Jak robić zdjęcia pod wodą? – Marcin Trzciński
Ansel Adams, znany amerykański fotograf, powiedział kiedyś że „nie istnieją reguły opisujące dobrą fotografię, są tylko dobre fotografie”. Nie wiem, czy to prawda, ale dziś porozmawiamy trochę i o jednym i o drugim. Jeśli chodzi o fotografię podwodną, to oprócz standardowych parametrów sprzęt musi mieć jeden, kluczowy – wodoodporność. Ale czy to wystarczy? Posługując się innym znanym cytatem: „nic bardziej mylnego!”. Zatem, co jeszcze się liczy w robieniu zdjęć pod powierzchnią?
Obejrzyj odcinek
Przeczytaj podcast
Cześć, Marcin!
Cześć!
Gdzie ostatnio nurkowałeś?
Och, Koparki.
Dobra wizura?
Przyzwoita. Dobra zabawa przede wszystkim, byliśmy tam w 4 osoby i robiliśmy testy lamp. Także ściągnęliśmy lampy od 6 czy 7 producentów i zrobiliśmy sobie taką zabawę, której na co dzień nie można doświadczyć, czyli świeciliśmy i w ciągu dnia, i w nocy, i pod wodą, i nad wodą różnymi źródłami światła, patrząc, jak się ma deklarowana przez producentów moc do mocy rzeczywistej, jak wygląda temperatura barwowa, jak wygląda rozłożenie światła. I okazało się, że wyniki potrafią być zaskakujące, tak powiem enigmatycznie.
Ale tak zaskakujące na plus czy niestety na minus?
Zależy, którego producenta weźmiemy pod uwagę. Jeżeli chodzi o producentów, tutaj mam na myśli szwajcarskiego Keldana czy kanadyjskie Light & Motion, to rezultaty są bardzo pozytywne. Ale są to lampy, które mają swoją wartość, nie są tanie, ale za to oferują bardzo dużo. Jeżeli chodzi o produkcję chińską, bo niestety większość w tej chwili produkcji oświetlenia jest zgromadzona w Państwie Środka, to zgodnie z tradycją tego kraju nie wszystko wygląda tak, jak zostało opisane. Chińczyk napisze wszystko, co tylko kupujący chce usłyszeć.
I co papier przyjmie.
Ale oczywiście nie dotyczy to wszystkich lamp chińskich, żeby była jasność. Takim najbardziej drastycznym przypadkiem było to, że lampa miała określoną moc, a świeciła raptem 60% tego, co producent zadeklarował.
To już słabo brzmi, tak naprawdę.
Tak, słabo brzmi. Zwłaszcza, że wydajemy w tym przypadku, mimo że to chińszczyzna, to jednak ładnych parę tysięcy złotych, a potem otrzymujemy coś nie do końca spełniające oczekiwania.
Zakładam, że jeżeli to słabo świeciło, to jeszcze może przeciekać, być słabej konstrukcji, kolejna niespodzianka?
Nie, na szczęście nic nam się nie zalało w czasie tych testów. Bawiliśmy się tym 3 dni i zrobiliśmy trochę zejść i wszystko wytrzymało.
To super. Jak już jesteśmy przy tym temacie lamp, to temat fotografii podwodnej. Ludzie zaczynają nurkować, odwiedzają właśnie Koparki, Honoratkę, wyjeżdżają na jakieś safari czy na Maltę i w pewnym momencie chcą pochwalić się tym, co widzą pod wodą. Jakie na nich wyzwania czekają. Fotografia podwodna różni się od takiej zwykłej fotografii naziemnej, gdzie biorę aparat, robię zdjęcie i widzę wszystko w pięknych kolorach. Pod wodą jest inaczej. Co mnie tam czeka tak naprawdę w fotografii?
Przede wszystkim jest mokro.
Tak. [śmiech]
Co nas czeka? Woda jest zupełnie innym środowiskiem. Woda zupełnie inaczej przepuszcza światło widzialne, odcinając pewne długości tego światła. I musimy mieć świadomość, że już w okolicach 8 metra głębokości tracimy praktycznie kolor czerwony. Parę metrów głębiej nie ma żółci, potem nie ma zieleni, zostajemy w kolorze niebieskim – jeżeli mówimy o wodach ciepłych. W naszych wodach, tu gdzie mamy dużo fitoplanktonu, zamiast niebieskiego mamy zielony.
