Anię i Karolinę połączyła praca przy produkcji filmowej. Tam też odnalazły miłość do nurkowania, którą chcą się z wami podzielić w tym odcinku. Rozmawiając z dziewczynami poznałem inne spojrzenie na świat podwodny oraz interakcje międzyludzkie. Opowiedziały również o swoich lękach i pasjach. Zapraszam do wysłuchania odcinka.

Obejrzyj odcinek

Przeczytaj podcast

Cześć, Ania! Cześć, Karolina!

Pozdrawiamy także Franka, który nas sobie przedstawił i powiedział nam, że aktywnie nurkujecie. Freediving czy scuba diving? Która wersja i dlaczego?

Anna Kazejak: Pływamy z butlą i to, co jest w tym fajnego, to wydaje mi się, że każdy ma na takie pytanie swoją odpowiedź, więc ja mogę powiedzieć, co jest dla mnie w tym fajnego. Całe życie miałam olbrzymi lęk przed tonią, przed dużym czymś niebieskim przede mną, co nieznane, nieogarnięte, nad czym nie mam żadnej kontroli. Ponieważ jestem osobą dość mocno kontrolującą wszystko wokół siebie, to była to dla mnie olbrzymia sfera niepewności i chyba dlatego nigdy nie próbowałam nurkować, natomiast ono gdzieś samo pojawiło się w moim życiu.

I nagle, kiedy udało mi się pokonać ten lęk, to zrozumiałam, że w tym nurkowaniu jest wszystko, co jest mi potrzebne, tzn. jest to takie spotkanie mnie ze sobą podczas tego nurkowania. To mnie bardzo uspokaja. Jest to dla mnie rodzaj medytacji, podróż w nieznane, przygoda – bo każde nurkowanie dla mnie jest przygodą. Myślę, że jak się jedzie na nurkowanie w jakieś nowe miejsce, spotkać nowych ludzi, to ta przygoda jest innego rodzaju, ale każde zejście pod wodę jest przygodą, bo można różnych rzeczy doświadczyć i postawić sobie też różne cele przy takim zejściu. 

I te wszystkie rzeczy, o których mówię, to wydaje mi się, że są obecnie bardzo ważne w moim życiu. I w bardzo krótkim czasie to się stało dla mnie olbrzymią pasją, i myślę, że tak pozostanie, dlatego freediving na razie mi nie w głowie, na razie scuba jest tym, co mnie najbardziej interesuje i chcę się w tym doskonalić, i robić kolejne kursy i iść dalej z tym.

Karolina Gorczyca: Trudno się nie podpisać pod tym wszystkim, co Ania mówi. Chyba większość ludzi, którzy nurkują, podałaby te argumenty, więc też podpisuję się pod tym i utożsamiam z tym, co Ania mówi, ale w ogóle chciałam powiedzieć, że moje nurkowanie jest bardzo świeże. Nurkuję tak naprawdę od początku lipca, wtedy zrobiłam kurs, Deepspot, a potem pojechałam nad morze i zrobiłam nurkowanie w otwartych wodach, żeby skończyć certyfikat OWD. Więc to jest bardzo świeża rzecz, ale abstrahując od tego, jestem totalnie w to wkręcona. 

Szybko poszło.

KG: Tak, i to jest tak, że jak się zacznie, to już idziesz dalej, kolejny i kolejny krok, chcesz kolejny certyfikat, chcesz więcej i częściej tego doświadczać itd. Ale dla mnie też zejście pod wodę to jest jakby zniknięcie stąd, z tego świata, padołu, gdzie jest tyle różnych spraw, obowiązków, problemów. Tam nie da się nie wyłączyć tego. Po prostu wchodzisz do wody, zanurzasz się i wyłącza Ci się to automatycznie czy chcesz, czy nie. Wchodzisz w tryb oddech, w tryb slow motion i w tryb bardzo dużego skoncentrowania na tym, co jest tu i teraz, co się z Tobą dzieje, co jest na nanometrze itd. 

