Rzucić wszystko i wyjechać…do Tajlandii? Szesnaście lat temu tak właśnie zrobił Piotr Paulo. Zrezygnował z pracy w korporacji, osiedlił się na wyspie Phuket i wraz z żoną założył tam centrum nurkowe Asian Divers. Od lat szkoli, nurkuje i cieszy się życiem w kraju, który skradł mu serce od pierwszych wakacji. Dla kogo jest nurkowanie w Tajlandii? Jak się przygotować do wyjazdu? Gdzie można znaleźć najciekawsze miejsca pod wodą? I najważniejsze pytanie: co warto zjeść po wynurzeniu? Zapraszamy do wysłuchania rozmowy z Piotrem.

Obejrzyj odcinek

Przeczytaj podcast

Cześć, Piotrek!

Cześć!

Powiedz mi, gdzie ostatnio nurkowałeś.

Może to śmiesznie zabrzmi, ale w Deepspocie.

Czyli przyjechałeś z Tajlandii, żeby zanurkować w Deepspocie. Ciepłe warunki.

Nie da się uciec od nurkowania. 

To prawda. W ogóle mamy dzisiaj takie tropikalne klimaty. Ciepło, gorąco, parno, duszno.

Nareszcie pogoda jak w domu.

No właśnie. Długo siedzisz w Tajlandii?

17 lat.

17 lat, wow! Czyli lubisz ciepłe wody i nurkowanie w ciepłych akwenach w takim razie.

Na pewno polubiłem. Zaczynałem nurkowanie w zimnej wodzie, a teraz trochę bardziej poszedłem w ciepłą.

Słyszeliśmy, że są nurkowie, którzy nurkowali dwa razy w ziemnych wodach: pierwszy i ostatni raz.

Nie, nie, to nie aż tak, ale pamiętam, jak ostatnio nurkowałem na Zakrzówku z moim dawnym partnerem nurkowym. Po pierwszym nurkowaniu zapytał mnie, ile robimy przerwy powierzchniowej. Powiedziałem mu, że chyba tak z rok by pasowało. Trzeba się zagrzać.

Trzeba się zagrzać, dokładnie tak. Tajlandia kojarzy nam się z ciepłym klimatem tropikalnym. Są pewnie pory suche, deszczowe. W takim razie kiedy najlepiej tam nurkować? W porze deszczowej? Ludzie sobie wyobrażają pewnie, że wtedy non stop leje, a przypuszczam, że ta pogoda zupełnie inaczej wtedy wygląda. Czy w porze niedeszczowej?

To musimy uporządkować, bo zadałeś bardzo wiele tak naprawdę tematów do opowieści. Po pierwsze, Tajlandia ma trzy pory roku: suchą, gorącą, deszczową. Tak naprawdę każda z nich jest deszczowa, tylko w suchej pada mniej niż w deszczowej. W deszczowej z kolei nie jest tak, jak sobie wyobrażamy, że to są 24 godziny opadów, tylko ulewy są bardzo intensywne, takie, jakich nie znamy z Europy, ale zwykle krótkie. Zdarza się, że oberwanie chmury trwa 15 minut, a kolejne 15 minut później nie ma w ogóle śladu, że jakikolwiek deszcz padał, jest piękne słońce i niebieskie niebo.

Dlatego wbrew pozorom pora deszczowa wcale nie jest najgorszą porą. Na pewno najlepiej odwiedzić Tajlandię w porze suchej, a w drugiej kolejności w deszczowej. To w gorącej jest najgorzej do wytrzymania, ponieważ jest to czas, kiedy jest stosunkowo mało wiatru, niskie chmury, i mimo tego, że temperatura jest trochę niższa niż w porze suchej, to jest to kwestia wilgotności. Na Phuket możemy mieć w porze suchej temperaturę do 36 stopni, więcej nie ma nigdy, natomiast zdarza się, że w porze gorącej naprawdę gorące dni osiągają temperaturę powietrza 33 stopnie, ale jeżeli dodamy do tego prawie 100% wilgotności, to jesteśmy w tunelu foliowym i człowiek się poci cały czas, i to jest niefajne.

Dla nurkowania na pewno chcemy światło, w związku z tym, jeżeli mamy słońce i niebieskie niebo, to pod tą wodą jest sympatycznie i przyjemnie, i również podczas przerwy powierzchniowej na pewno jest przyjemniej, niż jeżeli wieje czy mocno faluje. Myślę, że w związku z tym najlepsza dla nurkowania jest pora sucha, w drugiej kolejności pora deszczowa, a pora gorąca jest taka sobie. Bo wtedy też wiatr jest dosyć nieprzewidywalny, czasami są spore fale. Jednak jeśli mówimy o nurkowaniu w zachodniej Tajlandii, to jest taki czas, kiedy jeżeli mamy wiatr, to mamy fale.

To w jakich miesiącach występują poszczególne pory? Kiedy pod względem nurkowania jest najgorzej lecieć?

Ja bym nie leciał wtedy, kiedy jestem w Polsce, czyli ostatni moment, żeby odwiedzać Tajlandię, moim zdaniem, to jest majówka, a później trzeba dać chwilę na wstrzymanie. 

Na pewno druga połowa maja, czerwiec to trudny do wytrzymania czas, natomiast od połowy lipca zaczyna już być zdecydowanie lepiej, sierpień bywa czasami cudowny, później pogoda jest troszkę nieprzewidywalna. Takim gorszym momentem może być wrzesień, ale on z kolei kusi bardzo dobrymi cenami i dużo nurków przyjeżdża właśnie we wrześniu, bo dochodzą oni do wniosku, że i tak nie leżą za bardzo na plaży, najwyżej trochę popada, jeżeli hotel ma być o połowę tańszy, przelot ma kosztować 2/3 ceny grudniowej, to może warto.

I na pewno nie będzie zimniej niż na Honoratce czy w Zakrzówku.

Tak. Z tym nie mamy problemu. Temperatura w rejonie nadmorskim w Tajlandii jest bardzo stała. Maksymalne temperatury, które są notowane blisko morza, to jest właśnie 36 stopni, wyżej się nie zdarza, a minimalna temperatura w nocy, w najzimniejszy dzień przez moment może spaść do 24 stopni, ale zaraz znowu wróci troszeczkę wyżej.