Tak. [śmiech]
Ale sprowadza się to do tego samego, czyli nasze obrazy stają się bardzo monochromatyczne. Coś, z czego wiele osób sobie nie zdaje sprawy przy nurkowaniu, to jest to, że to odcinanie długości fali nie odbywa się tylko w pionie, czyli jesteśmy na głębokości 8 metrów to nie mamy czerwonego, ale również odbywa się w poziomie.
No tak, w poziomie też jest woda. [śmiech]
Tak jest, więc tak jak mówiłem o tych lampach przed chwilą, jeżeli świecimy na jakiś obiekt, znajdując się od niego o 4 metry, to światło z naszej lampy musi przebyć 4 metry do niego, odbić się, wrócić do naszej kamery i okazuje się, że nie mamy koloru. Więc taka niespodzianka. Kolejna – ucieczka kontrastu. Woda błyskawicznie zabiera kontrast i w tym momencie bardzo duża część aparatów, kamer czy telefonów, bo są ludzie, którzy chcą zabierać pod wodę telefony, nie potrafi ustawić ostrości, ponieważ ich systemy ustawiania ostrości – nie tych ludzi, tylko tych kamer – bazują na detekcji kontrastu. Skoro nie ma kontrastu albo jest bardzo niski, bo wszystko jest monochromatyczne i słabo oświetlone, to otrzymujemy nieostre albo prawie ostre, albo trochę ostre obrazy, zamiast tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni na powierzchni, czyli fajnych, wyraźnych zdjęć czy filmów.
To już tak naprawdę odpowiedzieliśmy trochę na drugie pytanie, bo się zastanawiałem, czy jak będę chciał iść nurkować i zrobić zdjęcia, to taka zwykła kamera sportowa GoPro mi wystarczy, żeby zrobić fajne zdjęcia? Albo właśnie iPhone, bo wiem, że są jakieś obudowy do iPhona. Ale już zaczynam kumać, że to może być nie tego typu, rodzaju sprzęt, że poniżej tych 8 metrów może być z nim problem.
Może nie 8, tylko powiedzmy dwudziestu paru, jak ucieknie nam ten kontrast. Natomiast tak, problem będzie. Ale pytaniem jest, jakie zdjęcia chcemy uzyskać? Jeżeli to mają być zdjęcia pamiątkowe, czy ma to być rejestracja tego, co przeżywaliśmy, to kamera GoPro czy iPhone, czy inne takie kamery akcji, bo to nie tylko GoPro produkuje przecież, całkiem przyzwoicie się sprawdzają pod jednym warunkiem. Musi być dobre oświetlenie. Im lepsze oświetlenie, tym lepiej. Te wszystkie urządzenia dysponują bardzo małymi sensorami światłoczułymi, małymi w sensie nie milionów pikseli, tylko fizycznego wymiaru powierzchni. Im piksel mniejszy, tym gorzej rejestruje światło. Skoro producent na malutkiej powierzchni upchnął 20 milionów czy 25 milionów, to w tym momencie te piksele ledwo sobie z czymś radzą. Usiłują nadrobić swoje braki w sposób elektroniczny, co nie bardzo wychodzi, wobec tego dostajemy szum.
Tak, bo nie są przystosowane do takiego środowiska nawet.
Tak.
Więc te algorytmy pewnie inaczej próbują to rozjaśnić.
Są algorytmy, które mają nam zapewnić przyzwoite rezultaty pod wodą. Niektóre firmy nawet w swoich aparatach wgrywają oprogramowanie do zdjęć czy filmów podwodnych, natomiast sprowadza się to generalnie do zmiany balansu bieli, podbicia koloru czerwonego, tego, który najszybciej tracimy, i nie daje to takich rezultatów, jak byśmy oczekiwali.
Takie zdjęcia pewnie sztucznie mogą wyglądać, algorytm sobie nie ze wszystkim poradzi.
Tak, one są takie plastikowe, a przywykliśmy oglądając Blue Planet czy jakieś programy z National Geographic, czy z Discovery, do oglądania fajnych, ciekawych, kolorowych zdjęć z ciepłych wód i nagle się okazuje, że nasz obraz, który przywieźliśmy ze swoich wakacji, jest diametralnie inny.