Bo ja na początku zastanawiałam się, czy w ogóle przeżyję tam. Dla mnie to, że masz coś w buzi i oddychasz tym i schodzisz pod wodę to w ogóle brzmi jak jakaś śmierć. Naprawdę tak o tym myślałam. Więc super jest dla mnie pozostawienie tutaj tego wszystkiego i zanurzenie się w jakiś świat, jakiś taki surrealny, lekki i piękny. Bo basen basenem, ale tak naprawdę chodzi o to, żeby nurkować w pięknych miejscach na świecie, i o tym myślimy, chociaż np. ja jeszcze nie nurkowałam w innych miejscach niż w Chorwacji, to moja wyobraźnia mocno działa, a mój Instagram podsuwa mi od trzech miesięcy tylko strony o nurkowaniu, o rafach koralowych…

Tak to działa.

KG: …o rekinach, bo w ogóle cały czas rekiny. I też to, co Ania mówiła o pokonaniu lęków, ja też mam takie trzy rzeczy w życiu, których się bardzo boję. Pierwsza z nich to choroba dzieci, druga rzecz to wojna, a trzecia rzecz – nie wiem, dlaczego – boję się rekinów. Może mnie jakiś rekin zżarł w poprzednim wcieleniu, nie wiem, o co chodzi, ale to jest mój ogromny strach, i te głębiny. Ale o ile głębiny jeszcze jestem w stanie jakoś opanować, to tych rekinów nie jestem w stanie sobie wyobrazić. 

Więc na pierwsze dwie rzeczy nie mam wpływu, na trzecią mam. I pomyślałam sobie, że taką wisienką na torcie dla mnie w pokonywaniu swoich lęków będzie taki, mam nadzieję, że nie jedyny – pierwszy i ostatni – kontakt z rekinem. I wtedy pomyślę, sobie, że to jest ten moment, kiedy już mnie nic w życiu nie przestraszy.

Dużo osób mówi, że fajne w nurkowaniu jest to, że można się wyciszyć, ale dla początkujących to jest taka trochę walka o życie pod tą wodą: ciemno, zimno. I tak teraz się zastanawiam, jak przeszłyście z Deepspota, z super warunków, na nurkowanie w Bałtyku… Nas tam jeszcze nie było. Jak w ogóle przeżyłyście taki pierwszy kontakt z zupełnie innym środowiskiem?

AK: Będę mówić teraz o sobie, bo dużo nurkujemy razem, ale też dużo osobno. Na Bałtyku zamykałyśmy nasz kurs Advanced, a wcześniej nurkowałam jeszcze w kilku miejscach na świecie i każde miejsce jest specyficzne. Faktycznie Bałtyk jest bardzo inny od wszystkiego, czego doświadczyłam wcześniej, bo przede wszystkim jest potwornie ciemny i potwornie zimny. Więc jak poczułyśmy się już w miarę pewnie w tej wodzie, bo zamknęłyśmy jeden i drugi certyfikat i zamykałyśmy właśnie Advanced, to wydawało nam się, że w zasadzie to już tak lecimy hej! – te 30 m pod wodę. Nagle trochę się zdziwiłam, bo jednak pomimo tego, że to wszystko poznaje się teoretycznie na kursie, to przechodzenie przez klinę było dla mnie nagle czymś jak wejście do krainy…

Lodu.

AK: Tak, do krainy lodu, ale też to miejsce kojarzyło mi się z Alicją w krainie czarów, tzn. powyżej kliny było w miarę jeszcze jasno, ale mętnie, niewiele było widać itd., a później jest nagle taki moment, że ta woda jest dalej taka jakby tłusta, tak wygląda, obraz jest nieostry, trochę jak lustro, i przechodzi się przez klinę i woda jest nagle krystalicznie czysta w tym Bałtyku. 

I naprawdę robi to na mnie wrażenie, może dlatego, że jestem artystą, to te doświadczenia też zawsze się do czegoś odnoszą, np. do moich doświadczeń kulturowych, związanych z literaturą czy z filmem, ale naprawdę kojarzyło mi się to, jakbym wpadła w tę dziurę jak w historii w Alicji. I ten świat wygląda tam zupełnie inaczej. Jest tam przede wszystkim potwornie ciemno i potwornie zimno. I ja nie błam na to przygotowana, nie wiem, czy się da na to przygotować. Pewnie za pierwszym razem, kiedy się tego doświadcza, nie da się, kolejny raz pewnie jest łatwiej, bo już wiemy, jak organizm zareaguje…

KG: Tak, ale pamiętam, że tego dnia byłyśmy bardzo nastawione na to, że wejdziemy, zrobimy te 30 m i będzie certyfikat, super, robimy. Jak już jesteśmy an tym Bałtyku no to co, to na drugi dzień robimy sobie 40 m, bo dlaczego nie. 

