Zanim zdecydowałem się na przystąpienie do kursu nurkowania chciałem poszperać w sieci jak i gdzie zacząć. Po tym miałem jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi. Czy nurek nurkujący w ciepłych wodach to gorszy nurek? Która federacja nurkowa jest gorsza? Czy wskazane jest robić kurs na wakacjach? Na te i inne pytania odpowie Michał Kosut – Związany z nurkowaniem od 1996. Wieloletni Course Director oraz Regional Manager w PADI, a obecnie dyrektor Deepspot. Ma na koncie ponad 2600 nurkowań i pomoże rozprawić się nam z mitami na temat szkoleń nurkowych.

Obejrzyj odcinek

Przeczytaj podcast

Cześć, Michał!

Cześć.

Powiedz mi, gdzie ostatnio nurkowałeś?

Moje ostatnie nurkowanie? W Deepspocie.

Ciepło było?

Zdecydowanie!

A poza Deepspotem nurkujesz jeszcze gdzieś?

Oczywiście. Staram się nurkować w miarę regularnie nie tylko w Polsce, ale też za granicą. Ale prawdą jest. że odkąd zmieniłem pracę, czyli zacząłem pracować w Deepspocie, większość nurkowań wykonuję właśnie tutaj, bo tutaj spędzam po prostu dużo czasu. 

Dokładnie, z racji pracy. Wiem, że w miniony weekend mieliście duże zawody, więc zapewne było co robić?

Tak, to co prawda dla nas głównie organizacyjna praca, nie nurkowa, ale rzeczywiście dużo się działo. 

Zaprosiliśmy cię do odcinka, bo chcielibyśmy porozmawiać o jakości szkoleń nurkowych w Polsce. Na grupach tematycznych na Facebooku pojawia się dużo różnych niuansów, hejtu, że prawdziwi nurkowie to tylko ci, którzy się uczą w zimnej, brudnej wodzie, a ci, którzy się nauczyli gdzieś tam na Bali czy w Tajlandii, to nie potrafią nurkować. Jak ty do tego podchodzisz?

Myślę, że jakość szkoleń jest niezależna od tego, gdzie się to szkolenie odbywa. Bo tutaj trzeba by najpierw rozprawić się z mitem, że są jakieś warunki, które czynią nurka lepszym bądź gorszym. Takich warunków tak naprawdę nie ma. Tzn. jeżeli ktoś uczy się nurkować w morzu, i jest to ciepłe i przejrzyste morze, to oczywiście, że są to bardziej sprzyjające i bardziej komfortowe warunki. Z drugiej strony, w morzu są fale i prądy, które w polskim jeziorze nie występują.

Dodam jeszcze, że ta przejrzysta wizura w morzu też jest znowuż bardzo niebezpieczna.

Tak, to potrafi stwarzać dodatkowe zagrożenie, ale myślę, że takim głównym mitem jest to, że jeżeli ktoś nauczył się nurkowania w ciemnym i zimnym polskim jeziorze, to umie nurkować wszędzie.

Tak, często to słyszeliśmy.

Mogę powiedzieć, jak to wyglądało z mojej perspektywy. Szkoliłem się oraz nurkowałem przez pierwsze lata tylko w ciemnych, zimnych jeziorach, bo tak naprawdę był mały dostęp do wyjazdów zagranicznych, i mogę powiedzieć, że moja wiedza o nurkowaniu nie była zbyt duża. Bo tak naprawdę w ciemnym, mało przejrzystym jeziorze trudno jest nauczyć się pływalności, to jest pierwsza sprawa. Oczywiście wszystkiego można się nauczyć, ale jest to zdecydowanie trudniejsze ze względu na to, że jest mniej punktów odniesienia. Szczególnie dla początkującego nurka, u którego ta pływalność pozostawia dużo do życzenia, trudne jest tak naprawdę kontrolowanie jej przy braku punktów odniesienia. 

Więc to jest pierwsza rzecz, która przemawia za nauką w bardziej komfortowych warunkach. Druga rzecz to, że nie ma się do czynienia z falami, prądami, więc nie ma czegoś takiego jak lepsze bądź gorsze warunki. Nurek wyszkolony w jeziorze może być równie dobrze bardzo dobrym, co bardzo słabym nurkiem. Tak samo jak nurek szkolony na rafie koralowej może być dobrym lub złym nurkiem. Po prostu na jakość szkoleń warunki mają wpływ drugorzędny.

À propos tej pływalności, to sam pamiętam, że początki były ciężkie. Nie dość, że nic nie widać, jest mętna woda, brakuje punktów odniesienia, to jeszcze walczy się z zimnem, z nową atmosferą i ciężko jest się skupić na tej pływalności. A po kilku jakichś tam basenach człowiek łapie tę pływalność faktycznie? 

Tu mogę odnieść się do naszych polskich akwenów. Właśnie z tych powodów m.in. Zakrzówek był bardzo fajnym miejscem do nurkowania. Obecnie jest nim także Honoratka czy Koparki, gdzie w pewnych okresach ta widoczność jest dużo lepsza, niż w przeciętnym jeziorze. I to stwarza lepsze warunki dla nurka do nauczenia się właśnie tych podstaw.

Zgadza się. Honoratka w czwartki o 9. Pamiętam, pojechaliśmy kiedyś jako pierwsi i naprawdę było mega przejrzyście.

Myślę, że w sobotę po południu na większości polskich akwenów, szczególnie tych popularnych, trudno jest mówić o widoczności, oczywiście z wyjątkiem Deepspotu, bo u nas liczba nurków nie wpływa na pogorszenie warunków do nurkowania.