Tajlandczycy chodzą wtedy w kurtkach, czy jak?

Tajlandczycy robią inną rzecz. Ponieważ w Bangkoku albo na północy, w Chiang Mai i w górach są takie okresy, że rzeczywiście temperatura potrafi spaść do ok. 10 stopni, a w górach nawet do zera, to na pewno jest to dobrze widziane, że wszyscy, którzy mają kasę, jadą do Bangkoku na zakupy, można kupić sobie czapkę, sweter, kozaczki. Laski robią sobie potem zdjęcia na Instagrama w kozakach i w szaliku.

Pamiętam, że jak byłem w styczniu w Hiszpanii, to było tak samo. Było 12 stopni na plusie, ja w krótkim rękawku, a wszyscy w jakichś bluzach, kurtkach, czapkach.

Jedyna okazja, żeby się pokazać w kurtce.

Dokładnie tak. Wracając do nurkowania, skoro jest tak ciepło, to bardziej pianki długie, krótkie czy suche skafandry?

Suchy skafander zdecydowanie nie. Zdarzało mi się w suchym skafandrze nurkować tylko w jaskiniach, ale to ze względów wyporności, a nie do ochrony termicznej. Pod spodem ubrany byłem w bieliznę termoaktywną i nic więcej nie było potrzebne. 

Czy pianka krótka, czy długa: jeżeli jesteś, tak jak mówisz, fanem Islandii, to pewnie odnalazłbyś się w tajskiej wodzie w podkoszulku i szortach, ale jeżeli jedziesz na safari, jeżeli robisz nocne nurkowanie, jeżeli do tego jest trochę wiatru i temperatura spadnie, nie daj Boże, do tych makabrycznych 25 stopni, to może się zdarzyć, że będzie troszeczkę chłodno. 

Osobiście nie lubię nurkować w shorcie, jak mam nurkować w shorcie, to wolę krótkie spodenki i podkoszulkę, natomiast długa pianka zawsze jest przyjemniejsza – czasem może się zdarzyć jakaś meduza czy coś. Ale zdecydowanie nie piątka, nie siódemka. Trójka. Mamy bardzo ciepłą wodę w Tajlandii. Nawet jeżeli dużo jeździcie po Azji Południowo Wschodniej, to widać, że ta temperatura tajskiej wody wyraźnie się wyróżnia na plus, ponieważ rzadko się zdarza, żeby spadała poniżej 28 stopni. To jest naprawdę rzadkie, a takie ultra zimne prądy, zapisywane w Księdze Guinnessa na Similanach, to 24 stopnie – ale to przez moment. 

Więc jeżeli ktoś jest zmarzluchem, to myślę, że raczej można zabrać sobie kaptur czy ewentualnie docieplacz do tej długiej trójki, ale ani rękawiczki, ani jakieś buty, ciężkie płetwy paskowe – to wszystko nie ma żadnego sensu. A ludzie, którzy przyjeżdżają (czasami przyjeżdżają Polacy z siódemkami), po prostu się męczą. Niepotrzebne kilogramy i pot płynie po nogach.

Jak byliśmy na Malcie, to ludzie w suchych skafandrach byli mokrzy od środka.

Tutaj pewnie też tak by było.

28 stopni to naprawdę fajna temperatura. Mówiłeś o meduzach. Ja pierwsze, co nasuwa mi się na myśl, to jak w Australii, wszystko, co się rusza, chce Cię zabić. A jak to jest z tymi zwierzętami żyjącymi w Tajlandii? Czy atakują meduzy, rekiny, potwory morskie, koniki? Jest zwierzyna, której nie powinniśmy dotykać i uważać na nią, bo jest niebezpieczna? Czy raczej jest bezpiecznie?

Meduzy rzeczywiście kojarzą nam się przede wszystkim z Australią, i tam nie jest śmiesznie. Sam miałem jakieś przykre przygody z żeglarzem portugalskim na Filipinach. Raz mnie musnął i zastanawiałem się, czy to będzie moje ostatnie nurkowanie, czy nie. Natomiast w Tajlandii szczęśliwie nie ma tych najpaskudniejszych meduz. Oczywiście nie można powiedzieć, że ich nigdy nie ma, bo raz na dwa lata gdzieś piszą w prasie, że właśnie znaleziono fragment żeglarza portugalskiego, który musiał przeżeglować z Australii. Natomiast osobiście nigdy nie widziałem w Tajlandii ani pod wodą, ani na powierzchni, na plaży, żeby coś takiego się pojawiało. Tak że raczej nie.

Czy mamy niebezpieczne zwierzęta? Tajlandia w ogóle jest bardzo bezpieczna. Z tych niebezpiecznych zwierząt mieliśmy przede wszystkim te na powierzchni. Były tygrysy, ale już ich nie ma, bo miały zbyt ładne futro, były krokodyle, ale, co może wydawać nam się śmieszne, krokodyl jest przysmakiem w Tajlandii, więc to nie krokodyle zjadają tam ludzi, tylko Tajowie zeżarli wszystkie krokodyle, i tak się skończyła historia.

A pod wodą, no cóż, mamy meduzy, ale meduzy mamy też w Bałtyku. Jeżeli pływa spora meduza, to raczej każdy nurek wie, że nie dotykamy tej meduzy, podobnie jak i innych zwierząt, bo diabli wiedzą, co tam się stanie. Natomiast są takie momenty, że pojawiają się młode meduzy, i to jest coś, na co narzeka wiele osób, bo to jest kilka tygodni w ciągu roku, kiedy one się wykluwają z jakiejś takiej ikro podobnej galarety. I jeżeli masz krótką piankę albo pływasz na powierzchni morza, to czujesz, że coś Cię dotyka.

Nieprzyjemne.

Tak, ja nie lubię, jak mnie coś dotyka i nie wiem, co to jest.

Pewnie podobnie jak wpaść w glony na Bałtyku.