To tylko dyszka różnicy, nie?

AK: Nie no, chcieliśmy od razu otworzyć i robić Deepa itd., ale zeszłyśmy dwa razy…

KG: I następnego dnia stwierdziłyśmy, że ni chu-chu, nie wchodzimy tam drugi raz. Ja przynajmniej miałam tak, że nic już mnie tam nie wciągnie pod tę wodę. I ten ból, z tego zimna, bo ja jestem strasznie ciepłolubnym człowiekiem i zawsze dziwiłam się ludziom, którzy np. morsują. Naprawdę nie wiem, jakie pieniądze musiałabym dostać, żeby wejść i zamorsować, chyba nie ma takich. A tutaj te 4 stopnie i ile tam byłyśmy, 15 minut chyba jakoś?

AK: Nie wiem, nie pamiętam.

To zaliczam jako morsowanie.

AK: Musiałybyśmy sprawdzić w naszym logbooku, ale…

KG: Tak że koledzy morsujący… naprawdę…

AK: Ale myślę, że to, co jest fajne w takich rzeczach, to ta euforia, myślę, że byłyśmy z siebie mega dumne, że dałyśmy radę, to jest coś niesamowitego. Miałyśmy tam dwa nurkowania, pewnie powtórzymy to wielokrotnie i myślę, że teraz już z innym nastawieniem. Wtedy byłyśmy też w dużym pośpiechu, bo jechałyśmy tam na bardzo krótko, chciałyśmy zamknąć kurs, może zrobić Deepa, ale nie było to wtedy jeszcze do końca ugruntowane.

KG: I pływałyśmy w piankach, nie w suchym skafandrze.

To szacunek.

AK: Tak. 

KG: No właśnie, bo to jest ważne, bo suchy skafander, to wiadomo. Nie próbowałyśmy, tzn. tylko raz, w Deepspocie, ale to jakoś nie należy do naszych udanych doświadczeń, ale podobno rzeczywiście suchy skafander to jest coś, co daje taki komfort, że spokojnie możesz sobie wejść.

Suchy skafander, ocieplacz, ogrzewanie – to dużo pieniędzy.

KG: Tak. Bałtyk, zielona woda, niewiele widać.

AK: Żadnego życia pod wodą poza koleżanką i kolegą.

KG: Do dwóch metrów.

AK: Chodzi mi o Ciebie.

KG: No tak, do dwóch metrów, jak byłaś dalej, to już Cię nie widziałam, bo ta woda taka mętna, zielona, ciemna.

AK: Nawet fląder nie widziałyśmy.

Za zimno, co one by tam robiły.

AK: Były meduzy. Ale masakra, generalnie, po takim pływaniu w ciepłych wodach, jak się wchodzi do Bałtyku, to trzeba mieć naprawdę dużą determinację albo bardzo kochać to nurkowanie, żeby to robić.

KG: Ale właśnie my tak bardzo progresywnie to robimy, oczywiście Anka już miała nurkowania za granicą dwa czy trzy, ja miałam jedno, więc nie miałam jeszcze takiego odniesienia, jak to jest w tych wodach, bo chorwackie wody są piękne, ale też nie należą do super ciepłych, zwłaszcza o pewnej porze. Natomiast tak progresywnie, zaczynamy od tych najtrudniejszych, a nie od razu Malediwy albo Egipt, a potem do Bałtyku, bo nikt by nie wszedł do niego.

AK: Ja tam Malediwy bardzo dobrze wspominam i chcę tam wrócić jak najszybciej.

KG: Ale zobacz, masz doświadczenie, którego nie ma bardzo wielu profesjonalnych nurków.

AK: Tak, dlatego jesteśmy z siebie bardzo zadowolone, nie wiem, czy szybko to powtórzymy, na razie planujemy ciepłe wody w najbliższej przyszłości.

A nurkowanie z łodzi czy z brzegu?

AK: Z łodzi. 

To też kolejny challenge.

AK: Dlaczego?

Bo znam dużo nurków, którzy nigdy nie nurkowali z łodzi.