To teraz jeszcze takie pytanie, które pojawia się często na grupach: ile powinno trwać dobre szkolenie? Bo tam ludzie oczywiście się przekrzykują, że w dwa dni to się możesz nauczyć Advance’a w Egipcie z PADI. Czy warto iść w takie szybkie, weekendowe kursy?

To jest tak naprawdę trudne pytanie, ono jest znowu wielopoziomowe. Bo jeżeli mówimy o kursie podstawowym, to w 3 dni można zrobić zarówno bardzo solidny kurs OWD, jak i bardzo słaby. Tak naprawdę wyznacznikiem jest, ile czasu spędzi się w wodzie. To ma istotne znaczenie. Aktualnie łatwo dostępny jest, chociażby e-learning. Większość organizacji szkoleniowych go oferuje, ale niestety nie jest on spopularyzowany. I jeżeli mówimy, że ktoś ma w 3 dni zrobić kurs OWD, jednocześnie opanowując cały komponent teoretyczny, to śmiało mogę powiedzieć, że to będzie szkolenie, które ucierpi na rzecz czasu w wodzie. 

Natomiast jeżeli mamy kursanta, który przerobi cały e-learning jeszcze przed właściwym szkoleniem, tak że w trakcie szkolenia pozostaje już stosunkowo mało tej teorii – ogranicza się ona tak naprawdę do pokazywania, jak zastosować ją w tych praktycznych nurkowaniach i przybiera formę rozbudowanego omówienia przed konkretnymi nurkowaniami – to w 3 dni, przy założeniu, że wchodzi się 2–3 razy do wody, można zrobić naprawdę bardzo solidny kurs. 

I analogicznie ten Advance, który powiedziałeś: jeżeli w 2 dni zrobimy 5 nurkowań, i każde z nich będzie trwało odpowiednio długo, to jest to jak najbardziej wartościowy kurs.

To pewnie jeszcze też zależy od samego kursanta, czy szybko opanowuje te techniki tak naprawdę.

Tak, oczywiście. Tzn. myślę, że kursanci nie biorą troszeczkę pod uwagę, na jaki kurs się zapisują. To widać szczególnie na etapie kursu OWD. Od razu mogę powiedzieć, że tak samo jak w innych dziedzinach, cena troszeczkę wyznacza jakość tego produktu. Finalnie wszyscy chcą dostać ten sam certyfikat i czy to jest PADI Water Open Diver, czy jakikolwiek Open Water Diver w innej organizacji, to można go zrobić po minimum, a można też troszeczkę szerzej.

Jeżeli ktoś chce zrobić w poszerzonym wariancie, to wiadomo, że to będzie musiało kosztować więcej, bo trzeba więcej czasu spędzić na basenie, trzeba więcej czasu spędzić w wodzie, i w rezultacie ten czas po prostu kosztuje. Jeżeli ktoś patrzy tylko na najniższą cenę danego szkolenia, to trudno oczekiwać, że ten parametr jakościowy będzie przy najniższej cenie najlepszy. I powtarzam: średnio. Bo znam też instruktorów czy szkoły nurkowe, którzy robią bardzo przyzwoite kursy, a wcale nie są najdrożsi. Jednakże w większości przypadków ci, który mieszczą się w wyższym przedziale cenowym, oferują wyższą jakość szkolenia, bo po prostu mają środki na to, żeby je przeznaczać na więcej zajęć basenowych.

No tak, liczy się praktyka. Kolejne pytanie, jakie mi się nasuwa i z którym spotkaliśmy się nawet na grupach facebookowych, odnosi się do tego, że część instruktorów pokazuje na tym podstawowym kursie zdecydowanie więcej umiejętności. Wymaga wiedzy i umiejętności, jakby na troszeczkę wyższych poziomach. Co myślisz? Czy to jest dobre? Czy raczej: „Przyszedłem na kurs OWD, interesuje mnie zakres OWD i nie tam, że instruktor każe mi robić coś trudniejszego”?

Z tym kazaniem robienia czegoś trudniejszego to jest jeszcze jeden dodatkowy problem. Bo tak naprawdę, jeżeli mamy jakieś standardy ustalone przez organizację, to jako instruktorzy, żeby wystawić certyfikat, nie możemy wymagać więcej. To nie znaczy, że nie możemy ludziom więcej pokazać, ale do uzyskania certyfikatu obowiązują pewne normy zaliczeniowe na danym poziomie. 

Osobiście uważam, że jest miejsce na to, żeby na kursach uczyć czegoś więcej, ale dopiero po opanowaniu podstaw. Bo bardzo często w trakcie szkolenia – i dotyczy to szkoleń każdego poziomu, im wyższy poziom, tym większy jest z tym problem – niektórzy instruktorzy skupiają się na tym efekcie „wow”. To ładnie wygląda w social mediach, na stronach internetowych, ale oni trochę zapominają o tym, że są jakieś podstawy, które należy przekazać. 

Oczywiście trochę generalizuję. Sam z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że ucząc się pewnych nowych rzeczy, niektóre robiły na mnie naprawdę wrażenie, np. kilkanaście lat temu nowością było pływanie do tyłu czy helikopter. Kosztem nauczania bardzo podstawowych umiejętności nurkowych, staraliśmy się nauczyć tych dających efekt „wow”. Bo jak ktoś umiał te rzeczy, to znaczyło, że zrobił bardzo dobry kurs. 

Trzeba jednak postawić sobie tutaj pytanie, co jest ważniejsze, czy jednak podstawa, czy ten efekt „wow”. I moim zdaniem jest miejsce i na to i na to, ale jeżeli chodzi o priorytety, to najpierw skupmy się na tym, co powinno być na danym kursie nauczone. Jeżeli nam zostaje przestrzeń – bo tak jak mówiłeś wcześniej, są różni kursanci, czasem masz grupę, która jest bardzo mocna, szybko opanowała podstawy –  to można wtedy dopiero poświęcić czas na jakieś dodatkowe elementy. Ale jeżeli nadal walczymy z podstawami, to nie ma co przechodzić do efektu „wow”, i tym bardziej wymagać go od ludzi starających się o certyfikat. 