Pewnie tak. Możemy tak na to popatrzyć. Z kolei gama podwodnego życia jest bardzo fajna. Zawsze mówię, że zależy, do czego będziemy porównywać Tajlandię. Jeżeli porównujemy ją do Egiptu – przejrzystość wody jest zwykle gorsza, w niektórych miejscach znacząco gorsza. Wyjątkiem mogą być Similany, które zdarza się, że dorównują widoczności egipskiej. Natomiast jest mniej kolorowych korali, dużo więcej kamienistych krajobrazów. Mamy sporo skały wapiennej, która jest bardzo żyzna i w związku z tym jest zwykle ładnie porośnięta przez miękkie korale. Mamy trochę twardszej skały, granitu, bazaltu, w związku z tym różnego rodzaju pęknięcia, szczeliny, pieczary, jaskinie. Całkiem sporo tego można znaleźć w Tajlandii. 

I najpiękniejsze, niezwykłe labirynty skalne Similanów. Gigantyczne bloki granitowe pod wodą, tak naprawdę nie bloki, tylko obłe kule. Historia geologiczna jest taka, że w pewnym momencie, kiedy kontynenty się rozsuwały, dochodziło do pęknięć w skorupie ziemskiej i lawa stykała się ze stosunkowo zimnym morzem. Zimnym jak na warunki w Tajlandii. Ale wciąż dochodziło do ogromnych eksplozji i wielki kule granitu były wyrzucane w powietrze jak z procy, stygły w powietrzu, spadały jedna na drugą. Podobne krajobrazy są na Seszelach. Tajlandia to takie drugie Seszele, zarówno nad wodą, jak i pod wodą. I dla mnie to jest coś kapitalnego. Ja, nurek wychowany na Zakrzówku, jak widzę, że jest fajna skała, to od razu czuję się lepiej. I w Tajlandii trochę tych skał mnie urzekło.

Zanim przejdziemy do tego, co zwiedzać pod wodą, to jeszcze wrócę do zwierząt. Bo wielu ludzi myśli, że Tajlandii po wyjściu z wody, jeśli nie zabiją ich tam meduzy, to mogą zaatakować ich komary – jakaś malaria itd. Tak czytaliśmy w internecie, że ludzie obawiają się tych owadów po wyjściu z wody.

Bardzo dobrze, bo różnych rzeczy należy się obawiać. I zawsze obawiamy się nieznanego. Komary i malaria to trochę stereotyp. Ostatni przypadek malarii na Phuket zanotowano chyba w 1974 roku i od tego czasu nie było ani jednego, więc można uznać, że nie ma malarii. Jeżeli ktoś ćpa jakieś antymalaryczne rzeczy, nie wybierając się do Kambodży czy Laosu, gdzie rzeczywiście odrobinka tej malarii występuje, to nie ma to w zasadzie żadnego sensu w Tajlandii.

Natomiast komary przenoszą inne paskudne choroby, zaczynając od gorączki dengi, która nie jest fajna, ale nie róbmy też z tego paniki. Przez tych 17 lat nie wiem, ile razy pogryzły mnie komary, ale pewnie wieleset razy i czasami całkiem konkretnie. Nigdy mi się nic nie stało. Urodziło mi się dwoje dzieci w Tajlandii, też nigdy nie miały dengi. Natomiast Gośka miała dwa razy. Wśród naszych klientów (przez te lata przyjechało ich pewnie wiele tysięcy) wiemy o trzech, czterech przypadkach przywiezienia dengi do Polski. Nie należy się specjalnie dawać gryźć, spray też się przydaje, ale znowu nie histeryzujmy, jeżeli nas ugryzie komar.

Czyli Tajlandia jest bezpieczna pod wodą i nad wodą.

Myślę, że bardzo. Porównując do wielu innych krajów ościennych, jest bezpieczna na każdym poziomie tego bezpeiczeństwa. Nie tylko w odniesieniu do zwierząt lądowych czy wodnych, ale to bezpieczeństywo również dotyczy poruszania się na ulicy. Zawsze o tym mówię: przez te naście lat nigdy mi się nie zdarzyło, żeby ktoś mnie zaczepił gdy wracałem do domu po paru piwach i żeby zażądał ode mnie podzielenia się pinem do karty w zamian za swobodne przejście dalej, a w Polsce jednak różne historie się zdarzają. Może dzisiaj już mniej, ale z czasów, kiedy wyjeżdżałem, pamiętam, że Tajlandia robiła wrażenie bardzo bezpiecznego kraju. Nie ma problemu, żeby zostawić otwarty samochód z kluczykami w stacyjce i rzucony portfel na siedzeniu na noc. To jest fajne.

Ogólnnie mówi się, że Tajowie to bardzo mili, otwarci ludzie.

Ja w ogóle uważam, że ludzie są mili i otwarci, tak że wiele zależy od nas. Jeżeli uśmiechasz się do kogoś, to ja też odpowiadam Ci uśmiechem i pewnie żyje się łatwiej. Tajowie są wyjątkowo na to podatni. Rzeczywiście są bardzo roześmianym narodem, nieprzejmującym się. Tajskie motto: maipenrai , czyli nic się nie stało, nic nie szkodzi, nie ma sprawy. Np. wychodzisz z lodami i wywalisz lody na świeże ubranie gościa. W Polsce być może…

Wizyta na SOR-ze.

Niekoniecznie, ale pewnie byłyby to jakieś pikantne szczegóły z życia Twojej matki, a Taj Ci odpowiada na to: maipenrai. Bo w sumie, co się stało?

W sumie tak, dokładnie. Wracamy do miejsc do nurkowania. Gdzie zacząć, co polecasz. Zacznijmy od takiego podstawowego nurka po pierwszym kursie OWD. Leci do Tajlandii. Co zwiedzać, gdzie nurkować?

Tajlandię trzeba podzielić na dwa główne obszary nurkowe. Wyobraźmy sobie, jeśli nie mamy w głowie mapy Tajlandii, Tajowie mówią, że kraj wygląda jak głowa słonia. Mamy okrągłą część centralną, wielkie ucho, które prowadzi na północ w góry Tajlandii, i na dół sięga trąba. I na tej trąbie, na Półwyspie Malajskim, mamy dwie strony nurkowe. Strona bardziej wschodnia, czyli Zatoka Tajlandzka, i tam mamy nurkowania w rejonie Bangkoku, taka wyspa Kho Chang jest dosyć znana, oraz mamy wyspy Koh Tao i Koh Samui. W tych rejonach się nurkuje z tamtej strony. Zresztą w ogóle Koh Tao jest mekką nurkowania, jeżeli chodzi o liczbę wydawanych certyfikatów. Wiąże się to przede wszystkim z ceną, która tam jest oferowana, niekoniecznie z jakością.