AK: Aha, ja z brzegu chyba tylko raz nurkowałam. Zazwyczaj nurkuję z pontonu. Szczerze powiedziawszy, nurkowanie z brzegu wydaje mi się nudne, tak się płynie po tym dnie.

KG: Nigdy nie zaczynałam z brzegu, ale rzeczywiście, wydaje mi się, że zanim dopłyniesz na tę głębinę, to płyniesz i płyniesz, a tutaj podpływamy sobie do konkretnego miejsca, przecież byłyśmy tam, gdzie te wraki są, już nie pamiętam, gdzie był ten wrak…

Ale to nie ma znaczenia, i tak było ciemno, nie?

AK: Coś tam było widać, miałyśmy latarki. Wiesz, to jest też bardzo ciekawe doświadczenie dla psychiki, bo jak się zanurzasz w taką głębię, gdzie naprawdę nic nie widać, na tym drugim miejscu było naprawdę tak ciemno, że nie widziałyśmy nawet kawałka tego wraku. Więc było bardzo ciemno i wiemy, że są prądy, więc jest takie ciągłe poczucie, że może nas gdzieś znieść i będziemy dryfować w totalnej ciemności, nie wiedząc do końca gdzie, co i jak.

KG: To było przerażające.

AK: Jest to takie siłowanie się z własną głową, żeby zaufać przede wszystkim sobie, że to wszystko, czego się nauczyłyśmy, mamy opanowane, że sobie poradzimy w razie czego, że wiemy, jakie czynności wykonać w razie, gdybyśmy zostały same w takiej sytuacji, ale jesteśmy mimo wszystko 30 m pod wodą, więc wiemy, co może się wydarzyć, jeżeli wpadniemy w panikę i nikogo przy nas nie będzie. A naprawdę tam niewiele widać, więc bardzo łatwo się zgubić, odpływając od siebie kilka metrów. I myślę, że jest to głównie ćwiczenie dla głowy, żeby złapać pewien balans wewnętrzny i nie wpadać za szybko w jakiś popłoch.

KG: Dokładnie, chociaż w Bałtyku rzeczywiście bardzo trudno ten balans znaleźć, dlatego że po prostu nie masz odniesienia i nic nie widzisz. Masz wrażenie, że nie widzisz nawet zmiany poziomu, ciągle wszędzie ciemno. 

AK: Tak, bo jak się nurkuje gdzieś przy jakiejś ścianie, to jest coś, co daje nam jakiś punkt odniesienia. A tu, jednym słowem, myślę, że szybko wrócimy, ale póki co chcemy sobie jeszcze trochę przyjemności zrobić i Deepa chcemy zrobić już w ciepłych wodach teraz, w lutym.

Gdzie?

AK: W lutym planujemy safari w Egipcie.

KG: Tak, zbieramy ekipę. Więc to jest taki nasz plan, już parę miesięcy w sumie o tym rozmawiałyśmy i mam nadzieję, że się uda i staniemy oko w oko z tymi rekinami.

AK: No właśnie, z naszych poszukiwań wychodzi, że chyba jesteśmy najbardziej zajarane, albo ta pasja jest autentyczna, jeśli chodzi o nas, bo u wszystkich, których namierzyliśmy z certyfikatami wśród naszych znajomych, determinacja wydaje się zaskakująco mała. Ale tak, my jesteśmy absolutnie wkręcone. Myślę też, że dużo rzeczy na to wpływa, np. to, że ta pasja jest świeża, nowa. 

Myślę też, że mamy w niektórych w kwestiach podobne charaktery, lubimy wyzwania, i to jest dla nas wyzwanie. Tu można sobie stawiać cały czas to nowe wyzwania, i to jest super w tym sporcie. Do tego jest to przygoda, zawsze wyjazd w jakieś nowe miejsce i doświadczenie czegoś nowego są super. Mamy też fajny sprzęt, więc lubimy go testować w nowych miejscach, i to jest też chęć zobaczenia, jak to zadziała, gdy będziemy mogły znowu go przetestować na jakimś wyjeździe. I takie różne tam sprawy. To taka jakaś może babska cecha, że lubimy te nasze pierdółki sprzętowe.

KG: Tak, ale jeszcze właśnie powiedziałaś o przygodzie, ale dla mnie w tej przygodzie zawiera się też takie, żeby nie zabrzmiało to źle, ale jakieś takie małe niebezpieczeństwo.

