważ robiłam to już kilka razy i to jest dla mnie w pełni komfortowa sytuacja, bo ja wiem, co się ze mną dzieje, bo ja po prostu lubię czuć wodę i mówię, w tej chwili jestem w stanie zapanować nie tylko nad sukienką, ciałem czy włosem, ale również nad emocją. I tutaj musielibyśmy wrócić w ogóle do definicji dobrego zdjęcia, dobrego portretu.
Bo nie wiem, czy zauważyliście, jak wiele jest teoretycznie dobrych zdjęć, nawet powierzchniowych: niby piękny portret, piękna kobieta, piękny kadr, piękne światło, wszystko jest wymuskane do najmniejszego szczegółu, a jednak to zdjęcie nie działa. Technicznie nic nie można mu zarzucić, a jednak nie działa. Wiecie dlaczego? Najczęściej dlatego, że modelka ma po prostu pustkę w oczach. Modelka nie niesie ze sobą żadnego ładunku emocjonalnego.
A jak zobaczycie na zdjęcia największych fotografów, nawet fotografujących modelki czy aktorki, to nie chodzi o to, że one grają coś tam na scenie, tylko jeżeli jest człowiek w kadrze, czy model, czy aktor, czy ktokolwiek, czy nawet zwykły człowiek, który idzie sobie chodnikiem i myśli, że nie ma do pierwszego, to on niesie ze sobą ładunek emocjonalny. I to przechodzi na drugą stronę. Jeżeli przechodzi, to wtedy dopiero jest interesujące.
Dlatego ja zawsze zwracam uwagę na to, czy kogoś fotografuję, czy sama jestem przed kamerą, że człowiek musi o czymś myśleć. Bo myśl przechodzi. Bo obiektyw czyta nasze myśli. Wiecie, co to jest mina? To jest pusty grymas. I my, jako aktorzy wystrzegamy się tego najbardziej na świecie, bo co innego jest uśmiechnąć się wymuszonym, pozowanym uśmiechem, a co innego, jeżeli ja się do Ciebie uśmiecham całą swoją sobą, całym sercem i jestestwem. I to też przechodzi. czasami jest zdjęcie niedoskonałe, ale nie możemy od niego oderwać uwagi, bo coś niesie ze sobą model, który jest na tym zdjęciu. Jakiś temat, jakaś intencja wychodzi.
Mówię teraz o zdjęciach powierzchniowych, ale wg mnie to samo powinno obowiązywać pod wodą. Ja od samego początku, jak tylko wzięłam się za fotografię podwodną, uznałam, że niewystarczające będzie dla mnie robić po prostu zdjęcia podwodne, tylko ja bym chciała robić po prostu dobre zdjęcia. A to, że one są dodatkowo pod wodą, to większa praca z mojej strony, większe wyzwanie, ale też większe zadowolenie, jeżeli ktoś mi powie, że wow, to jest po prostu dobre zdjęcie. A nie, że dobre zdjęcie podwodne.
Tylko że wiadomo, to jest co innego, od rybki pewnych rzeczy nie będziesz wymagał. A ja uwielbiam nurków pod wodą. Ustrzelić ich w jakimś momencie komunikacji, nie że pięknie pozuje i ma pustkę w oczach, tylko że coś tam się między nurkami dzieje. Jeżeli jest człowiek w kadrze, czy na powierzchni, czy pod wodą, on powinien nieść ze sobą ładunek emocjonalny.
Dlatego ja bardzo o to od samego początku dbałam. A wiecie, jak strasznie dużo jest takich zdjęć podwodnych, i dziwię się, że wielu fotografów kompletnie nie zwraca na to uwagi, kiedy jest piękna modelka, pięknie włos jej lata, suknia bomba, światło, kolor wow, a modelka wygląda tak… I widzę, że zaraz się udusi.
To była pierwsza moja myśl.
Tak, ale zawsze jeżeli ktoś wejdzie po raz pierwszy pod wodę, to trudno mu opanować to, że ta woda wciska mu się każdą porą do organizmu i go blokuje. Pamiętam, jak pierwszy raz zeszłam do wody, podczas OWD, i miałam zdjąć maskę, co było dla mnie w ogóle rzeczą kompletnie niezrozumiałą.
Witaj w klubie!