Tak, ja sam siedziałem dosyć długo i walczyłem ze zdjęciem maski pod wodą. Aż w końcu zadałem pytanie: „Po co ja mam zdejmować tę maskę? Przecież po to idę nurkować, żeby mieć maskę”. 

To prawda, ale większość systemów dzisiaj jest oparta na wymaganiach zaliczeniowych. Tzn. nie można pójść dalej jeżeli czegoś się nie zaliczy. I to jest bardzo rozsądne podejście ze strony organizacji szkoleniowych, bo ono pozwala stopniowo podejść do tego procesu nauczania. Jeżeli zaczynamy przeskakiwać pewne poziomy i mówić: „Mój kurs jest dobry, bo ja od razu wymagam, żeby moi kursanci zdjęli i założyli maskę na 15 m w ciemnej, zimnej wodzie, i to czyni mój kurs lepszym od tych, którzy robią to stopniowo, zaczynając od częściowego zalania maski w basenie i stopniowo rozbudowując te umiejętności”,  to tutaj z punktu widzenia metodycznego popełniamy jakiś błąd, bo kurs nie powinien być selekcją. Powinien być przestrzenią do nauki. Na selekcję bądź weryfikację przychodzi najczęściej czas na samym końcu tego szkolenia i wtedy rzeczywiście można sprawdzić, czy ludzie się tego nauczyli. Ale na wcześniejszych etapach trzeba ludzi edukować. A jak najlepiej edukować? Po prostu małymi krokami.

Dokładnie, małymi krokami. Ja sobie przypominam cały czas swoją maskę i to, jak siedziałem w brodziku i trenowałem. Jeszcze à propos tych szkoleń, to spotykamy się obydwaj, ja i Mateusz, z tym, że część instruktorów modyfikuje zakres szkolenia. Idziemy np. na basen i widzimy, że są 2 grupy, które się szkolą w PADI OWD, jedna grupa ma fajkę, a druga nie. Ta fajka to jest zawsze taki temat rozważań, czy jest zbędna, czy może niezbędna, ale w programie jest. Czy mam wymagać od instruktora, żeby nauczył mnie ją obsługiwać? Czy muszę ją mieć? Czy jednak zaufać instruktorowi, że to jest zbędne i że poradzę sobie bez niej?

Fajka to taki mój konik troszeczkę. Bezwzględnie jeżeli chodzi o szkolenie na poziomie Open Water Diver, zarówno w PADI, jak i w większości innych organizacji szkoleniowych, fajka jest wymaganym elementem sprzętu. Tylko w sumie nikt nie mówi, gdzie ona ma być.

Czyli może być na lądzie.

Nie, na lądzie nie, musi być zawsze z nurkiem. I tutaj warto pamiętać o tym, po co my, instruktorzy, jesteśmy. Wielu moich kolegów, jak również ja sam we wczesnych latach nauczania, tak do tego podchodziliśmy, że ważniejsze było to, co mówię, a nie to, co robię. A to zaczyna się od samej góry. Jeżeli instruktor powie: „Ja nie mam fajki, mam ją w kieszeni”, to nawet jeżeli on będzie wymagał od kursantów, żeby przyczepiali tę fajkę na czas szkolenia, to najprawdopodobniej pierwsze co zrobią po takim kursie, to przełożą ją sobie do kieszeni. 

I dlatego każdy instruktor powinien odpowiedzieć sobie na pytanie, co chciałby, żeby jego kursanci robili po kursie. I w temacie fajki, jeżeli fajki nie ma na etapie szkolenia, nawet jeżeli instruktor mówi, że jest obowiązkowym sprzętem, to prawdopodobieństwo, że kursanci to wdrożą, jest bardzo małe.  

Myślę, że szkoląc w polskim jeziorze, fajka rzeczywiście nie wydaje się takim niezbędnym sprzętem. Natomiast jeżeli ktoś ma doświadczenie z morskimi falami, a już szczególnie z oceanicznymi falami, to zdaje sobie sprawę, że to jest sprzęt, który może uratować komuś życie. A my szkolimy nurków nie tylko do nurkowania w warunkach takich, jakie my mamy, ale do wszystkich.

I tu świetnym przykładem jest też Deepspot. Czy w Deepspocie fajka jest niezbędnym sprzętem? Do wykonania określonego ćwiczenia tak, ale na co dzień nie ma takiej konieczności, bo przecież nikt nie będzie tutaj pływał daleko po powierzchni, czy nie będzie miał jakiejś dużej fali.

Zgadza się.

Ale jest to element sprzętu, do którego przyzwyczajamy naszych kursantów. I dlatego jeżeli instruktor czy Dive Master chce, żeby jego kursanci tę fajkę mieli, to powinni oprócz mówienia o tym, sami modelować to zachowanie swoim ekwipunkiem.

Podoba mi się ta odpowiedź.

Tutaj mogę coś powiedzieć na temat standardów PADI, jestem Kurs Dyrektorem PADI, przez lata te standardy nie dość, że wdrażałem sam jako instruktor, to nauczałem ich na kursach instruktorskich, czy później, pracując już bezpośrednio dla PADI. Byłem też zaangażowany w proces kontroli tych standardów, mogę więc śmiało powiedzieć, że na kursie OWD PADI fajka jest obowiązkowym elementem sprzętu, który każdy nurek powinien ze sobą mieć przez cały czas szkolenia.