Mieszkałem przez pół roku po wschodniej stronie. Mówię zawsze, że korale są przepiękne, pod warunkiem, że je widać. To jest ogromny problem tamtego rejonu, że zdarza się, że widoczność jest na poziomie trzech metrów. Jeżeli trafiasz w trzymetrową widoczność, to frajda spada w zasadzie do granicy widoczności tak naprawdę.

Natomiast ta zachodnia strona zwykle jest znacząco lepsza. Ale też mamy różne rejony. Mówimy tutaj o rejonie Phuket, Phi Phi i troszeczkę bardziej na południe jeszcze jest Hoh Lanta. I to są takie nurkowania, które odbywają się w zatoce, na Morzu Andamańskim, stosunkowo płytkim morzu (dno ma średnio na ok. 40, może 50 m. głębokości). W związku z tym mamy stosunkowo silne prądy, bo mamy niedaleko do uskoku tektonicznego, do uskoku do Oceanu Indyjskiego, gdzie już jest bardzo szybko 1000 m. głębokości i chwilę potem 3000 m., w związku z tym, jeżeli na Oceanie Indyjskim jest trochę wiatru, to fala gwałtownie się podnosi i pojawiają się prądy w tych płytkich częściach. Tutaj widoczność przeciętna to 15–20 m. Czasami bywa więcej, ale może się też zdarzyć 7–10 m. 

No i Similany. Similany to absolutny ewenement, położone są 150–180 km na północ od Phuket, na otwartym morzu, 9 malutkich, niezamieszkałych wysepek, bez hoteli. Na jednej z wysp tylko siedziba parku narodowego, przebywający tam rangersi. Oczywiście przypływa sporo łódek, zarówno na jakieś daily czy na snorkeling, czy po prostu na oglądanie tych wysp, jak i kilkanaście czy kilkadziesiąt łodzi nurkowych, które się kręcą gdzieś w tym rejonie.

Similany położone są blisko uskoku z Oceanem Indyjskim, w związku z tym nurkowanie jest dużo bardziej o charakterze oceanicznym. Długa fala, mogące zmieniać się warunki. Dlatego Similany są dostępne od połowy października do połowy maja. Potem są zamykane ze względów bezpieczeństwa.

W takim razie, co możemy zobaczyć pod wodą w Tajlandii? Skały, zwierzęta, coś jeszcze? 

O zwierzętach na pewno trzeba by poopowiadać. Sporo jest tego świata makro i rzeczywiście wielu nurków i fotografów koncentruje się na tych małych stworzeniach. Mamy sporo endemicznych stworów. Mamy Ghost Pipefish, mamy wiele rodzajów krewetek, mamy kilkanaście rodzajów krabów. To, co jest fajne, to wielkie mureny, mamy ich tutaj siedem czy osiem rodzajów. Podobnie z rybką nemo. Więc tego życia jest bardzo dużo. Źródła naukowe podają, że w Tajlandii mieszka 10% wszystkich zwierząt żyjących na świecie, zarówno nadwodnych, jak i podwodnych. Więc ty stworów jest bardzo dużo. Ślimaków, maleńkich stworów. Tych dużych oczywiście jest coraz mniej, jak wszędzie na świecie. 

Pamiętam, że jak przyjechałem

Pamiętam, że jak przyjechałem w 2005 roku, to podczas dobrego nurkowania na Similanach potrafiliśmy zobaczyć 30–40 rekinów. Dzisiaj jeżeli podczas czterodniowego safari, na którym robimy zwykle 14–15 nurkowań, zobaczy się rekiny, to znaczy, że było fajnie. W związku z tym różnica jest niewyobrażalna, ale statystyki mówią, że człowiek zabija codziennie 200 tys. rekinów. To niewyobrażalna liczba. Trudno to odnieść, bo jak liczby zaczynają być duże, to wyobraźnia ucieka. Ja kiedyś się zastanawiałem, jak to zobrazować, żeby powiedzieć, ile to jest 200 tys. rekinów. A ponieważ mieszkam w Krakowie, a przyjechałem do Ciebie, do Deepspotu teraz, to powiem, żeby gdyby poukładać jeden za drugim średniej wielkości rekiny z odrąbanymi ogonami (bo tak im człowiek robi), to zajęłyby tyle, co droga z Krakowa do Deepspotu i jeszcze do Radomia. Codziennie.

To daje odniesienie. Tych miejsc, w których można obiecywać dużego zwierza, jest na świecie coraz mniej. I są to miejsca, które są coraz bardziej dzikie, w związku z tym też słyszę czasem zarzuty przyjeżdżających nurków: No, w tej Tajlandii to kiedyś było fajnie, a teraz to już nie ta Tajlandia, nie te miejsca. No tak, oczywiście. Papua jeszcze się broni i pojechanie na Iran Jaya jest super, jeszcze są takie różne spoty, gdzie jesteśmy prawie pewni, że coś zobaczymy. Na Malediwach często widzimy manty czy rekina wielorybiego, dlatego tam jedziemy. Ale z drugiej strony ciężko jest na Malediwach coś poza tym nurkowaniem zaoferować. A tutaj mamy pełną, fantastyczną gamę, że podczas przerwy powierzchniowej jeszcze będzie co robić na powierzchni. I pewnie dlatego nurkowie przyjeżdżają do Tajlandii.

To co robimy na przerwie powierzchniowej? Bo rozumiem, że jedzenie jest super w Tajlandii?

Tak, jedzenie na pewno jest jedną z atrakcji. Jedzenie, widoki. Generalnie Tajlandia jest niezwykle orientalna, jest niezwykle egzotyczna pod każdym względem. Ludzie są inni. Jest inny świat. W związku z tym, jeżeli nie byłeś w Tajlandii, to zaskakuje Cię wszystko. Wszystko jest inne, wszystko jest ciekawe, a kuchnia jest absolutnie genialna. Jest przede wszystkim bardzo zróżnicowana, i to jest to, co cieszy.