Moim pierwszym instruktorem i OWD i AOWD był Robert Tomasz Pietras (pozdrawiam bardzo gorąco!) i Tomek mówi: a jak pod prysznicem? A po co ja mam pod prysznicem otwierać oczy?!
I mieć maskę, tym bardziej.
Więc to było dla mnie strasznie trudne. Wiecie, co ja zrobiłam? Bo to były cztery dni kursu w Egipcie. I wiecie, co ja zrobiłam? Ja po prostu najpierw się rozryczałam, myśląc sobie, jak ja mam to zrobić. Jeszcze robiliśmy to OWD na płyciźnie, na czterech metrach, wzburzyliśmy mnóstwo piachu płetwami, jak to kursanci, tam nic nie było widać. Zdjęłam tę maskę i od razu wyskoczyłam na powierzchnię, mówiąc, że się topię.
Ale ja jestem zażarta, tzn. nigdy nie mówię, że czegoś nie zrobię, tylko po prostu nad tym pracuję. Im większe jest wyzwanie, tym bardziej staram się temu wyzwaniu sprostać, więc poprosiliśmy o dzień przerwy. To był jakiś tam resort w Egipcie, w Hurghadzie. I wiecie, co zrobiliśmy? Poszliśmy na basen z moim mężem i on trzymał się drabinek i przytrzymywał mnie pod wodą, a ja pracowałam z tą maską.
Tylko wiecie, ludzie dookoła, tłumy, nie wiedzieli, co ja robię, bo nie widzieli mnie tam pod wodą, tylko patrzyli, co ten Polak od kilku godzin topi żonę i jeszcze mu się nie udało. Ale zaparłam się, że to zrobię, i w tej chwili jest tak, że wchodzę do wody bez maski i jest to dla mnie naturalne, ale musiałam to oswoić. Możemy sobie żartować, że to jest nasze naturalne środowisko, bo ja się cudownie czuję pod wodą, bardzo swobodnie, ale to musiałam po prostu opanować.
Więc jeżeli chodzi o mnie, pozowanie pod wodą jest dla mnie łatwe. Bo mam to obcykane. Bo robiłam to wielokrotnie, bo efekty są fajne i to też wyostrzało mi apetyt na coś więcej. Na to, żeby w końcu zrobić filmik z Wojtkiem Jeznachem, który jest znakomitym filmowcem, i tak się umawiamy od bardzo dawna na to, żeby zrobić filmik, pewne rzeczy być może pokazać, pewne rzeczy wypunktować.
Ale zdaję sobie sprawę, że nie jest to łatwe dla kogoś, kto robi to po raz pierwszy, po prostu. Bo samo pozowanie na powierzchni jest o wiele prostsze. Pod wodą nie dość, że woda… A próbowałeś się kiedyś uśmiechnąć pod wodą?
Ja się nie uśmiecham.
Okej, co widać na załączonym obrazku. Zdjąć maskę, uśmiechnąć się – okazuje się, że to wszystko da się zrobić. A jeszcze pomyśleć przy tym. Gadaliśmy kiedyś z przyjaciółmi, bo zwykle nurkujemy i fotografujemy w gronie znajomych, wiadomo, i oni kiedyś pytają: Goldi, jak to jest? Bo jedna dziewczyna pod wodą ma puste spojrzenie, kiedy zrobi się jej portret, a drugiej się zrobi i ona nie ma pustego spojrzenia. Zawsze mówię, że nie mam na to takiej rady, żeby ją wypisać i włożyć w ramkę. Po prostu pod wodą też trzeba o czymś myśleć. Pod wodą model też powinien mieć jakiś stan. Wymyślić sobie jakiś temat.
Zawsze mówię: a słuchaj, co ty masz na sobie? No suknię. Mówię: no tak, ale jaka to jest suknia? Bo inaczej powinno się pozować… Bo mówię, te zasady, które obowiązują na powierzchni, według mnie powinny obowiązywać też pod wodą i mnie nie wystarcza coś takiego, że to jest po prostu zdjęcie podwodne, ważne, że włosy, że suknia, że światło. Nie. Można zrobić z tego coś ambitniejszego, co zawsze staram się robić.