Tak, to wszyscy wiemy, właśnie stąd wzięło się moje pytanie. Ono też właśnie się pojawia na grupach. Odnośnie jeszcze do modyfikacji, to widzimy w kursach różnicę głębokości. W jednym jest do 18 m, w innym do 20 m.

To tak naprawdę nie ma zbyt dużego znaczenia. Skąd się wzięło 18 m? Większość nowoczesnych systemów szkoleniowych przyszła do nas z USA. 18 m to jest 60 stóp. Gdyby 20 metrów było równo przeliczalne na stopy, to najprawdopodobniej ta głębokość właśnie tyle by wynosiła. W związku z tym tak naprawdę, czy jest to 18, czy 20 m, z punktu widzenia tego zasobu umiejętności, które dajemy początkującemu nurkowi, nie ma żadnego znaczenia. Ale już np. różnica między 18, 20, a 30 m jest ogromna jeżeli chodzi o konsumpcję gazu i o pojawianie się różnego rodzaju narkozy gazowej. Więc ta różnica już jest istotna. 18–20 m praktycznie nie robi różnicy i czy organizacja przypisuje do danego poziomu 18 m, czy 20 m, to bardziej wynika z jakichś historycznych zaszłości niż rzeczywistej różnicy w jakichś wymaganiach czy umiejętnościach, jakie nurek musi posiadać. 

A jak myślisz, lepiej jest się uczyć za granicą, czy jednak tutaj na miejscu? Bo dużo nurków, którzy zaczynają, mówią: „A, pojadę sobie do Egiptu i tam zrobię sobie przy okazji kurs”. Czy lepiej pouczyć się w kraju i dopiero tam polecieć?

Wszystko ma swoje zalety i wady. To zacznijmy od zalet uczenia się w Polsce. Największą zaletą jest, że większość szkół nurkowych oferuje to szkolenie rozłożone w czasie. Plusem jest, że odbywa się ono, nie naruszając naszych wakacji. Więc jest więcej czasu na to, żeby pewne rzeczy opanować, bo np. chodzimy na basen raz w tygodniu. Jeżeli nam jakiś tydzień wypadnie, to najczęściej jesteśmy w stanie to nadrobić. Jeżeli na jakiś weekend nie możemy pojechać, albo np. zdarzy się tak, że w środku naszych nurkowań zaboli nas ucho…

Dziecko się urodzi…

To już bym powiedział, skrajne sytuacje, ale jesteśmy  w stanie po prostu ten kurs dokończyć w innym terminie. Dużo też szkół nurkowych mówi o tym, że wtedy są w stanie zaprosić do siebie, poświęcić tej teorii więcej czasu. Ja akurat jestem zwolennikiem tego, żeby na teorię w dobie materiałów e-learningowych, które są na bardzo wysokim poziomie, jednak poświęcać jak najmniej czasu, bo ta idea siedzenia w sali wykładowej i słuchania wykładów, ona tak samo jak w przypadku np. edukacji uniwersyteckiej, odchodzi już trochę do lamusa. My z racji przyzwyczajeń nadal ją lubimy i w nią wierzymy, ale nie jest to najskuteczniejszy sposób przyswajania wiedzy. Absolutnie ważne jest, żeby kursant miał dostęp do instruktora i mógł zweryfikować jakieś wątpliwości, czy chociażby żeby instruktor mógł opowiedzieć rzeczy, których nie ma w podręczniku, a które dotyczą, chociażby lokalnych warunków. Bo żaden podręcznik nie będzie uwzględniał wszystkich lokalnych warunków, w których nurkujemy. 

Natomiast wracając do tego tematu, czy lepiej w Polsce, czy za granicą, wiele szkół nurkowych buduje też poprzez to społeczność. I to jest bardzo fajne. Bo ci nurkowie przychodzą co tydzień, chodzą sobie na baseny, nawiązują relacje. To jest też plus uczenia się w Polsce. 

Kolejny atut uczenia się w Polsce polega na tym, że nie musimy poświęcać naszych wakacji. Możemy je przeznaczyć już na nurkowanie. Ale zaczęliśmy od jakości szkolenia. Ja bym osobiście nie przywiązywał do tego aż tak dużej wagi, tzn. to, że akurat kurs odbywał się w Polsce vs kurs odbywający się za granicą – myślę, że to ma drugorzędne znaczenie. Dużo ważniejsze jest, jaką szkołę nurkową wybraliśmy, na jakim jesteśmy kursie, niż to, czy on się odbywał w Polsce, czy za granicą.

Kurs za granicą ma ten plus, że najczęściej jest skomasowany. Odbywa się w ciągu i z punktu widzenia edukacyjnego to jest zaleta, bo ludzie widzą dużo większy związek przyczynowo-skutkowy między jego poszczególnymi elementami. 

Plusem jest też to, że odbywamy go najczęściej w bardzo miłych warunkach, często w miejscu, gdzie jest po prostu ciekawiej pod wodą niż w przeciętnym polskim jeziorze. 

Pytanie, czy na etapie szkolenia to jest akurat najważniejsze. Jeżeli zrobimy ten kurs w Polsce, pojedziemy z nim za granicę, to na pewno będziemy po prostu nurkowali. Zamiast wykonywać ćwiczenia pod wodą, będziemy mogli skupić się na nurkowaniu. I to jest, myślę, największa zaleta tego, żeby albo zrobić cały kurs, albo chociaż zacząć szkolenie tutaj w Polsce. Myślę, że z punktu widzenia jakościowego to nie ma aż tak dużego znaczenia.

Czyli liczy się instruktor i szkoła, a nie miejsce.