AK: No właśnie to się mieści w słowie przygoda, to o to chodzi, że nigdy nie wiadomo, jak to się skończy. 

KG: Tak, jest w tym dreszczyk emocji, adrenalina, i to Cię wciąga też, że masz dostęp do czegoś, do czego normalnie człowiek nie ma dostępu; do świata, który jest z jakiejś wyobraźni tylko albo z kolorowych filmów przyrodniczych, które znamy. Więc dostęp do tego jest naprawdę czymś fascynującym.

AK: Luksusowym.

Więcej osób było w kosmosie niż na dnie Rowu Mariańskiego. Jest challenge.

AK: Tak, ale też myślę, że jesteśmy trochę uzależnione od tej emocji. Ja jestem taka zakręcona na tym punkcie, że próbuję teraz jak taka neofitka po prostu wszystkich znajomych nawracać na to nurkowanie. Parę osób już się udało.

KG: Tak że Franek, szykuj się, bo naprawdę kolejka się szykuje do Ciebie.

AK: Jakiś procent musimy zacząć pobierać od Franka. Ale właśnie ja jestem chyba uzależniona od tego wystrzału endorfin po wyjściu z wody. 

A ponieważ już od dzieciństwa zawsze była sportowcem i ten sport jakoś zawsze był obok, to żaden z tych sportów, który uprawiałam, nie dawał mi takiego aż fizycznego odczuwania szczęścia. Nie ma innych sytuacji, w których bym się aż tak bardzo uśmiechała, była tak szczęśliwa.

A to nie jest narkoza azotowa?

AK: Kurde, nie wiem, ale po prostu kocham ten azot, jeśli to on daje taki haj. Akurat pod wodą nie mam problemów z azotem, ale jak wyjdę, to suma tego wszystkiego, co się dzieje w moim organizmie, daje mi niezły odlot i, kurczę, bardzo to lubię. 

KG: Tak, ja też dość dużo sportów uprawiałam w swoim życiu i tak naprawdę, tak poważnie przez 6 lat uprawiałam triathlon i powiem Ci, że wtedy, kiedy go uprawiałam myślałam sobie: wow, ale to jest medytacja. Bo jesteś 6 godzin ze swoją głową (startowałam w połówkach), 6 godzin z wysiłkiem itd. I tam też jest tak, że się odłączasz w pewnym momencie, ale ten moment się pojawia dopiero, kiedy już przemyślisz wszystko, całe swoje życie, wszystkie problemy już rozkminisz, znajdziesz na wszystko rozwiązanie, i tak mijają 3 godziny i po nich zaczynasz być już tak wyczerpany, że zaczyna się dopiero pustka w głowie i bycie tu i teraz. I po tym następuje tydzień zakwasów. Bólu itd. Ale też to, co Ty mówisz, super wystrzał endorfin. I to jest fajne – dopóki się nie sprawdzi, czym jest nurkowanie.

Tak, bo kompresujesz 2 godziny.

AK: Dokładnie! Bo to szybciej się dzieje.

KG: W nurkowaniu jest tak, że wchodzisz w nurkowanie i z sekundy na sekundę jesteś już w tym niebycie tu i teraz, to zostawiasz i zaczynasz coś nowego, nie masz wysiłku fizycznego.

AK: Nie no, jakiś masz.

KG: Nie ma zakwasów. 

AK: W porównaniu z triathlonem – niewielki.

KG: To jest relaksacyjne, to bardziej działa na zasadzie odprężenia organizmu, a nie wysiłku. A też spalasz dużo kalorii i wychodzisz z wody i masz ochotę jeść.

Jeść, pić, odwodniony jest człowiek.

KG: Więc to jest metoda, która jest mniej inwazyjna niż np. triathlon, a przynosi lepsze efekty w szybszym czasie i jest takim samym, o ile nie większym wystrzałem endorfin, bo jeszcze masz te efekty wizualne bardzo często. Wiadomo, robisz triathlon, masz drzewa, asfalt, biegniesz ulicą.

No tak, samochodem też to widać, prawda?

KG: A tutaj masz właśnie jeszcze dostęp do czegoś naprawdę pięknego i wychodzisz z tym w głowie, jesteś z tym, wyobrażasz to sobie, wracasz do tego. Niesamowity świat. 