I zdjęcia, na których jestem, które robili moi przyjaciele, udowadniają, że da się. Bo inaczej się pozuje w słodkiej, wspaniałej, lirycznej, poetyckiej, romantycznej sukni, a inaczej modelka powinna zilustrować ten cały outfit, jeżeli to jest drapieżna koronka, czerń, szpilki i mocny make-up.
Właśnie. Make-up. On jest wodoodporny?
To zależy. Podczas moich pierwszych sesji ja w ogóle olałam ten temat, tzn. kompletnie się tym nie zajmowałam. Od samego początku miałam przez samą siebie bardzo wysoko postawioną poprzeczkę, zarówno jeżeli chodzi o pozowanie, jak i fotografię. Od razu po kursach OWD i Advanced trafiłam pod skrzydła krakowskiej Nautici. Na lotnisku zwerbował nas Darek Spirytulski, czyli jeden z szefów Nautici, który powiedział: No co Wy, Krakusy, gdzie Wy jedziecie? Z kim Wy będziecie tam w tej Sharmie nurkować, jak nie z nami? I on nas zwerbował do Nautici i Nautice jesteśmy wierni od wielu, wielu lat.
Tam też poznałam Piotra Stósa, który jak wiadomo jest jednym z najlepszych i najlepiej utytułowanych fotografów podwodnych i jeżeli się uczyć, to tylko od niego. Dzięki pierwszym warsztatom u Piotra trafiłam też na Irenę Stangierską, cudowną, wspaniałą, której tu nie trzeba przedstawiać, bo też jest ikoniczną fotografką o zupełnie innym niż Piotr stylu, ale o jakości, której nie da się przecenić.
Więc ja od samego początku, gdy tylko zrobiłam te wszystkie podstawowe kursy i poczułam się w miarę pewnie w wodzie, wiadomo, że chwyciłam za aparat. A jak się obok ma Piotra Stósa i Irenę Stangierską i ich uczniów, to człowiek od razu zaczyna mierzyć dużo wyżej, niż gdyby pewnie nie miał z nimi kontaktu. Od samego początku widziałam, jak powinny wyglądać piękne, w pełni profesjonalne kadry i od samego początku bardzo do tego aspirowałam, bo mnie to bardzo radowało.
Tamto pierwsze zdjęcie podczas safari z Nauticą, które zrobił Piotr, tylko zaostrzyło mi apetyt na więcej i więcej. Pomyślałam sobie: Boże drogi, przecież całe studia zarabiałam, robiąc recitale, prowadząc różne imprezy, ja mam mnóstwo sukien, outfitów różnych tematycznych, przecież to wszystko można wykorzystać pod wodą. I namówiłam wtedy na wspólną sesję Marcina Wojtasika, też znakomitego fotografa. Mieliśmy tylko jeden punkt. Malutki płytki, hotelowy basenik, wcale nie ciepły i dosyć nieciekawy, bo były tam te takie zielonkawe kafle. Więc ten basen w ogóle nie był ciekawy, ale był pod ręką i mogliśmy go sobie na dwie godziny wynająć.
Ja wtedy wymyśliłam cały outfit. Wszystko wyjęłam z szafy, wymyśliłam sobie sesję flamenco, jako że kiedyś tańczyłam flamenco. I ta sesja wyszła nam cudnie, a była nas tylko dwójka. Wymagało to od nas nieprawdopodobnego nakładu pracy, sił i chęci przede wszystkim. Bo jak trzeba było przestawić punktaka, to wtedy Marcin po prostu wychodził z wody i go przestawiał, odpinając akwalung cały, I ja wtedy miałam chwileczkę na to, żeby odpocząć.
Zdjęcia na płyciźnie wychodziły łatwiej, prościej i wymagały mniej zaangażowania siłowego, ale zeszliśmy potem na głębszą wodę. I to było masakryczne, bo ja nie miałam asysty. Nie miałam nikogo, kto mnie z tej wody wyciągnie. A długa, ciężka kieca nasiąkła wodą i ja owszem, przy dnie czułam się stabilnie i zrobiłam kilka figur flamenco i zatańczyłam to flamenco, ale już płynąc na górę i do brzegu, i tak kilkanaście razy, to ledwo żyłam. Byłam wycieńczona, ale jak mówię, lubię wyzwania i efekt był taki, że zrobiłabym to jeszcze raz.