Jest niebieski po prostu.
I teraz cała rodzina się zastanawia, gdzie myśmy byli i co myśmy tam robili, bo to nie tak miało wyglądać.
Dokładnie. Jak sobie poradzić z tym brakiem barw? Światło dobre, dobre lampy.
Światło, tak. Generalnie fotografia czy film to jest rejestracja światła. Jeżeli tego światła jest mało albo to światło jest bardzo monochromatyczne, to w tym momencie ona przestaje być atrakcyjna. Więc punkt pierwszy – oczywiście światło. W przypadku fotografii światło błyskowe, w przypadku filmu światło ciągłe, chociaż i przy fotografii też można użyć światła ciągłego, ale te rezultaty nie będą aż tak spektakularne, jak przy świetle błyskowym.
A z czego to wynika? Z mocy?
Z mocy, tak. Światło błyskowe jest to olbrzymia ilość energii uwolniona w ułamku sekundy. Światło ciągłe z natury rzeczy musi być dostępne cały czas, nie mamy czasu na gromadzenie energii, potem krótkie wyzwolenie, więc te światła są dużo słabsze. I tutaj pojawia się kolejne zaskoczenie dla wielu osób, które chcą fotografować w ciepłych wodach, mówiąc: „Ach, ja jadę w ciepłe wody, nie potrzebuję mocnych lamp, tam przecież jest jasno”.
Do 20 metrów jest jasno, dokładnie.
No tak, do 30, zależy, jak kto ma dobry wzrok. Jest jasno, natomiast jest jasno na niebiesko. I w tym momencie paradoksalnie im jaśniejsze wody, tym mocniejszych świateł potrzebujemy, ponieważ nasze światła muszą przebić się przez niebieski kolor.
Ten jasnoniebieski kolor.
Ten jasnoniebieski kolor, który nas otacza. A ponieważ właśnie jest bardzo jasno, słońce jest dosyć mocnym źródłem światła, to w tym momencie jest tak dużo tego niebieskiego wokół, że żeby nasze światło z naszych lamp zostało zauważone przez aparat, zaczęło wydobywać jakiekolwiek kolory z otaczającego nas świata, to musi być naprawdę mocne. I lampy typu 2 czy 5 tysięcy lumenów nadają się, ale na przykład tylko do ujęć makro. Odsuniemy się już o metr od obiektu i nawet nie widać, że cokolwiek świeci. Możemy sobie zrobić nawet na powierzchni taki test. Wziąć latarkę i zapalić ją w słoneczny dzień, kierując na chodnik czy coś takiego – w ogóle tego światła nie będzie widać, prawda?
No tak, tak.
Ale jeżeli włączymy to po nocy, to ten promień światła i okrąg, który oświetla, zobaczymy. I dokładnie to samo jest pod wodą, czyli przebicie się przez tę niebieskość wymaga potężnego źródła światła.
Albo nurkowania w nocy.
Albo nurkowania w nocy, nurkowania głęboko, bo im głębiej, tym światła zastanego mniej, więc w tym momencie nasze światło się przebija, wyodrębnia. Natomiast pojawia się problem tego, że obraz robi się bardzo płaski, bo nasza lampa świeci na dystansie 4-6 metrów, tracąc przy okazji kolor oczywiście, ale potem mamy czerń. I co teraz zrobić, żeby ten obraz nie był taki krótki, że tak powiem.
Kolejne lampy?
Kolejne lampy. Najfajniej, żeby te lampy wzięli koledzy nurkowie albo koleżanki, żeby nie było, że dyskryminuję, i zaczęli świecić gdzieś dalej. Technika bardzo popularna od lat przy fotografii jaskiniowej, czyli nasze lampy przy aparacie nie świecą zbyt mocno, bo one tylko oświetlają pierwszy plan, natomiast wszystkie mocne źródła światła zabierają kolejni nurkowie, którzy rozpływają się po jaskini, pokazując jej wielkość, wydobywając poszczególne elementy. Zaczyna to zdjęcie robić się plastyczne, ale to już wymaga organizacji, to już wymaga zespołu, wymaga sprzętu, to już nie jest taka fotografia pamiątkowa.