Mały krok do fotografii podwodnej.

KG: Ja wolałabym być fotografowana pod wodą niż sama fotografować. Bardzo mnie bawi, co Franek ostatnio odkrył, bo znalazł na mnie sposób. Na początku jak zaczynałam, to się trochę bałam tego, nawet tego basenu, jaskiń, miałam palpitacje, czułam, że serce mi przyspiesza, a w jaskiniach miałam nawet taki rodzaj klaustrofobii. 

I za pierwszy razem pomyślałam sobie, że się do tego nie nadaję, bo mam klaustrofobię i nie jestem w stanie tam wytrzymać, i powiedziałam o tym Frankowi. Potem drugie zejście – już lepiej. Trzecie zejście – jeszcze lepiej. I to pokazuje też, jak nasza głowa adaptuje się, z każdym kolejnym krokiem jesteś już w innym miejscu. I Franek miał na mnie taki sposób, że włączał kamerę pod wodą. I nagle o wszystkim zapominałam, o całym stresie.

AK: Może dlatego właśnie została aktorką, po prostu Karolina zajebiście w tym całym sprzęcie wygląda. W tym wszystkim, w czym my wyglądamy fatalnie, Karolina wygląda świetnie.

KG: Nie, słuchaj, Ty też świetnie wyglądasz, nawet ostatnio wyglądałyśmy jak bliźniaczki.

AK: Bo mamy takie same wszystkie rzeczy.

KG: Jesteśmy jak team, mares team po prostu.

AK: Więc Karolina wygląda świetnie i jest na pewno bardzo wdzięcznym obiektem do fotografii podwodnej.

KG: Ta kamera z racji mojego zawodu po prostu mnie tak spina, że muszę schować jakieś swoje lęki, strachy, fanaberie, masz kamerę – trzeba grać. Franek mówi: zobacz,  pływalność od razu miałaś, wszystko Ci nagle zaczęło działać, wszystko robiłaś.

Zagrałaś nurka.

KG: Właśnie tak.

AK: Teraz mamy taki plan, że jak już pojedziemy na to safari, to ponieważ tam się odetniemy też od różnych zewnętrznych bodźców, bo najzwyczajniej nie będzie internetu, będziemy musiały zostawić Instagram na brzegu, to będzie trzeba zacząć myśleć o jakimś scenariuszu, który będzie się dział przynajmniej częściowo pod wodą. Żeby te umiejętności zacząć jakoś wykorzystywać też w naszej pracy.

KG: Tak, myślę, Ania, że jak napiszesz jakiś scenariusz filmu, to na pewno będzie to pierwszy scenariusz w Polsce o podwodnym życiu, czy cokolwiek tam napiszesz.

AK: A ja z racji deficytu aktorek, które nurkują, nie będzie wyjścia – będę musiała zagrać, po prostu. 

KG: To są na razie takie nasze żarty, ale tak swoją drogą fajnie byłoby móc to kiedyś wykorzystać. Miałam parę takich projektów, że robiłam zdjęcia pod wodą. I faktycznie zazwyczaj siedziałam przed monitorem, a teraz robiliśmy zdjęcia ze Zwierzakiem, nie wiem, czy Wy się znacie.

Kojarzę.

KG: Więc już teraz, jak Zwierzak widzi jakieś kolejne zdjęcie na Instagramie, mówi: no, to następnym razem będziesz koło mnie. Mówię: tak, będę z Tobą w tym morzu. I to też będzie jakieś fajne doświadczenie, żeby być z tą kamerą tam, gdzie ona jest, a nie zupełnie gdzieś indziej.

AK: Ale to jest taki obszar rzeczywiście niedotknięty w naszej branży. Bo góry były już, różne miejsca też, ale wody sobie jakoś nie przypominam.

KG: Więc wiesz, step by step, jak mawia New Kids on the Block i dojdziemy do jakiejś historii podwodnej.

A macie jakiś pomysł na ścieżkę rozwoju swojego nurkowania? Nie wiem, suchy skafander, twinset czy co przyniesie życie?