Wtedy nie myślałam w ogóle o make-upie, bo myślałam sobie, że ten cały kostium flamenco, że te buty, że ten wachlarz, że te kastaniety, że te kwiaty we włosach i szal absolutnie wystarczą. Poza tym tam panowała atmosfera mroku. Takie te zdjęcia miały być, w klimacie flamenco. I tam makijaż był zupełnie zbędny przy tym, co zrobiliśmy. Myślę, że gdybyśmy pokusili się o bliskie kadry i o portret, to wtedy by się przydało, ale mówię: wtedy o tym nie myślałam.
Natomiast makijaż miałam np. w ubiegłym roku, gdy zdecydowaliśmy się na sesję z Grażdanem (Robert Grażdan Knaź), on bardzo lubi fotografować kobiety pod wodą i wychodzi mu to zresztą przepięknie. I on wtedy powiedział, że będzie i asysta, i kolega od muzyki, jakbyście potrzebowały. I Ania Barkin cudowna, wspaniała. Jeżeli ktoś będzie potrzebował profesjonalny make-up pod wodę, to Ania Barkin. Nie wiem, czy mogę zdradzać jej sekrety. Po prostu umalowała mnie w pełni wodoodpornymi kosmetykami, bardzo mocno, bo woda jednak troszeczkę zmywa. Ale okazało się, że nic mi nie zmyła. Jak weszłam do wody o 10, to do 17 miałam to wszystko na twarzy, bo ona mi to jeszcze zafiksowała. Są takie specjalne fixery dodające trwałości.
Pięć godzin sesji, rozumiem?
To było z przerwami, bo inne dziewczyny też pozowały, bo trzeba było odpocząć. I rano tak naprawdę tylko czerwone gałki oczne świadczyły o tym, że tak dużo godzin spędziłam pod wodą.
Z otwartymi oczami.
Tak. Ania nie użyła fixera profesjonalnego, użyła czegoś innego, ale nie wiem, czy to nie jest jej tajemnica zawodowa, więc nie wiem, czy mogę powiedzieć. W każdym razie zdjęcia udowadniają, że tam akurat przy tej sesji mocny full make-up miał sens i nie zanieczyściliśmy nim basenu.
To było moje kolejne pytanie właśnie.
W Fajkierze, cudowny hotel Lgota murowana, hotel Fajkier i tam mają taki fajny, uroczy mały basenik. I on nie jest wyłożony takimi płytkami zwykłymi, tylko niebieską mozaiką. Wygląda bajecznie, ale i tak mieliśmy rozłożone tło.
Tło pod wodą?
Tło pod wodą. Co nie jest konieczne, bo to wszystko zależy od światła, można po prostu wyciąć sylwetkę, ale wiadomo, że jeżeli jest to tło, to fotograf przy obróbce oszczędza sobie mnóstwo pracy.
Czyli zwykła fotografia, tak jak na powierzchni, też są tła, światła…
Dokładnie tak.
Tylko zmienia się środowisko de facto.
No, dokładnie tak.
Czyli „szału ni ma”. Jakie być dała rady początkującym osobom, które pozują pod wodą? Od czego powinni zacząć?
Od tego, co nad wodą. Czy swobodnie czuję się przed obiektywem? Czy jestem w stanie wyciąć się z tematu „pozuję, patrzcie, jaką mam suknię, jaka jestem piękna”. I w ogóle to woda mnie dusi, światło mi wali w twarz to są kwestie, których nie powinien widzieć obiektyw. Jestem tutaj, warunki są trudne, jest mi zimno, jestem rozebrana – trudno. Trzeba się od tego odciąć i zagłębić w jakiś temat, który sobie wspólnie wymyślmy, a który jest bardzo istotny. Więc jeżeli jestem w stanie to zrobić, to dobra, mogę iść pod wodę. Potem muszę opanować wodę.
Myślisz, że jakiś kurs nurkowania freediverskiego albo OWD przydaje się wtedy?
Jeżeli się robi sesję na głębokości freediverskiej, to tak. Przydaje się z tego względu, że człowiek jest bardziej świadomy reakcji swojego organizmu i nie zrobi sobie krzywdy. Bo zdarzają się takie sytuacje, że ktoś bardzo, bardzo chce i może sobie ciut za długo, za głęboko popłynąć, bo tak bardzo chce, żeby to zdjęcie się udało. Takie rzeczy się podobno zdarzały.