Tak, ale liczą się też takie rzeczy, jak chociażby dostępność materiałów czy znajomość języka, bo przez wiele lat ograniczeniem dla przeciętnego polskiego turysty był właśnie język. Polskie szkoły nie były aż tak rozpowszechnione za granicą i robienie kursu często oznaczało robienie go w obcym dla siebie języku. Jeżeli ktoś go dobrze nie zna, to jest to jakaś bariera, więc myślę, że dawniej było dużo więcej barier w tym, żeby zrobić dobry kurs za granicą, niż jest teraz. Decyzja o tym, czy robić kurs za granicą, czy w Polsce, myślę, że przede wszystkim powinna opierać się na tym, czy na wakacjach chcemy ileś czasu poświęcać na ten kurs zamiast na samo nurkowanie.

Ja już takie mam przemyślenie, że na wakacjach to tak naprawdę mamy ograniczony czas na ten kurs, więc wydaje mi się, że bez względu na jakość szkolenia on i tak się zakończy, bo ciśnie nas termin, 3 dni do odlotu, przyleciałem się nauczyć, to muszę.

To pytanie oczywiście o to, jak realizowane są te wymagania zaliczeniowe, bo ja znam bardzo wiele miejsc, gdzie ludzie w rezultacie wracają bez certyfikatu, z tego powodu, że nie byli w stanie spełnić jakichś norm. Znam też oczywiście sytuacje, gdzie niezależnie od tego, jaki był poziom umiejętności, wszyscy dostają certyfikat za to, że byli. Co oczywiście jest patologią, a nie normalną sytuacją. 

Ale obserwując grupy internetowe, to myślę, że ta jakość szkolenia jest bardzo trudna do zweryfikowania. Bo patrzymy np. na nurka OWD, który zrobił kurs. Co to w praktyce oznacza? Oznacza to, że był on kilka razy na zajęciach basenowych; to może być zrealizowane w postaci 5 sesji niezależnych; to może być również zrealizowane w postaci 3 połączonych sesji, ale spędził kilka godzin na zajęciach basenowych, a następnie odbył 4 nurkowania w wodzie otwartej. Jest to osoba, która ma bardzo podstawowy poziom umiejętności, bo mam na myśli szczególnie umiejętności motoryczne, które wymagają pewnego powtarzania. 

I jeżeli jest to nurek, który nurkuje raz w roku (czytaj: zrobił swój kurs OWD, przez rok nie nurkował, i teraz jest oczekiwanie, że wskoczy do wody i będzie super nurkował), to myślę, że nawet gdyby zrobił kurs w najlepszej możliwej szkole, to jego poziom nadal będzie słaby, z tego względu, że ma małe doświadczenie, nie utrwalił tych umiejętności, które zdobył na kursie. I jeśli chodzi o patrzenie na nurka przez to, co reprezentuje sobą pod wodą, to oczywiście, każdy z nas to robi, ale czasem warto ten filtr narzucić: jak długo ktoś nie nurkował, ile ma w ogóle nurkowań zrobionych, zanim zaczniemy się naśmiewać z jakichś tam filmów, które pojawiają się w internecie. To jest takie moje jedno przemyślenie po obserwacji różnego rodzaju grup internetowych.

Drugie sprawa, że przeciętny komentator w internecie jest jednak już raczej doświadczonym nurkiem i trochę nie pamięta o tym, jak to było, kiedy on zaczynał;  z jakimi rzeczami miał problemy.

A trzecia rzecz (to jest takie normalne w internecie, nie tylko w dziedzinie nurkowania), to taka trochę próba zbawienia świata i próba opowiedzenia, jak by wyglądał najlepszy możliwy scenariusz. I oczywiście ten najlepszy możliwy scenariusz polegałby na tym, że kursy nurkowe byłyby zbliżone do tego, co robiliśmy ileś tam lat temu, czyli byłaby bardzo duża selekcja, także medyczna do nurkowania. Potem byłoby bardzo długie budowanie przygotowania kondycyjnego i oswajania się z wodą. A dopiero zwieńczeniem tego byłaby nauka nurkowania.

Ja, jak zaczynałem nurkować, to przez prawie rok chodziłem na basen, było to poprzedzone badaniami medycznymi, które wyglądały tak samo jak dla pilotów, bo jedynym punktem odniesienia były badania dla nurków zawodowych bądź wojskowych, więc nie było łatwo. Tak naprawdę trzeba było przejść przez lekarza sportowego, który dawał bardzo długą listę badań. Przez ten rok basenu, raz w tygodniu, sprzęt nurkowy widzieliśmy na ostatnich zajęciach. Wcześniej pływaliśmy w masce, fajce i płetwach i dopiero po tym jechaliśmy na 2-tygodniowy obóz nurkowy, gdzie w dużej mierze były to też zajęcia kondycyjne. I wielu nurków, którzy nawet czegoś takiego nie doświadczyli, ma taki sentyment do tego typu szkolenia. 

Uważam, że jeżeli byśmy próbowali to dzisiaj wdrożyć, to ten kurs nurkowy byłby bardzo drogi i w rezultacie tego, że byłby bardzo drogi i bardzo długi – niezwykle mało osób by na niego przychodziło. Więc branża nurkowa słabo by się rozwijała. Tak jak rozwijała się w latach 80. i 90. w Polsce. Dopiero przyjście tych komercyjnych systemów skróciły ten czas, dały metody pozwalające na jego skrócenie i koncentrowały się na tym, żeby nauczyć nurków tych niezbędnych umiejętności na danym poziomie. 

I to jest trochę powrót do twojego pytania o te różne poziomy, czy uczyć wszystkiego, czy przeuczać, czy nie przeuczać. W Polsce zawsze jest sentyment, że dłuższy kurs jest lepszy. Tak naprawdę najlepszy kurs to taki, który ma nauczyć nurka w ramach danego poziomu, dać mu oczywiście trochę więcej, ale niech on nurkuje na tym poziomie, do którego dostał certyfikat, i potem przyjdzie na następne szkolenie, jeżeli chce rozwijać te swoje możliwości.