KG: Nie, na razie mamy takie krótkodystansowe plany. Chcemy zrobić tego Deepa na wyjeździe, a potem pewnie ja mam taki plan, żeby zrobić parę takich specjalistycznych kursów i zacząć się szerzej w tym rozwijać, ale zobaczymy, co przyniesie życie i gdzie nas poniesie. 

Ja mam też takie poczucie, że zanim odkryłam nurkowanie, to wydawało mi się, że to film wypełnia całą tę sferę moją poświęconą pasjom, a teraz on zaczyna jakby schodzić na dalszy plan i myślę sobie, że nie wiem, jak to się długo utrzyma, ale chciałabym myśleć o tym nurkowaniu jak o przygodzie, ale czymś, co być może będzie też jakimś pomysłem na życie w przyszłości, tzn. nie jestem już taka młoda, jestem raczej starą babą, ale z drugiej strony, jak wiemy, Leni Riefenstahl zaczęła nurkować w wieku 70 lat, więc do tego jeszcze też mi daleko z kolei. 

I tak nieśmiało sobie myślę, że chciałabym być chyba kiedyś instruktorem. Być może jak będę miała dosyć dużo czasu pomiędzy jakimiś projektami, to uda mi się pokończyć te kursy instruktorskie, i nie wiem, może kiedyś będzie to np. sposób na emeryturę. 

Jak nurkowałam teraz na Fuercie, to nurkowałam z wieloma osobami dużo ode mnie starszymi, też z instruktorkami, które były w wieku mojej mamy, więc tutaj ten wiek myślę, że nie ma takiego znaczenia, myślę, że to doświadczenie jest istotne, predyspozycje psychiczne, które sprawiają, że jesteś w stanie wziąć za innych odpowiedzialność pod wodą. I tak sobie myślę, że tak by mi się to marzyło. Zobaczymy, co będzie z filmem. Jeżeli nagle bym zrobiła jakąś zawrotną karierę w Hollywood, to pewnie nie będzie tyle czasu na nurkowanie, ale mam jakieś dziwne poczucie, że to mi nie grozi, więc może pójdę w nurkowanie.

AK: Nawet nie wiedziałam, że takie wiążesz plany, to ciekawe.

Instruktor nurkowania.

AK: Ja już się do Ciebie nie zapiszę, bo już będę wszystko wiedziała, ale przyślę moje dzieci do Ciebie. Ja chyba bym nie mogła być instruktorką, bo to oznacza bycie odpowiedzialnym za życie drugiego człowieka, a na dzień dzisiejszy na nie czuję, żeby mogła być odpowiedzialna za życie drugiego człowieka, to jest jednak dla mnie mocne. 

Ale takie najbliższe plany, to rzeczywiście, robimy tego Deepa, być może też jakieś takie kursy bardziej specjalistyczne, ale nie, chciałabym, żeby to było częścią mojego życia, sposobem na spędzanie czasu – nie tylko ze znajomymi, ale też np. ze swoimi dziećmi, bo chciałabym, żeby moja córka, i mam nadzieję też kiedyś syn, również poszli w tym kierunku. I marzę o tym, żeby kiedyś z Marysią moją ponurkować, to musi być naprawdę niesamowite. Ona nie jest gotowa, nie chce na razie, w ogóle o tym nie myśli, a Hania jak słyszy nurkowanie, to od razu chowa się do dziury i zaczyna płakać. 

Więc na razie to dalekosiężne plany. Ale ta świadomość, że zbierasz grupę ze znajomymi, jedziesz, odrywasz się od internetu, od tych wszystkich spraw, siedzisz na tym statku przez tydzień, nie dzieje się nic. W sensie takim, że dzieje się dużo, ale jest cisza, jest takie zatrzymanie czasu. I te miejsca na świecie, które ciągle gdzieś za mną chodzą. Tyle jest jeszcze do zobaczenia w życiu – to jest takim moim głównym motorem, żeby nurkować. To jest taki life style po prostu.

KG: Tak, mnie też się marzy, żeby moje dzieci jeszcze bardziej w to poszły. Teraz jest taki moment, że syn ma maturę, a córka egzamin ósmoklasisty, ale nurkowanie z dziećmi to jest jedna z najbardziej więziotwórczych rzeczy, której doświadczyłam. Jest to po prostu niesamowite, ponieważ faktycznie ja nurkowałam z dziećmi, kiedy moje dzieci miały kurs, a ja jeszcze nie miałam kursu, i to, w jaki sposób one o mnie dbały, to jest rzecz wzruszająca, którą wspominam niesamowicie. 