Więc takie umiejętności jak najbardziej się przydają, ale one nie są konieczne, jeżeli się umawiamy na sesję na 4–5 m i jeżeli modelka jest sprawna, jest w stanie podpłynąć, chwileczkę zatrzymać się pod wodą i potem bez problemu wypłynąć z kaflami, jeżeli je ma, to tak, może tam być asysta. Każdą sesję można zrobić we dwójkę, a można też z wielkim teamem.
Jeżeli jesteś we dwójkę, to musisz być bardziej wymagający, jeżeli chodzi o pewne szczegóły, zwrócić na nie większą uwagę, nie liczyć na to, że ktoś Cię wyciągnie, tylko jeżeli już np. do tych zdjęć, które pokażę, Marka Bazały, tam było jakieś 7–8 m, następnego dnia sprawdziłam, że tam było ok. 8,5 m, to było też bardzo wyczerpujące i męczące, bo łatwiej było się zanurzyć, mając 3 kafle, ale wypłynięcie na powierzchnię już wymagało troszeczkę więcej siły. Więc też musiałam mierzyć siły na zamiary, musiałam znać na tyle swój organizm, żeby wiedzieć, że będę w stanie wypłynąć i ile razy jeszcze mogę się zanurzyć.
Nasuwa mi się takie pytanie. Mierzyć siły na zamiary, czyli przed sesją podwodną trenujesz? Schodzicie sobie zobaczyć, w którym miejscu będzie robione zdjęcie?
Za każdym razem, gdy robiliśmy z kimś znajomym sesję, wiedziałam, gdzie to będzie, znałam ten teren. Na Visie znałam ten teren, bo zrobiliśmy pierwszego dnia zanurzenie kontrolne, żeby się wyważyć, więc wiedziałam dokładnie, jak to wygląda. Poza tym codziennie robiłam tam sama dla przyjemności krótkie freedivy, bo po prostu to lubię. Więc jak mi Michał Bazała powiedział: Słuchaj, chciałbym kilka takich zdjęć zrobić, bo nigdy nie próbowałem. To mu powiedziałam no spoko, robię to codziennie, więc absolutnie nie ma problemu.
Natomiast wracając jeszcze do tamtego pytania, czy łatwo, czy trudno jest pozować pod wodą: łatwo i trudno to jest jedna rzecz, na to już odpowiedziałam, ale mogę CI powiedzieć, że to jest jedna z najcięższych, najtrudniejszych, najbardziej wyczerpujących rzeczy, jakie w życiu tykałam.
A lubię wyzwania. Jeżeli biegam, to maratony. Jeżeli jeżdżę na nartach, to naprawdę z ekstremalnych stoków. I nic tak człowieka nie wycieńcza, jak pozowanie pod wodą, ponieważ woda wychładza, wyciąga energię i w ogóle, jak człowiek się nie rusza, mimo że temperatura w basenie czy w morzu jest ciepła, to i tak człowiek po tych dwóch godzinach jest nieprzytomny ze zmęczenia i wychłodzony.
Dlatego, jeżeli spytasz np., jak długo może potrwać taka sesja, to powiem Ci, że góra dwie godziny. Myślę, że do trzech bym dobiła w zależności od tego, czy to jest bardzo głęboko, czy płycej.
Czyli krócej niż taka klasyczna sesja?
Zdecydowanie. Oczy też się męczą. Po prostu po jakimś czasie robią się czerwone, bo naczynka pękają.
Jak to mówi mój dzieciak: skóra na palcach robi się stara…
Dlatego Bogu dzięki, popatrz na mnie. Zaczęłam modelować po czterdziestce w ogóle. Dlatego pod wodą takich niuansików nie widać. Pod wodą sesje są cudowne, bajeczne, jeżeli się wykorzysta walor wody, że woda żyje, porusza materiałem, włosami, ale trzeba równie starannie zadbać o te rzeczy, które obowiązują nad wodą. Zawsze to będę powtarzać.
To jest bardzo cenna rada. W sumie o niej nigdy tak nie myślałem. Fotografia podwodna, modeling podwodny to pierwsza myśl każdego, to jak długo wstrzymać oddech, jak się położyć, ile balastu wziąć, a nikt nie myśli, że to jest jednak pozowanie.