To opowiedz trochę o tej kuchni, bo zaczyna mnie to ciekawić i robię się głodny.

Kwintesencja tajskiego smaku to smak słodko-pikantny. Ta pikantność jest wyolbrzymiana przez Europejczyków, nie jest prawdą, że Tajowie jedzą wszystko ultra pikantne, aczkolwiek oczywiście mają wiele dań, które są trudne do zjedzenia przez przeciętnego Europejczyka.

Brzmi jak wyzwanie.

Brzmi trochę jak wyzwanie. Mamy na pewno dużą gamę różnego rodzaju zup, z flagową zupą tom yum, którą robi się albo z krewetkami, albo z kurczakiem, albo z see foodem. To taki pikantny rosół z trawą cytrynową, może być zabielony mleczkiem kokosowym albo zupełnie bezbarwny, to już w zależności od tego, czy przepis jest bardziej babci Zosi, czy cioci Gieni. Dużo posmaków trawy cytrynowej, mnóstwo egzotycznych przypraw, innych niż w hinduskiej kuchni, ale też niezwykle aromatycznych.

A z dań bardziej stałych również mamy całą plejadę. Fantastyczny see food. Mamy dobre krewetki, aczkolwiek dobre krewetki można zjeść w różnych miejscach na świecie. Wydaje mi się natomiast, że w Tajlandii są jedne z najlepszych na świecie kalmarów. Zawsze kruche, świetnie przyrządzone, niegumowate. Oczywiście na tysiąc sposobów. W sosie, w panierce, z grilla. Do tego różne przegrzebki, małże św. Jakuba inaczej. Dużo takich jakichś modnych, ciekawych stworów. Tego mamy pełno w morzu i to jest dostępne.

Ale wieprzowinka w małych kawałeczkach przesmażona z czosneczkiem broni się sama i dobrze się komponuje z tajskim piwem, które jest zupełni pijalne.

A jakieś owoce?

Owoców mamy dużo, to oczywiście zależy od pory roku. Ja jestem taki trochę zmanierowany. Tajowie też narzekają na te owoce, np. na truskawki, które rosną w rejonie Chiang Mai, że są takie chimeryczne, bo owocują maksymalnie trzy razy w ciągu roku, a zdarza się, że tylko dwa. No kto to widział, prawda? A ananasy, arbuzy, banany to jest owoc, który jest całoroczny. Natomiast mamy sezony bardziej i mniej owocowe. Niestety ta pora, kiedy Polacy najchętniej przyjeżdżają (czyli grudzień, styczeń, luty) to jest czas stosunkowo mało owocowy w rozumieniu Tajów, ale mamy ileś odmian mango, które jest tak cudownie dojrzałe, że albo rozpływa się w ustach, albo może być jeszcze zielone, utarte na sałatkę, ubite w moździerzu, tak jak u nas ubija się kapustę, żeby puściła sok, z różnego rodzaju dodatkami, sosem rybnym, miodem, suszoną krewetką, odrobiną chilli, czosnku – w ten sposób powstaje sałatka som tam, która powinna Ci się spodobać jako przystaweczka.

Mam nadzieję, że zachęciliśmy do wyjazdu z nurkami do Tajlandii też osoby nienurkujące. Jak nie będą nurkować, to pójdą sobie spróbować pysznej kuchni.

Tak, oczywiście, tak się czasami dzieje, chociaż muszę powiedzieć, że w grupach, które mamy przyjeżdżające z centrów nurkowych w Polsce, zwykle jednak nawet osoby nienurkujące jadą na Semilany, nie nudzą się tam, bo krajobraz jest przepiękny. Poza tym zawsze jest szansa na to, że zobaczymy dużego rekina. Wielorybi jest pewnego rodzaju maybesem albo sometimesem, ale ten sometimes jednak występuje. W ostatnim sezonie, mimo że nurkuję ostatnio mniej, to udało mi się trzy razy zobaczyć wielorybiego. Manty – no tak, są takie okresy, że rzeczywiście przez wiele tygodni w roku jest to prawie pewnik, że je zobaczymy, więc tych atrakcji troszkę jednak tam się pojawia.

Teraz takie pytanko: jak wygląda w ogóle infrastruktura nurkowa? Czy jest dużo baz nurkowych? Kompresorów? Bo jak rozmawialiśmy wcześniej z koleżanką na temat Malediwów, to tam praktycznie każdy hotel ma kompresor i można sobie w nim doładować butlę. Jak to wygląda w Tajlandii? Czy lepiej jechać z jakimś centrum nurkowym, czy wolny strzelec też znajdzie dla siebie możliwości?

W zasadzie nie da się nurkować bez centrum nurkowego – niepisane porozumienie centrów nurkowych na Phuket (o tym najwięcej mogę powiedzieć). Jest 160 zarejestrowanych centrów nurkowych, w związku z tym na mojej maleńkiej uliczce, gdzie mamy nasze biuro, jest chyba z 10 centrów nurkowych tuż obok siebie. Niepisana umowa jest taka, że nie wypożycza się sprzętu. Nikt Ci nie wypożyczy jacketu. Dostaniesz go, ale na łódce. O pożyczeniu butli raczej też nie ma mowy, to nie są proste rzeczy. Zresztą nie ma to głębszego sensu, bo nurkowanie z brzegu tylko na Phi Phi może zadowolić takich bardzo, bardzo początkujących nurków, natomiast resztę organizuje się z łodzi. 

I właśnie tak to wygląda, że o ile na świecie bardzo częstym standardem jest to, że centrum nurkowe posiada swoją łódkę, czasami małą, ale jakiś tam kompresor, butle, i tak to funkcjonuje, to na Phuket jest inaczej. Tam mamy iluś operatorów, którzy posiadają łodzie, ci więksi posiadają nawet wiele łodzi. I oni dzierżawią łodzie i miejsca centrom nurkowym. Ta współpraca wygląda podobnie jak z Deepspotem. 