To nie jest tak, jak nawet w życiu, że sobie rozstawię na statywie lampę.
Możemy, są statywy pod wodę.
Są statywy podwodne?
Są statywy pod wodę, są statywy i do lamp, są statywy i do kamer, także jak najbardziej na dzień dzisiejszy jesteśmy w stanie tym światłem operować, kreować obraz, tylko wymaga to czasu. I żeby potem się nie okazało, że z braku na przykład powietrza w butli, musimy kilka lamp porzucić, bo już byśmy ich nie zdążyli zabrać z powrotem.
Jak rozumiem, to nie jest tani sprzęt.
Nie jest. [śmiech]
To powietrza musi wystarczyć w takim razie. [śmiech]
Albo musi być odpowiedni support.
Okej, czyli tak naprawdę problemem jest światło, czyli ze słabym aparatem, ale dobrym światłem dałbym radę robić zdjęcia raczej.
Tak, chociaż oczywiście apetyt rośnie w miarę jedzenia i tutaj pojawia się takie zjawisko, że bardzo często osoba, która rozpoczyna zabawę w fotografię podwodną, zaczyna od jakiegoś prostego modelu, kompaktu czy małego bezlusterkowca, a po chwili przychodzi i mówi: „Wyjazd był super, pogoda była super, zwierzyna dopisała, tylko ujęcia są nie takie”.
Rozmazane na przykład.
Rozmazane, nieostre, bo aparat nie dał rady sobie z tym poradzić albo właśnie trochę zaszumione, bo rekiny, które się pojawiły, były 5 metrów od nas i już światła było mało. I w tym momencie zaczyna się taki problem, to zmieniamy sprzęt. To, co powiedziałeś, to nie jest tani sprzęt, każda przesiadka bardzo kosztuje. Ten sprzęt nie jest tani przede wszystkim z tego powodu, że jego produkcja to nie jest rzeczą masową. To nie jest produkt typu telefon, typu samochód czy coś w tym stylu. Największy producent obudów podwodnych jeszcze przed pandemią, czyli w okresie takiego szczytu produkcyjnego, rocznie wszystkich modeli robił 6,5 tysiąca.
Na cały świat?
Na cały świat.
To faktycznie malutko. Ale jak dobrze rozumiem, to aparat jest taki klasyczny, konwencjonalny, którego używamy na ziemi, chodzi tylko o to, że drogim sprzętem jest ta obudowa. Czy są też specjalne aparaty dedykowane pod wodę?
Jest kilka konstrukcji dedykowanych pod wodę, natomiast to nie są konstrukcje, które jakoś rewelacyjnie się sprawdzają. Są to raczej takie modele typu entry-level, natomiast wszystko bardziej zaawansowane rzeczywiście bazuje na standardowych konstrukcjach, których używamy tu na powierzchni, zamkniętych w odpowiednich obudowach.
Czyli tak naprawdę droga jest obudowa, bo ona musi być idealnie spasowana z aparatem, który posiadam. I pewnie nie ma obudów do każdego aparatu, jak rozumiem.
Nie, nie ma obudów do każdego aparatu, więc przymierzając się do swojej konfiguracji, którą dopiero zaczynamy tworzyć, warto sprawdzić, czy jest do niego obudowa i potem zacząć się zastanawiać, jak ta konfiguracja powinna wyglądać. Ja tu nie mówię, żeby od razu iść w jakieś bardzo drogie rozwiązania, zwłaszcza że nie każdy tego potrzebuje, ale też nie należy chyba zbyt upraszczać zestawu. Należy go zbudować z głową. Należy porozmawiać z osobami, które nurkują i fotografują, ponieważ aparat to jest jedno, ale od zawsze mówi się, że zdjęcie tworzy obiektyw. I dobór właściwego szkła jest niezwykle istotny. Skoro powiedzieliśmy sobie przed chwilą, że fotografowanie już z dystansu 4 metrów niespecjalnie ma sens, jeżeli chodzi o kolor, to w tym momencie musimy założyć, że powiedzmy do obiektu nie powinno nas dzielić więcej niż 3 metry.