To wszystko trzeba indywidualnie wypróbować. Bo jeżeli jest tak, jak mówiłam wcześniej, np. duża, obszerna suknia i ona chłonie wodę, to ona już służy jako część balastu. Jeżeli kostium jest bardzo skąpy, to ten balast jednak warto sobie gdzieś tam z tyłu ukryć, bo łatwiej tam na dole, bo woda i tak wypiera. Żeby się zanurzyć, i tak trzeba się pozbyć powietrza, bo wtedy łatwiej się zanurzyć. Tu się umiejętności freediverskie przydają, ale nie trzeba na to mieć papieru. Jeżeli ktoś lubi wodę, lubi być pod wodą, to pewnie łatwiej sobie poradzi, niż ktoś, kto do tej wody za często nie schodzi.
Zdecydowanie. Jakieś kolejne sesje? Jakieś plany?
Mam nadzieję. Umawiamy się z Grażdanem i z Wojtkiem Jeznachem, tak jak wcześniej powiedziałam, na kolejną sesję, ale to nie jest tak łatwo, jeżeli się nie jest w tym samym mieście. Bo trzeba zgrać wspólne terminy, kilka osób, bo trzeba mieć wolne w robocie, trzeba z hotelem to ustalić, żeby tam było akurat wolne i żeby mogli nas przyjąć…
A sesje zimą, pod lodem?
Wiesz co, ja jestem rybka ciepłolubna.
Ale lubisz wyzwania.
Goldi Welonka jestem, tak słyszałam i bardzo mnie to rozbawiło. To jest tak, że ja bardzo bym chciała. Bardzo, ale ja nurkuję generalnie raz w roku – na safari. W zeszłym roku udało się jeszcze być na zlocie fotografów podwodnych na Visie. Częściej nie mam okazji, bo raz, że dzieci, tzn. dzieci w takich momentach mógłby nawet ogarniać mąż, ale terminy moje zawodowe trzymają i to powinna być kwestia priorytetowa, pomimo że pasja podwodna jest w moim sercu na równi. Ale uwielbiam też mój zawód.
Ale rzucam wyzwanie w takim razie, skoro lubisz wyzwania.
Tak, ale to jeszcze musiałabym opanować kwestię suchego.
Ale kto mówił o suchym skafandrze? W sukni.
W sukni pod wodą? Zimą?
Zimą, no.
A to mi powiedziałeś…
Wyzwanie.
Słuchaj… Never say never.
Dokładnie. Ciepłe zimy teraz mamy.
Okej… Jak mnie potem będziesz z tego rozliczał, to ja nie wiem, co Ci zrobię.
Mateusz potwierdzi, że jestem pamiętliwy.
Słuchaj, coś jeszcze chciałam Ci dopowiedzieć odnośnie do tego, ale…
Ja już widzę, Ty już planujesz tę sesję.
Wiesz, o co chodzi… Mam naprawdę mnóstwo pomysłów, tak samo jak się wzięłam za tę pierwszą sesję z Marcinem Wojtasikiem, wiedziałam, że to ma być flamenco. I miałam tam kilka różnych „przebiórek”, ale nie zdążyliśmy ich wykorzystać, ponieważ staraliśmy się jak najwięcej zrobić w tym outficie, który wtedy miałam, wykorzystać go maksymalnie, bo nam się to podobało, a potem już nie było siły, żeby przebrać się w cokolwiek innego.
Druga sesja w tym samym basenie, zresztą też mogę pokazać, jak bardzo inaczej Irena Stangierska widzi tę samą przestrzeń. Irena robi cudowne, bajkowe zdjęcia, pięknie je bluruje, pięknie cieniuje, są to zawsze bardzo subtelne sesje, bardzo kobiece. I umówiłyśmy się w tym samym basenie i Irenka przywiozła wtedy swoje suknie i ja dwie czy trzy z nich wykorzystałam, na koniec weszłam w swoją i też chciałyśmy więcej zrobić, ale po prostu kwestia sił. Ja już nie miałam wtedy siły, pamiętam, że Krzyś Lalik nam pomagał, przynosił, podawał mi gorącą herbatkę, to było najcudowniejsze.