Też jest oczywiście jakiś kontrakt B2B, który powoduje to, że instruktorzy korzystają z danego miejsca, z infrastruktury. I muszę powiedzieć, że to mi się podoba. To jest fajne, bo porównując różne miejsca na świecie, w których nurkowałem, tutaj jest absolutny komfort pracy dla instruktora, ponieważ nie musisz się troszczyć o to, czy masz butle na łódce, nie musisz niczego nosić, dźwigać, wchodzisz na łódź i na wszystkich masz kompresory, na wielu są również kompresory z nitroxem, masz załatwioną sprawę jedzenia, zaczynając od śniadania, bardzo często są jakieś przekąski, są cały dzień dostępne owoce, plus fantastyczny tajski lunch, napoje, to wszystko tam jest zorganizowane, w związku z tym tak naprawdę możesz przyjść i skoncentrować się szkoleniu czy opowiadaniu o podwodnym życiu.

Czyli większość nurkowań odbywa się z łodzi?

Tak. Myślę, że możemy stwierdzić, że w pewnym przybliżeniu 100% nurkowań to są nurkowania z łodzi.

I co, jakie głębokości, żeby zobaczyć coś fajnego?

Nie należy nurkować za płytko, ponieważ problemem lokalnym są ciepłe prądy. El Niño, które zostało nam w głowie, które zniszczyło kiedyś Karaiby, w różnych odmianach i nazwach przewala się przez cały świat, powoduje bielenie korali, dotyczy to i Filipin, i Tajlandii i podobno Morza Czerwonego również. W Morzu Czerwonym może nie widać tego tak bardzo, albo ja na tyle rzadko tam nurkuję, że nie zauważam znaczących różnic w płytkich obszarach, ale też np. widzę, jak niesamowicie zmieniła się Hurghada przez 20 ostatnich lat.

A Tajlandia do 10 m zwykle jest słabo. Oczywiście znajdują się jakieś miejsca, gdzie można poprowadzić DSD czy snorkeling, ale to nie jest tak, że wchodzisz w dowolne miejsce, wsadzasz głowę pod wodę i tam jest raj. Nie, raczej nie. Raczej płytkie tereny zostały dotknięte bieleniem, a im głębiej, tym lepiej. Natomiast my nie mamy jakichś bardzo głębokich miejsc. Tak, jak mówiłem, Morze Andamańskie jest do 50 m, w związku z tym większość nurkowisk, na których nurkujemy, mają przeciętnie dwadzieścia parę metrów, da się znaleźć ileś trochę głębszych nurkowisk, ale zwykle jest to w zakresie rekreacyjnym. 

Ja sporo nurkowałem kiedyś technicznie, dzisiaj już troszkę mniej, ale szukałem takich jakichś głębokich obszarów, które byłyby fajne, i muszę powiedzieć, że nie do końca, że schodzenie na te 60–80 m nie dawało efektu wow.

Jakieś wraki do zwiedzania?

Z wrakami nie jest tak fajnie. Bardzo bym chciał, żeby te wraki były, ale konsekwencją temperatury i ilości życia, planktonu jest to, że te wraki się szybko rozlatują. Koło Phuket mieliśmy bardzo fajny wrak promu pasażerskiego, katamaran 85 m długi, 24 m szeroki, 20 m wysoki, więc był to kawał żelaza, cudownie można było nurkować. I oglądam ten wrak, jak on przez tych 17 lat z fajnego wraku, gdzie można było robić fantastyczne, ciasne penetracje na dwóch poziomach, w pływakach, jest w tej chwili już tak przeżarty i tak połamany, że trochę strach jest wchodzić do środka. Bo widać, że to się wali, coraz bardziej jest to wrakowisko, a nie wrak. 

Pamiętam inny wrak, przewożący wielkie bele tekowego drewna, który zatonął naście lat temu, i przez cztery, pięć lat fajnie się na nim nurkowało, rzeczywiście były to ogromne ładownie, wielkie przestrzenie i te gigantyczne kłody drewna, robiące wrażenie. I on się kompletnie rozleciał. Już go nie ma, już nie ma na czym nurkować, w związku z tym ten proces dewastacji w Tajlandii zachodzi bardzo szybko.

Czyli nastawiamy się na skały i na zwierzątka.

Nastawiamy się na skały, na fajne korale, ciekawe, nastawiamy się na bardzo dużą dywersyfikację życia podwodnego. Przede wszystkim to chcemy zobaczyć.

A jakieś jaskinie, kawerny?

Są. Jaskinie są fajne, ale te najciekawsze dla nurka jaskiniowego, to oczywiście jaskinie słodkowodne, więc zupełnie gdzieś indziej, dosyć trudna logistyka. I jaskinie mają ukształtowanie bardziej typu sinkhole. Koło Phuket mamy najgłębszą jaskinię Azji, spenetrowana jest do 270 m i końca nie widać. Ja tam sporo ponurkowałem w tych jaskiniach, kocham jaskinie, szkoliłem tam wiele osób, i do tego celu jak najbardziej się nadają, aczkolwiek nie są to jaskinie porównywalne do cenotów, gdzie mamy świetne poziomy, rozwinięcie, tylko raczej szybko głęboko spadają. Więc to są głębokie nurkowania, trudne, czasami ze słabą widocznością, ale bardzo inne. Parę znanych nazwisk z Polski przyjechało, mieliśmy przyjemność razem ponurkować w Tajlandii.

Jak już byśmy się wybierali, to na jak długo polecasz? Tydzień, dwa? Tak, żeby zażyć jedzenia, kultury i ponurkować.

Myślę, że przyjeżdżanie na tydzień to błąd. Bo problemem jest jetlag. Weźmy pod uwagę to, że jeżeli lecimy z przesiadką, a musimy lecieć z przesiadką poza jakimiś czarterowymi lotami organizowanymi przez Rainbow czy Itakę, to jeden dzień to jest lot w jedną stronę, potem trzeba odpocząć kolejny dzień, a trzeci dzień jest na powrót. Więc jeżeli odejmiemy z siedmiu dni trzy, to zaczyna być abstrakcyjnie drogo i tak naprawdę, zanim dojdziemy do siebie, to już trzeba się pakować i wracać. Myślę nawet, że jest spora różnica, i zawsze namawiam grupy, jeżeli ktoś mi mówi, że chce przylecieć na dwa tygodnie, to z wieloma centrami nurkowymi dochodzimy do wniosku, że tych 14 dni można zamienić na 16, dodając jeszcze jeden weekend i że jest sens, żeby wylatywać z piątek wieczorem np. z Warszawy, a wrócić w niedzielę około południa, żeby się ogarnąć. To ma sens.