I teraz spróbujmy z 3 metrów objąć aparatem w kadrze duży obiekt, przykładowo jakiś wrak czy dużą jaskinię. Okaże się, że optyka, którą musimy stosować, musi być bardzo szerokokątna. 35 mm dla pełnej klatki czy 20 – coś, co się wydaje dosyć szerokie na powierzchni, nagle pod wodą przestaje być szerokokątne. Szerokokątne stają się obiektywy typu 15 mm, 12 mm, bo one zapewniają nam możliwość dużego zbliżenia się do rejestrowanych obiektów, właściwego ich oświetlenia i zarejestrowania jeszcze jakiegoś tła. Więc dobór obiektywów jest niezwykle tutaj istotny. A niestety obiektywy szerokokątne znowu nie są szkłami bardzo popularnymi, co wpływa na ich cenę.
I nie są tanie. [śmiech]
Tak jest.
Tak, zgadza się, jeszcze jak mają stałe światło, to już w ogóle. Do tej pory, jak rozmawiałem ze znajomymi, to im się właśnie wydawało, że mam aparat, dokupuję obudowę jakąś plastikową, wchodzę pod wodę, cyk, robię zdjęcie – gotowe. Jak już mówiłem, to nie jest takie łatwe.
Tak, nie jest łatwe.
Fakt, że do mojego aparatu może nie być obudowy po prostu.
Tak, natomiast to też nie jest tak, że tworząc zestaw, musimy wiecznie gonić za nowościami. Oczywiście są ludzie, którzy chcą mieć zawsze wszystko najnowsze. Natomiast rozmawiając z różnymi znajomymi, którzy jeździli na warsztaty czy w Stanach, czy gdzieś na Pacyfiku, czy w Oceanii, byli zaskoczeni, że fotografowie ze Stanów, z Kanady czy z Zachodniej Europy, przyjeżdżają z na przykład aparatami dwie generacje do tyłu. Mówili: „Jak to? Toż przecież czy Canon, czy Nikon, czy Sony wypuściły już kolejne aparaty. Dlaczego oni mają stare aparaty?”. Bo te aparaty nadal robią dobre zdjęcia.
Tak, pewnie nie mają jakichś wifi, bluetoothów, które mogą być zbędne tam pod wodą.
Tak, oczywiście. Natomiast sięgnijmy po wydania National Geographic, Geo, czy innych sprzed 7 czy 10 lat. Czy tam były brzydkie zdjęcia?
No nie.
Zachwycaliśmy się nimi. Ci ludzie mają starsze aparaty, ale mają na przykład 6 czy 7 obiektywów. Mają 5 czy 7 lamp. A standardowy obraz takiego nurka, który w to wchodzi i chce być naj, to jest przyjeżdżam z super aparatem, do tego mam kitowy obiektyw i jedną lampę. I nagle usiłuję dorównać. Nie dorównamy, bo to, czy aparat ma 40 milionów pikseli na matrycy czy 20 milionów naprawdę nie ma znaczenia, zwłaszcza że większość obrazów w tej chwili jest konsumowana przecież w urządzeniach przenośnych, na tabletach, na komórkach, więc tam te rozdzielczości aż tak nie grają roli. Natomiast to, czy używamy odpowiedniej optyki jest jak najbardziej istotne.
Pewnie zadam głupie pytanie, bo mówisz, że dobry fotograf ma aparat i kilka obiektywów. Jak on wymienia te obiektywy pod wodą? [śmiech]
I tu mamy zagwozdkę, i pewne rozwiązania tego systemu. Tak, pracując bardzo klasycznie, czyli mamy aparat z wymienną optyką, bezlusterkowca…
Taki pas przy spodniach, wyciągam, zmieniam.
Tak, to pod wodą rzeczywiście jest nam to trochę trudno zrobić, wobec tego przed wejściem do wody musimy się na coś zdecydować. Wiąże się to z pewnym ryzykiem nietrafienia. Tu podam taką dykteryjkę. Byłem w tym roku we wrześniu na wyspie Vis na zjeździe fotografów w Nautice. Pierwszego dnia pływając sobie przy bazie z obiektywem makro, spotkałem piękną ośmiornicę. Łaziła po kamieniach, chętnie pozowała. Co z tego, kiedy mając obiektyw makro, mogłem zrobić elementy macek, oczy i tak dalej.