Bo one mi tak w zasadzie pokazywały ten świat pod wodą po raz pierwszy. I myślę, że dla nich to też było ważne, bo wiele rzeczy ja ich uczę w życiu, a tutaj one musiały mnie czegoś nauczyć i w jakimś sensie zapewnić to bezpieczeństwo, więc mój syn cały dzień robił ze mną ćwiczenia ze znaków, żebyśmy mogli się skomunikować.

Role się odwróciły.

KG: Tak, i też myślę, że to było dla nich mocne doświadczenie, ale przepiękne. Więc wspólne nurkowanie jest dla mnie takim naprawdę wzruszającym doświadczeniem. I mam nadzieję, że ono będzie jak najczęstsze.

AK: Ale właśnie nurkowanie z dziećmi to na pewno musi być super przeżycie itd., ale w ogóle mnie się bardzo podoba w nurkowaniu ta komunikacja ludzi tam na dole, jak jesteś. Bez słów. Że tak naprawdę wszystko musi być bardzo precyzyjnie zakomunikowane, bardzo spokojne, opanowane, i że tak naprawdę patrzysz na tego drugiego człowieka, patrzysz mu w oczy, patrzysz, co tam się dzieje, obserwujesz jego ruch. Jeżeli jesteś buddy dla kogoś, to też jesteś odpowiedzialny za niego, on za Ciebie. I mnie się to bardzo podoba, że jest tam taka troska o siebie pod tą wodą, właśnie to porozumienie bez mówienia, tylko w tych znakach.

Bez zbędnej komunikacji.

AK: Tak, bez zbędnej komunikacji, ale jest coś takiego, że czujesz tego drugiego człowieka, że on nawet nie musi Ci dawać żadnych znaków, patrzysz na niego, patrzysz mu w oczy, patrzysz, co się dzieje na twarzy, i też już to widzisz. Bo normalnie w życiu przecież kto by na to patrzył.

KG: Często jest tak, że nie patrzymy sobie w oczy. I dla mnie to pierwsze doświadczenie było też ciekawe, że tak dużo przeżyłam, nic nie mówiąc z drugim człowiekiem, tylko na niego patrząc, i on z drugiej strony wszystko o mnie wiedział. I myślę, że to jest fajne w tym byciu instruktorem, bo to są ludzie, którzy mają tę umiejętność komunikacji. My tutaj znalazłyśmy się dzięki Frankowi (pozdrawiamy Franka)…

AK: Ja dzięki Tobie.

KG: Ale Franek ma np. niesamowitą umiejętność komunikacji – werbalnej, ale też i poza werbalnej. I to dla mnie było też bardzo uderzające, że tak dużo jesteśmy w stanie sobie powiedzieć, ale też, że jest to takie bardzo ludzkie, ale i bardzo zapomniane w jakimś sensie (to patrzenie w oczy i czytanie z siebie), że rzadko robimy coś takiego na co dzień. Że siedzimy i, nie mówiąc, próbujemy się zrozumieć.

AK: Ale Ty to nazwałaś wcześniej, że to jest więziotwórcze, bo przecież budujesz jakąś relację, która się wzmacnia, czujesz, że potrafisz tyle powiedzieć, nie mówiąc właściwie nic. To jest bardzo wartościowe.

Dosłownie czytanie z ruchu gałek ocznych.

KG: Więc myślę, że bardzo idealizujemy teraz to wszystko, ale myślę, że jesteśmy w tej fazie zakochania, jeśli chodzi o nurkowanie, i tak to właśnie wygląda. I oby tak zostało jak najdłużej. Ja przynajmniej bym tak chciała.

AK: Ja też bym bardzo tak chciała.

Trzymamy za to kciuki. I mam nadzieję, że zobaczymy się w Egipcie w takim razie.

KG: Byłoby fajnie.

AK: Mamy nadzieję.

Dzięki za wspaniałą rozmowę i do zobaczenia i do usłyszenia.

AK: A będziesz miał kamerę? 

W Egipcie? Zdecydowanie.

AK: Bo bez kamery, to wiesz…

I nawet aparat. Do zobaczenia!

KG: Super.

AK: Dzięki.