A jak wyglądają koszty przelotów i pobytu w Tajlandii?

To pytanie w dzisiejszych czasach sprowadza się nie tylko do tego, co nam powie Orlen, ale w ogóle, co się wydarzy z ceną paliwa, z ceną dolara, więc te bilety zaczęły drożeć. O ile przez lata cena była w miarę stabilna i najczęstsze widełki cenowe lotów to były 2–3 tys. zł, to w tej chwili coraz bardziej są to widełki 4–5 tys. zł, i w tym kierunku to idzie. 

To zdecydowanie lepiej lecieć na dłużej, jak już się tyle wyda. 

Na pewno tak.

A jak wyglądają koszty życia, pójścia na miasto po nurkowaniu? Drogo tam jest, czy nie?

Tajlandia nie jest tania, tak na to należy popatrzeć. W wielu przewodnikach jest napisane, że można zjeść posiłek za dolara. 

Pewnie da się.

Da się, oczywiście, w Polsce pewnie też się da, ale nie po to tam jedziemy. Najtańszy posiłek będzie się na pewno składał z kurczaka i z niczego ciekawego dookoła. A jednak jak tam lecimy, to chcemy zjeść bardzo dobry gatunkowo see food, rybę. I w związku z tym myślę, że trzeba na to popatrzeć tak, że koszty pobytu są zbliżone do kosztów w Polsce. Ale byłem nad polskim morzem i muszę powiedzieć, że w Ustce jest zdecydowanie drożej.

Paragony grozy.

Może nie trafiłem aż na takie, ale jednak jest wyraźnie drożej nad polskim morzem i to nie w Kołobrzegu, ale właśnie w Ustce.

Prowadzisz swoje centrum nurkowe. Czyli do Ciebie można się zgłosić: Cześć, chcę polecieć do Tajlandii, i Ty mi to pomożesz ogarnąć?

Oczywiście, że tak. Codziennie odbieram takie telefony. W tej chwili nie, bo ściszyłem, ale telefon jednak dzwoni, i to jest bardzo typowe pytanie.

To kiedy najbliższy wolny termin?

Wolny termin jest codziennie. Bo na tym polega nasza praca, że nie organizujemy jakichś wyjazdów, które zaczynają się w Polsce, tylko jeżeli zadzwonisz i powiesz, że chcesz odwiedzić Tajlandię, to zapytam Cię: a mniej więcej, kiedy chcesz lecieć? I pewnie następnym krokiem będzie znalezienie lotu, więc albo sam wpiszesz w Skyscanner i zaczniesz szukać, albo powiesz: Wiesz co, Piotrek, zajęty jestem, kupię u Ciebie parę nurkowań, weź mi to ogarnij w całości. Wtedy pewnie ktoś z naszego zespołu się tym zajmie i przygotujemy dla Ciebie całość. 

Super! A noclegi?

Na Phuket jest ponad 500 hoteli.

Wow!

Więc naprawdę jest w czym wybierać, od takiego budżetu bardzo low, po takie nawet nie 5 gwiazdek, ale zdecydowanie więcej, gdzie szejkowie przyjeżdżają z orszakiem żon i służby.

Klima musi być. Właśnie przy nurkowaniu cały czas brakuje mi takich szerpów, co noszą ten sprzęt.

To jest dyskusyjne, czy to jest fajne, czy nie. Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego pobytu gdzieś tam na Bali, w Tulamben, gdzie widziałem 12-letnie dziewczynki noszące butle, to jednak odcisnęło mi się i chyba wolę nosić sam.

Właśnie, wracając do butli: nurkowanie na pojedynczej butli, czy bardziej twinsety?

To zależy, jaka jest grupa, bo zdarzają się takie, które uważają, że trzeba nurkować z twinem, bo w ogóle nurkują całe życie z twinem, i oczywiście, da się to tak zrobić. Aczkolwiek jak już mają być dwie butle, to wydaje mi się, że wygodniej jest zapiąć sidemount, jeżeli nurkujemy z łodzi, niż dźwigać tego twina. Ale wiele osób nurkuje z singlem.

Dwunastki, piętnastki?

Typowa butla, podobnie jak w Egipcie, S80, aluminiowa, czyli te 11,2 l (jeżeli dobrze liczę), albo piętnastka. 

A jakiś sylwester w Tajlandii?

No tak, oczywiście, że tak! 

Nurkowanie w stroju świętego mikołaja?

My może nie nurkujemy w strojach świętego mikołaja, ale zawsze mamy bardzo wiele osób, które przyjeżdżają w tym okresie sylwestrowym, część osób chce witać nowy rok właśnie na safari, na Similanach, część osób dochodzi do wniosku, że akurat tego dnia woleliby nie nurkować, ale pobawić się na plaży – to zawsze jest fajne.

Kolejne pytanie, to jak wygląda taki lot. Przesiadka w Dubaju? Lecimy 12, 18 godzin? Jak wygląda taki przelot z Polski?

W powietrzu jesteś ok. 11 godzin. Większość Polaków dochodzi do wniosku, że kuszą ich oferty Emiratów, Kataru, i to ma jakiś sens. Ten lot się dzieli po połowie, więc z jednej strony fajnie, a z drugiej strony ja nienawidzę tych lotów, bo zwykle wylot jest wieczorem z Warszawy i wylatuje się bardzo fajnie, ale lądujesz w Doha czy w Dubaju w czasie, który nic Ci nie mówi, ale wg polskiego czasu to jest np. trzecia nad ranem i masz tylko trzy godziny przesiadki. Więc w takie koszmarne godziny, gdy oczy się kleją, jesteś na miejscu. 

W trzy godziny się nie zwiedzi.