Jakbyś dużo zrobił tych zdjęć, to byś posklejał ją w końcu. [śmiech]
No tak, ale w tym nie jestem zbyt biegły. A ograniczenie, o którym mówiliśmy, cofnięcie się nie wchodziło w rachubę, bo obraz się bardzo psuł. Wobec tego przez kolejne 4 dni po dniu nurkowań wchodziłem sobie na wieczór w to miejsce i przez godzinę pływałem, mając nadzieję, że owa ośmiornica się pojawi. Owa ośmiornica się nie pojawiała, a ja wracałem do bazy odprowadzany współczującymi spojrzeniami osób, które już jadły sobie kolację.
Ostatniego dnia przed wyjazdem razem z Piotrkiem weszliśmy do wody, obydwaj z obiektywami makro ponownie – nie dodałem, że oczywiście jak pływałem szukając ośmiornicy, nie miałem obiektywu makro, tylko taki średni dystans. Wszedłem z makro, stwierdziłem, że ośmiornicy już nie będzie. Piotrek Kudeł jest super poszukiwaczem wszystkiego małego, więc mówię, dobra, pójdziemy sobie razem. Kudełek mi znajdzie ślimaki, Kudełek mi znajdzie koniki. Pofotografuję.
Kudełek mi znalazł ośmiornicę. [śmiech] No i jest to ból, szlag człowieka może trafić. Na szczęście byłem blisko bazy, więc poprosiłem Piotrka: „Zostań przy niej”, wylazłem z wody, szczerze nie bardzo wierząc, że cokolwiek z tego będzie. Bo musiałem zdjąć sprzęt, musiałem pójść do rebroomu, gdzie rozłożyłem obudowę, wyjąłem aparat, wymieniłem obiektyw, wymieniłem port, znowu sprawdziłem szczelność, wróciłem, ubrałem się we wszystkie zabawki, wlazłem do wody – no ze dwadzieścia parę minut zleciało.
Patrzę, bojka unosi się na powierzchni. Piotrek strzelił bojkę, żebym wiedział, w którym miejscu jest. Dopłynąłem do niego i okazało się, że Piotrek sprytnie, bo na granicy widzialności, żeby nie spłoszyć ośmiornicy, cały czas ją śledził i udało mi się zrobić ujęcia takie, o których marzyłem, myślałem, że będą.
Czyli zajęło to 5 dni, tak? [śmiech]
Tak, 6. [śmiech]
6 dni.
Natomiast udało się, ale powiedziałem, że można tego uniknąć. Mamy coś takiego, co się nazywa optyką mokrą. Wywodzi się to z aparatów kompaktowych, bo aparat kompaktowy w rzeczy samej nie ma wymiennych obiektywów. Mamy jakiś standard i chcąc albo poszerzyć kąt widzenia, albo zawęzić kąt widzenia do makro, musieliśmy używać soczewek. To były mokre soczewki w większości przypadków, instalowane do obudowy, do portu obudowy w czasie nurkowania.
Pomiędzy obiektem a obiektywem.
Tak, wkręcało się od przodu do obudowy, także aparat pracował sobie na sucho zamknięty w obudowie, sama soczewka znajdowała się w wodzie. Można ją było zdjąć, można ją było założyć. I w tym momencie mogliśmy, mając powiedzmy soczewkę makro i soczewkę szerokokątną, zapewnić sobie bardzo szerokie spektrum tematów, które udawało nam się rejestrować: od wraku, po konia morskiego, który sobie siedział na relingu tego wraku i kpił sobie z nas, że nic mu nie zrobimy, a myśmy mu zrobili zdjęcie. [śmiech]
Brzmi to jak rozwiązanie idealne, ale pewnie są jakieś wady w jakości, może światła?
Nie, przyzwoita optyka mokra bardzo dobrze sobie radzi. Przyzwoita optyka mokra jest w tej chwili produkowana również do lustrzanek i do bezlusterkowców, więc możemy jej używać nawet z dobrymi, zaawansowanymi systemami do fotografowania czy filmowania. I niestety ma jedną wadę, myślę, że zgadniesz.
Cena? [śmiech] No tak.
Niektóre z tych szkieł potrafią kosztować po 7-8 tysięcy dolarów.
Dolarów.
Dolarów, tak. [śmiech] To taka waluta, która ostatnio bardzo zyskała na wartości w stosunku do złotego, także mówimy tu o kwotach po 30 tysięcy złotych. To nie są małe pieniądze.