Wracając do tematu grup internetowych i zbawiania świata, to zbawianie świata w rozumieniu takim, że powinniśmy robić dłuższe kursy – mieliśmy już to. I naprawdę to nie powodowało, że było bezpieczniej, ani nie sprawiało, że branża się rozwijała – i to też jest bardzo ważny parametr. Bo jak mierzyć parametr bezpieczeństwa? Tak naprawdę ilością wypadków śmiertelnych. Bo to jest najgorsza możliwa konsekwencja jakiegoś błędu czy szeregu błędów popełnionych pod wodą. 

I jeżeli analizujemy sobie czy porównujemy statystyki, to oczywiście, gdyby ludzie w ogóle nie nurkowali, to nie byłoby w ogóle wypadków śmiertelnych. Ale ten współczynnik dla polskich nurków jest nadal bardzo niski. Oczywiście każdy taki wypadek to jest ogromna tragedia, ale jeżeli popatrzymy na to statystycznie i spróbujemy to porównać do jakiejś średniej światowej, to nie wypadamy jakoś źle. Polscy nurkowie nie generują jakiejś dużej liczby tych najpoważniejszych wypadków. To też nam pozwala ekstrapolować te dane trochę w dół. Czyli to nie jest jakaś taka grupa, która by wyróżniała się w tych statystykach.

To teraz nasuwa mi się pytanie à propos bezpieczeństwa. Mam znajomych, którzy zdali egzamin, mają certyfikację, i przez 1,5 roku nie nurkowali. I nadchodzi lato i mówią: „Chodź, Kamil, pójdziemy gdzieś tam zanurkować”. Czy dla takich osób ze względów bezpieczeństwa lepiej pójść sobie na jakieś doszkalające godziny z instruktorem? Albo np. ktoś nurkował tylko w ciepłych wodach i nagle mówi: „Chodź, płyniemy na Honoratkę”. Lepiej pójść na kursy doszkalające, tak samo jak w przypadku jazdy samochodem? Bo powiem szczerze, że z tym znajomym, który długo nie nurkował, bałem się iść pod wodę, zwłaszcza na jezioro, bo ja nie wiem, co on potrafi po tym 1,5 roku przerwy. Czyli lepiej udać się do instruktora i doszkolić się, czy od razu: „Mam patent, idę do wody”?

To bardzo dobre pytanie, i tu oczywiście moja odpowiedź będzie postrzegana jako bardzo subiektywna, bo zarówno jestem instruktorem, jak i przedstawicielem miejsca, które oferuje tego typu programy, ale to jest tak naprawdę najlepsze możliwe rozwiązanie. Patrząc na statystykę wypadków, widzimy, że nieproporcjonalnie dużo wypadków zdarza się na początku sezonu. Z czego to m.in. wynika? Z tego, że ludzie, którzy nie nurkowali przez zimę, jadą zanurkować troszeczkę nierozgrzani do nurkowania i niektóre umiejętności zdążyli już zapomnieć. I idą zanurkować np. w maju, zawsze weekend majowy był tradycyjnie takim otwierającym sezon, zarówno w Polsce, jak i za granicą. I nieproporcjonalnie dużo tych wypadków zdarzało się właśnie wtedy i to głównie  z tego powodu, że nurkowie byli „nieroznurkowani”. To jest jakby pierwsza kategoria.

Druga kategoria to zmiana warunków. To, o czym powiedziałeś. Absolutnie uważam, że jeżeli nie nurkowaliśmy w jakichś warunkach, powinniśmy zanurkować najpierw pod nadzorem Dive Mastera, a jeszcze lepiej – instruktora. Bo on jednak widzi troszeczkę więcej niż Dive Master i ma trochę więcej narzędzi, żeby jakieś braki uzupełnić.

 I to jest np. to, co my teraz promujemy w Deepspocie, bo widzimy to, że ten sezon zaraz nam się otworzy, i chcemy zaoferować nurkom jak najwięcej programów, dzięki którym oni mogą odświeżyć swoje umiejętności. Mogę być posądzony o to, że promuję swój własny produkt, absolutnie robię to zupełnie świadomie, ale też robimy to ze względu na to, że wiemy, że iluś nurków nie nurkowało przez dłuższy czas.

Musimy też spojrzeć na pandemię, która spowodowała, że jest wielu nurków, którzy nurkują tylko raz w roku. Jest bardzo duża grupa osób, które zrobiły swój kurs OWD, zazwyczaj właśnie na wakacjach, i nurkują tylko przy okazji wakacji.

I wakacje zostały odcięte de facto.

I wakacje zostały odcięte i oni dzisiaj np. do nas przychodzą, i jak wynika z rozmów z nimi – traktują to zanurkowanie tutaj jako rozgrzanie się przed jakimś wyjazdem. I oczywiście bardzo popieram to ze strony biznesowej, ale również ze strony edukacyjnej. Bo tutaj, w takich bardzo komfortowych warunkach, można sobie bardzo wiele umiejętności odświeżyć. 

No właśnie ze znajomym tak zrobiliśmy, chciał iść na Honoratkę, powiedziałem: „Nie nie nie, chodźmy gdzieś, gdzie będę Cię w razie czego widział”.

Oczywiście. I czy zastąpi to nurkowanie w Honoratce? Nie. Ale na pewno przygotuje do tego, żeby w tej Honoratce było łatwiej.

Bezpieczniej, łatwiej, dokładnie. Jeszcze takie pytanie, które się wszędzie pojawia, trochę już na nie odpowiedzieliśmy: Którą federację wybrać, jeżeli chcę zacząć? Czy to ma znaczenie, czy totalnie nie?