Pomyślałam sobie wtedy, że już nigdy w życiu nie chcę robić sesji bez żadnego wsparcia i asysty, bo ta pomoc przy wychodzeniu, jak już człowiek się słania naprawdę na nogach, ma ciężką suknię, cały jest mokry, jest mu zimno, to ta herbatka podana jest po prostu na wagę złota.
I to wszystko też miałam przy sesji z Grażdanem. Natomiast wówczas miałam cały olbrzymi wór swoich własnych sukien, do tego jakieś różne buciki, rękawiczki, perły z własnej szafy. Mam tego mnóstwo, bo pracuję w zawodzie, w którym takie rzeczy się przydają, więc miałam mnóstwo pomysłów, z czego wykorzystaliśmy tylko kilka. I pamiętam, że jak pierwszy raz zanurzyłam się pod wodą, to jeszcze Grażdan, z którym się przyjaźnimy od wielu lat, mówi: Ale wiesz… Coś tam mnie ustawia… A ja mu mówię: cicho. I on po dwóch seriach zdjęć pod wodą mówi: Goldi, ale wiesz co, ty musisz oś zrobić, bo to nie widać, że to zdjęcia podwodne są.
O, to ciekawe.
Nie było w ogóle ani bąbelków… No, my wiemy, my widzimy, ale jak by pokazać takiemu laikowi, niezwiązanemu z fotografią podwodną, to by powiedział, że to nie jest zdjęcie podwodne. Dlatego bardzo często wykorzystuje się powierzchnię w płytkich zdjęciach. Tak jak mówiłam, na głębokości jest inny walor. Tam nie musi być makijażu, tam modelka nie musi mieć na twarzy miny, grymasu bądź emocji, bo widać najczęściej jej sylwetkę. Walorem są kompozycja, światło, skały, rafa, zwierzątka.
Natomiast jeżeli już wchodzimy do basenu i są pewnego rodzaju zbliżenia, to wtedy warto zadbać o to, o czym wcześniej mówiłam. I w tym właśnie momencie, jak Grażdan mówi: No zrób coś, żeby było widać, że to podwodne!, po prostu zmienił kąt fotografowania, a ja zbliżyłam się troszkę do powierzchni i wtedy powstaje taka magia odbicia. To jest też bardzo piękna rzecz. Miałam wtedy mnóstwo różnych outfitów, wykorzystaliśmy tylko kilka, bo to wszystko naprawdę zabiera czas. Ja wiem, że jak ludzie oglądają takie sesje, to myślą sobie, że co to takiego, ale to jest naprawdę bardzo wyczerpujące zajęcie. Bardzo.
Mam jeszcze mnóstwo pomysłów, zalegają mi te ubrania, te wyreżyserowane przeze mnie w głowie pomysły. Musimy doprowadzić do kolejnej sesji, bo ja mam za dużo pomysłów i nie pozbędę się tego, zanim tego nie wykorzystamy, np. do pierwszego mojego wejścia pod wodą włożyłam moją własną, autentyczną suknię ślubną sprzed 20 lat. Ja się jej nie pozbywałam, bo wiedziałam, że kiedyś się przyda. I się przydała. Tylko dołożyłam do tego buciki, rękawiczki, perełki na włosy, żeby był pazur. Krzesło własne z proszkowanej stali z Ikei kupiłam kiedyś specjalnie z myślą o sesji podwodnej.
A poza tym od jakiegoś czasu też chodzę po wybiegu u znajomych projektantów mody polskiej (po zewnętrznych wybiegach), które zaczęła kilka lat temu organizować Mariola Turbiarz, która też robi te wszystkie imprezy. Raz, że promuje polskie marki, polskich projektantów, dwa, że pieniądze zebrane podczas tych imprez idą na cele charytatywne. Zawsze do jakichś fundacji, które tego najbardziej potrzebują. I poznałam dzięki temu mnóstwo wspaniałych ludzi. I są plany. Tylko pandemia zatrzymała te nasze plany, bo mieliśmy już konkretne spotkania ustalone. Liczmy na to, że w najbliższym czasie nic się złego nie zdarzy i będzie można to zrobić.
W takim razie tego Ci życzymy, żeby było jak najwięcej sesji i czasu na to.
Przede wszystkim.
I zgrania się z tymi osobami wszystkimi. Dzięki za naprawdę merytoryczną wypowiedź.
Dziękuję.
Dzięki i do usłyszenia.