Fakt.
Natomiast rezultaty są niesamowite. Ktoś kiedyś powiedział, że już wszystko sfotografowano. Nieprawda. Zawsze nie sfotografowano tych naszych zdjęć, bo my je dopiero musimy zrobić, a wiadomo, że własne zdjęcie cieszy dużo bardziej niż nawet najpiękniejsze przez kogoś wykonane.
Dokładnie.
Natomiast poza tym producenci odkrywają nowe tereny do tej pory jeszcze nie eksplorowane. I mamy na przykład obiektyw typu wide angle macro – to jest taka długa rura na końcu z soczewką.
Jak lufa taka wygląda.
Tak. I ona pozwala nam zbliżyć się do malutkiego obiektu, na przykład ślimaczka nagoskrzelnego, który ma, no nie wiem, 3-4 cm. Ten ślimak dzięki tej lufie wypełni nam praktycznie kadr – to, co robił do tej pory klasyczny obiektyw makro. Natomiast ten obiektyw różni się tym od niego, że rejestruje bardzo dużo również otoczenia. To jest makro, ten ślimak jest duży, ale jeżeli na przykład zawiśnie nad nim nurek kawałeczek cofnięty, to nagle się okazuje, że jesteśmy w stanie sfotografować nurka wiszącego nad ślimakiem. A ślimak nie jest kropeczką, wypełnia nam…
Cały kadr.
Tak, powiedzmy 1/3 kadru w pionie, a w poziomie prawie cały.
To wręcz można posadzić tego nurka na ślimaczku.
Tak, można to tak próbować ustawić. Tak jak ludzie robią zdjęcia Krzywej Wieży w Pizie, że ją podpierają, to tutaj można by spróbować zrobić coś w tym samym stylu. Więc tego typu zdjęcia, które parę lat temu były niewyobrażalne, w tej chwili dzięki technologii i pomysłom konstruktorów, stają się możliwe. Natomiast oczywiście nie jest to dla tej osoby, która wchodzi w świat fotografii, ponieważ ile zdjęć wide angle macro można zrobić?
Przy takiej cenie, to ja bym wszystko tak fotografował. [śmiech]
Ale nikt by nie chciał tego oglądać. [śmiech]
To tak, fakt, inna kwestia. A propos tych obudów, bo one są wielkie, duże. Ja rozumiem, że one są wypełnione powietrzem.
Tak, nie wszystkie z nich są wielkie, ale część tak.
Przy dużej lustrzance są duże, patrzę sobie na taką. One są dodatnio czy ujemnie pływalne? I jak wpływa taki cały sprzęt, który nurek, fotograf podwodny bierze ze sobą, bo to jest dodatkowy albo balast, albo wypór?
Tak, wszystko zależy od tego, w jaki sposób taka obudowa jest skonfigurowana. Jeżeli fotografujemy z obiektywem szerokokątnym, to przeważnie z przodu mamy dosyć dużą kopułę, która się staje w tym momencie wielką bańką powietrza i sama w sobie zaczyna uciekać do góry. Co gorsze, odwraca się tą kopułą do góry, ponieważ tam jest najwięcej powietrza i najmniejszy ciężar i jest tak nienaturalnie odwrócona. Fotografowanie wymaga użycia siły, żeby ją odwrócić do właściwego położenia. Są nawet elementy stabilizujące obudowę po to, żeby ten trym był właściwy.
Balast do obudowy. Kolejne miliony.
Tak, balast do obudowy. Tak, dokładnie. Ale po założeniu lamp, zwłaszcza lamp wideo, które są ciężkie ze względu na akumulatory, które muszą zgromadzić olbrzymią ilość energii, żeby odpowiednio świecić, obudowa staje się ujemna. I w tym momencie konieczne są zestawy, przydatne są zestawy trymujące, które pozwolą nam odciążyć zestaw. Bo mając obudowę, która po zanurzeniu będzie ważyła 3 czy 4 kilo jeszcze, i płynąc z nią, trzymając ją cały czas w rękach przez godzinę, półtorej, dwie…
Zmęczymy się.
To te nadgarstki mogą już w pewnym momencie zacząć protestować.