To jest bardzo trudne pytanie dla mnie z racji tego, że mój związek z jedną z organizacji jest znany od lat, i zawsze będę mówił, że moje serce jest po stronie tej organizacji. Tutaj są dwa takie popularne stwierdzenia, że nie ma znaczenia federacja, ma znaczenie instruktor. To rozprawmy się najpierw troszeczkę z tym. Federacja rzeczywiście nie jest na pierwszej linii w uczeniu ludzi nurkowania. 

Z drugiej strony, duże organizacje szkoleniowe (ale też i mniejsze, tutaj nie chcę tego pozycjonować), mają ogromne doświadczenie w temacie pewnych metod szkoleniowych – to po pierwsze. Po drugie, posiadają zaplecza narzędzi wspierających naukę, chociażby materiałów, które kursant dostaje do samodzielnej nauki. Skuteczność tej metodyki, która jest poparta milionami certyfikatów, jest po prostu potwierdzona. 

I to trochę nawiązuje to do pytania, przy którego okazji mówiłeś, że są instruktorzy, którzy modyfikują. Mnie jako instruktorowi również się to się zdarzało. Pamiętam dwa takie momenty przełomowe w swojej karierze jako instruktora. Po pierwsze wystawienie setnego certyfikatu. Po drugie wejście troszeczkę wyżej na tę drabinę szkoleniową, tzn. zrobienie kursu IDC Staff Instructor. Te dwie sytuacje miały miejsce w krótkim odstępie czasu, i to było fajne, bo one mi pokazały, że rzeczywiście wszystko to, co oferuje organizacja, warto wdrożyć. To jest pewien standard, który nie pochodzi z kosmosu, ale został wypracowany ogromnym doświadczeniem. 

I jeśli jakiś instruktor mówi: „Ja wiem lepiej niż organizacja”, to zweryfikowałbym to stwierdzenie, konfrontując je z własnym doświadczeniem szkoleniowym. Mamy w Polsce bardzo dużo instruktorów, którzy mają na swoim koncie setki, czy nawet tysiące wystawionych certyfikatów, i jeżeli ktoś, kto wystawił tysiąc certyfikatów, mówi: „Ja wiem lepiej”, to bym prędzej posłuchał jego argumentów, niż tego, kto wystawił do tej pory tych certyfikatów 30. A najczęściej mówią to jednak ci, którzy mają właśnie 30 wystawionych certyfikatów i u których nauczanie nurkowania nie jest ich zawodem. Mają inne profesje, i nie ma w tym nic złego, często to są super instruktorami, tylko tak jak w każdej innej dziedzinie, oprócz najlepszego szkolenia liczy się też doświadczenie w nauczaniu. 

I wracając do tego pytania, czy ważniejszy jest instruktor czy federacja. Bardzo ważny jest instruktor, ale federacja też ma znaczenie, bo daje te narzędzia wsparcia, daje gwarancję pewnego standardu, poziomu wyszkolenia i dostępności szkolenia. Bo w dużych organizacjach szkoleniowych jeżeli np. na tych wakacjach coś nam nie pójdzie, dużo łatwiej dostać dokument przeniesienia, który umożliwi skończenie kursu u innego instruktora, chociażby w swoim mieście. W mniejszej organizacji szkoleniowej może być z tym problem. Ale absolutnie nie mówię, że lepsze są większe organizacje szkoleniowe niż mniejsze, po prostu to jest jeden z czynników, który warto wziąć pod uwagę.

I ostatni element: instruktor vs federacja. To jest bardziej dla instruktorów, ale też trochę dla kursantów: co jak instruktor ma gorszy dzień? Bo często jest tak, że nasi instruktorzy są naprawdę mistrzami świata, ale nawet największy mistrz świata ma czasem gorszy dzień. I teraz pytanie, czy jak ma ten gorszy dzień, to mu bardzo trudno cokolwiek z kursantami zrealizować, czy ląduje na tej podstawie; „Aha, to jest to minimum, które mam do zrobienia ze swoimi kursantami”. I to jest kolejna przewaga; coś, co daje organizacja szkoleniowa. 

Więc tutaj nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale wybór instruktora, szkoły nurkowej na pewno jest równie ważny co wybór organizacji –  powiedziałbym nawet, że ważniejszy. Ale ze stwierdzeniem, że organizacja nie ma znaczenia, absolutnie bym się nie zgodził.

Mam podobne zdanie. Zapewne jakby inna organizacja była 400 km od mojego domu, to bym wybrał tę, którą mam lokalnie de facto, bo jeździć tyle na naukę to też jest wyzwanie tak naprawdę.

Wiem, że szczególnie te większe organizacje, bardziej komercyjne – nie bójmy się tego powiedzieć – są częściej hejtowane za swój sukces, także komercyjny, oraz za to, że łatwo im przykleić łatkę, że tam są słabi instruktorzy. W dużej organizacji będzie dużo najlepszych instruktorów, ale też jednocześnie dużo najsłabszych. W małej organizacji będzie mało zarówno najlepszych instruktorów, jak i tych najsłabszych. Tutaj działa zasada dużych liczb. W każdej organizacji można być jej dobrym i jej słabym instruktorem. 

To, co działa jeszcze na korzyść większych organizacji szkoleniowych, to że mają jakieś systemy kontroli, które co prawda nie są idealne – i znamy przykłady, gdy te systemy nie zadziałały w odpowiedni sposób – ale mają przynajmniej jakiekolwiek systemy kontroli, weryfikacji tego, co robią instruktorzy podczas szkolenia.

Ostatnio nawet widzieliśmy listę instruktorów, którzy stracili uprawnienia w jednej z federacji.