Nie, w ogóle nie ma mowy o zwiedzaniu, czyli jest problem. A jeżeli te trzy godziny zamieniają się w pięć, i jeszcze masz do tego dzieci ze sobą, to nie zliczę, ile rzeczy zapominaliśmy zabrać z lotniska, na pewno dwa iPady, jedne spodnie zostały, bo byłem tak nieprzytomny, że tego nie ogarnąłem z dziećmi. 

Osobiście wolę lot, który jest trochę dłuższy, ale nie mam jakiejś głupiej godziny przesiadki. Dlatego bardzo lubię lecieć Lufthansą czy KLM, czy THAI przez Niemcy. Ostatnio leciałem przez Finlandię. Standard lotu może jest gorszy, jedzenie jest gorsze, ale nie ma tej przesiadki. Ja dobrze śpię w samolocie, może dlatego tak na to patrzę, bo nawet jeżeli jestem w tej kretyńskiej pozycji skulonej, to sobie radzę i w efekcie jestem mniej zmęczony.

Czyli najpierw z Warszawy Niemcy, a potem Tajlandia?

Tak. Bardzo dużo lotów jest z Monachium, dużo lotów jest czy było przez Skandynawię, to jest raptem godzina do Helsinek, ileś tam czekania i potem 11 z groszami na Phuket bezpośrednio.

Mówiłeś o dzieciach. Dzieci w Tajlandii – od jakiego wieku najlepiej zabierać malucha? Bo Twoje się tam urodziły, mówiłeś.

A mówiłeś, że nie będziemy dzisiaj rozmawiać o seksturystyce. Jeżeli ten temat pominiemy, to nie ma powodów, żeby nie zabierać małych dzieci. Jedynym problemem jest to, że to rodzice się bardziej umęczą niż dzieci. Z dziećmi należy uważać na temperaturę. Polskie dzieci nie są przyzwyczajone do tego, jak silne jest słońce, wiele dzieciaków dostaje jakichś potówek, różnych takich drobnych rzeczy, co powoduje panikę rodziców. Zwykle nic się nie dzieje. Trzeba uważać na przegrzanie, na odwodnienie, na takie normalne sprawy, ale nie ma powodów, żeby nie zabierać dzieci do Tajlandii.

Mnie teraz ciekawi ta seksturystyka, bo rozmawialiśmy z Tomkiem Ramutkowskim, który powiedział, że nurek techniczny może dłużej i głębiej, więc byśmy wrócili do tej seksturystyki. Jak to się ma do nurkowania?

Nie będę mówił, że dostałem kiedyś taką propozycję od pewnej grupy nurków, którzy powiedzieli mi: Piotrek, my to zrobimy tak. Sprzęt zakopiemy nad polskim morzem, ale ty musisz nam wystawić rachunek, że byliśmy przez 14 dni na safari. Oczywiście to trochę tak pół żartem, pół serio, bo to akurat byli świetni nurkowie, dolecieli ze sprzętem, natomiast nie tylko Tajlandia, ale wiele azjatyckich krajów, czy w ogóle ubogich krajów, bo przecież podobnie jest na Karaibach, ma jakąś koneksję seks turystyczną. Europejczycy lubią odmienny kolor skóry, to zawsze jest jakaś egzotyka, a mieszkańcy tamtych krajów po prostu są trochę inni, w związki z tym naturalna ciekawość.

Wiele żartów dotyczy tego, że najpiękniejsze kobiety w Tajlandii mogą mieć jakąś niespodziankę. Muszę Ci powiedzieć, że jeżeli o tym rozmawiamy, to nawet jak na początku przyleciałem do Tajlandii, wielokrotnie siedzieliśmy z kumplami przy piwie i widzieliśmy lekko zataczającego się Niemca czy Brytyjczyka z idącym pod rękę pan-panią i zawsze się śmieliśmy: ale będziesz mieć, chłopie, niespodziankę w hotelu. 

Teraz po tylu latach już się tak nie śmieję i doszedłem do wniosku, że niespodzianki żadnej nie będzie – wiele osób po prostu też uważa, że to taka atrakcja. Nie pamiętam, który z naszych polskich poetów napisał: raz dziewczynka, raz chłopaczek. To jest egzotyka, niezależnie od tego, czy uważamy to za smaczne, czy niesmaczne. Wiele tych obrazów jest bardzo niesmacznych. Natomiast to nie jest tak, że jadąc z dziećmi, te obrazy będą nas atakowały. Są obszary bardziej różowe i bardziej normalne, każdy znajduje to, o co mu chodzi. 

Myślę, że sporo pracy wkładam w to, żeby namawiać grupy do tego, żeby nie mieszkały w Patong. Patong to taki rejon Phuket, najbardziej znana plaża, i właśnie też przy okazji najbardziej różowa dzielnica, najbardziej imprezowa też. Tam wiele rzeczy jest fajnych, ale konsekwencją jest najbardziej brudna plaża, czasami po prostu zaśmiecona, zarzygana, bo mnóstwo młodych ludzi wychodzących nad ranem z dyskotek traktuje tę plażę tak, jak ją traktują. A raptem 10 km dalej można mieszkać w zupełnie innej atmosferze. Co wcale nie znaczy, że na Patong nie można pojechać. Tam trzeba pojechać, to trzeba pojechać, ponieważ to jest zjawiskowe i nie mam grup, które by nie chciały go zobaczyć.

Jak wygląda transport? Wynajem samochodu, komunikacja miejska?

Zależy gdzie. Na Phuket nie ma komunikacji miejskiej. Być może dlatego, że kuzyn króla posiada jedną z sieci taksówkowych, może tu być pewna przypadkowa zbieżność z tym, że wszystkie linie autobusowe, które się pojawiają, dostają jakichś gwałtownych pożarów. W związku z tym są taksówki albo jeździmy busami, jeśli mamy grupy, więc nie ma problemu.

Super, dzięki. Mam nadzieję, że uda nam się polecieć i spotkać w Tajlandii w takim razie.

Będzie mi bardzo miło, serdecznie Cię zapraszam.

Wtedy na pewno nagramy kolejny odcinek.

Dzięki! Do zobaczenia i do usłyszenia!

Dzięki! Cześć!

Cześć!