To jest moim zdaniem fajna rzecz, że organizacje mówią publicznie o pewnych rzeczach. Z drugiej strony pamiętajmy, że instruktorzy również odchodzą z organizacji czy są wyrzucani nie tylko z powodów szkoleniowych, ale także z powodów biznesowych. I jest to też jakiś związek, który nie zawsze można ogłosić publicznie, bo to, czego oczekiwałby internet, to żeby każdy z takich przypadków został bardzo szczegółowo opisany. Mogę powiedzieć z doświadczenia pracy przy kilku takich przypadkach, że poza zadowoleniem tłumu,  w większości przypadków nie niosłoby to aspektu edukacyjnego. 

Oczywiście nie zmienia to faktu, że trzeba piętnować patologie w systemie szkolenia czy w jakiejkolwiek organizacji. Wystawianie uprawnień bez odbycia szkolenia,  pójście na skróty, czy różnego rodzaju patologie, które widzimy i które występują w każdej organizacji, absolutnie trzeba piętnować. Trzeba o tym pisać i powiedziałbym, że to jest trochę rola tego cenzora internetowego, bo tak na to trzeba popatrzeć, że dzisiaj media nie będą o tym pisały. A kto będzie to kontrolował? Będą to kontrolować nurkowie. I ja to postrzegam tylko pozytywnie, a nie negatywnie.

Powiem szczerze, że spotkałem się z ofertą OWD zdalnie za opłatą, na maila.

Absolutnie patologia, i o tym trzeba mówić. Tylko tutaj pojawia się ogromny problem. Będąc po drugiej stronie tego systemu, sam się z tym spotkałem. To jest bardzo podobna zmowa, jak pomiędzy tą osobą, która daje łapówkę i tą, która ją przyjmuje. Tzn. w bardzo wielu sytuacjach ludzie zgłaszali się i mówili, że standardy zostały złamane, po czym jeżeli byli proszeni, żeby o tym napisać i nagle zdawali sobie sprawę, że oni w rezultacie też mogą stracić swoje uprawnienia, to mówili: „Niekoniecznie”. 

I  pojawiają się pytania, czy to jest może jakaś rozgrywka, która niekoniecznie dotyczyła jakości szkolenia, może nawet jest przez kogoś inspirowana, nie chcę tutaj być postrzegany, że mówię o jakiś spiskach, ale wielokrotnie to widziałem, nurek trafiał do innej szkoły nurkowej, powiedzieli mu: „A co ty tam w tamtej poprzedniej, złamali z tobą standardy, w ogóle nic cię nie nauczyli”. I on niby pisał, ale nagle to trochę inaczej wyglądało. 

Więc tu uwzględniałbym trochę szerszy aspekt tej sytuacji, ale absolutnie te niedoskonałości systemu trzeba piętnować, zachęcam wszystkich kursantów, którzy w większości systemów szkoleniowych dostają dzisiaj ankiety po szkoleniu, żeby te ankiety wypełniali. Żeby pisali w nich prawdę, jak odbywało się ich szkolenie. Jeśli coś im się nie podobało, to żeby w tej ankiecie to jasno napisali, bo to jest jedyny sposób, żeby kontrolować ten system.

I zwiększyć bezpieczeństwo nurkowania.

Tak. Tutaj mogę powiedzieć jedną rzecz: Nurkowanie jest bardzo bezpiecznym sportem i to nam trochę przeszkadza, w takim sensie, że granica bezpieczeństwa jest bardzo daleko. Trzeba naprawdę złamać bardzo wiele zasad, żeby doszło do jakiejś poważnej sytuacji. Niestety skutkuje to tym, że nurkowie dzisiaj łamią jedną zasadę, np. nie przestrzegają głębokości związanej ze swoim pozioomem wyszkolenia i widzą, że ale przecież nic się nie stało, mój instruktor mówił, że umrę…

A nie umarłem.

…a nie umarłem, to może w innych rzeczach też kłamał i następnym razem pójdę o krok dalej. I to niestety to jest trochę nasza cecha narodowa, że nie lubimy się stosować do zasad, czy traktujemy je bardzo jako narzucone z zewnątrz. A one zostały nam narzucone dla naszego dobra.

Tak, nie będę zakładał maski pod wodę, niech nie ogranicza mi wolności.

Tak, to już jest skrajny przykład, ale łamanie zasad głębokości czy przekraczanie limitów nurkowania bezprzystankowego, bezdekompresyjnego, to są takie bardzo charakterystyczne miejsca, gdzie ludzie stopniowo przesuwają granice. I jeżeli tę granicę przesuną bardzo daleko, a zbiegnie się to z gorszym dniem, który mają, to tak powstają wypadki.

Już chyba na wszystkie pytania odpowiedzieliśmy, jeżeli chodzi o nauczanie, jakość szkoleń i bezpieczeństwo. To teraz pewnie czas się przygotować przed sezonem, ponurkować i przygotować się do maja, żeby bezpiecznie wejść pod wodę?

Jak najbardziej. W ogóle zachęcam do tego, żeby nie robić przerw w nurkowaniu i to jest kwestia też tego, o czym wspominaliśmy, czy nurkować tylko w Polsce, czy może nurkować tylko za granicą. Myślę, że nurkować i tu i tu. Bo jeżeli będziemy nurkowali i w Polsce i za granicą, to będziemy mieli większy dostęp do nurkowania. Oczywiście wszystkich serdecznie zapraszam do odwiedzenia nas w Deepspocie, bo niezależnie od pory roku, zawsze mamy te same warunki nurkowe, tę samą widoczność, woda 32 stopnie i można sobie szlifować umiejętności, czy trenować, żeby nie zostały zapomniane.

I tym miłym akcentem kończymy. Do usłyszenia w następnym odcinku.

Do usłyszenia.

Dzięki.