Plus większe będziemy mieć zużycie w ogóle powietrza, bo się męczymy z tym.
Cały nas trym będzie wyglądał dziwnie, stąd są oczywiście zestawy trymujące, kompensujące tę wagę, czyli ramiona pływające. Odpowiednie takie pływaki, które mają różne objętości, przez to zapewniają różną pływalność. I taką obudowę można sobie odpowiednio wyważyć.
Zakładam, że mam jakiś aparat, mam lustrzankę, znalazłem do tego obudowę, nie mam pojęcia, jakie urządzenia trymujące dokupić. To można jakoś przetestować? Jak polecasz się do tego zabrać?
To trzeba wyliczyć. Najprościej to zrobić w ten sposób, że po złożeniu zestawu – całego, z lampami, ramionami, ze wszystkim – włożyć go do wody i podwiesić na lince na takiej wadze bagażowej. I w tym momencie zobaczymy, ile ujemnej pływalności posiada nasz zestaw.
I tyle dołożyć, żeby dojść do zerowej na przykład.
Do zerowej czy minimalnie ujemnej, tak jak ja preferuję, czy minimalnie dodatniej, tak jak preferują inne osoby. Różnie bywa.
Słyszałem właśnie, że ta dodatnia pływalność jest fajna, bo jak nam się coś odepnie, to poleci do góry i odzyskamy aparat. Przy ujemnej pływalności on pójdzie na dno.
Zależy, jak duży aparat, na ile widoczny, bo jeżeli jesteśmy w morzu i ten aparat wypłynie nam gdzieś w trakcie nurkowania, to konia z rzędem temu, kto to znajdzie.
Ktoś znajdzie i będzie szczęśliwy. [śmiech]
Ale ten, co poszedł na dno, też można znaleźć, jeżeli nie poszedł za bardzo na dno. Ja wolę niedużą, ujemną pływalność. Aparat jest wtedy dla mnie stabilniejszy, nie skacze tak. Ale tak jak mówię, to jest kwestia bardzo indywidualnego podejścia. Są również ramiona o zmiennej pływalności, czyli takie beczki z powietrzem, w których można tę objętość regulować.
Przed wejściem do wody?
Dopuszczać wody w czasie nurkowania lub wypompować – to już nie w czasie, tylko po. I w tym momencie można ten zestaw wyważać w zależności od tego, jaki obiektyw zabieramy pod wodę. Niestety te zawory potrafią się…
Psuć.
Blokować, bo sól…
Sól robi swoje.
Niestety zostaje, ciężko ją wypłukać.
Obudowa, tak patrzę, ma guziki. Ona w sposób fizyczny wciska te guziki w aparacie? Czy są też takie modele, że tutaj na zasadzie jakiegoś bluetootha wewnątrz obudowy komunikuje się obudowa na przykład z aparatem? Czy jednak jest to fizyka, czysta mechanika?
Większość obudów jest konstrukcjami mechanicznymi.
Czyli na guzikach można coś przyciskać.
Czyli przycisk, tak, czy pokrętło dotyka odpowiedniego punktu w aparacie, wywołując odpowiednią funkcję. Jest kilka produktów, które posiadają, nazwijmy to: uniwersalność, dzięki temu, że na przykład łączą się poprzez przewód. Jeżeli aparat ma oczywiście taką możliwość, łączą się przewodowo przez gniazdo USB, które steruje funkcjami aparatu. Oczywiście wtedy tych funkcji mamy trochę mniej, bo tyle, ile mamy na panelu sterującym. Zaletą tego typu rozwiązań jest to, że zmiana aparatu nie wymusza zmiany obudowy. Możemy nadal korzystać z tej samej obudowy, musimy tylko zmienić oprogramowanie sterujące w obudowie i płytkę pozycjonującą, do której aparat jest przykręcany, tak żeby on, mając inne wymiary, znalazł się odpowiednio w obudowie. Wada jest taka, że te obudowy są dosyć ciężkie, duże, bo one muszą wystarczyć na ileś różnych modeli aparatów. A jeżeli chodzi z kolei o wifi czy bluetooth, to tylko obudowy na telefony mają taką opcję, że steruje się telefonem poprzez bluetooth.
Tak się zastanawiam, bo jeżeli mam sterowanie poprzez kabel, to tam nie ma mechaniki, to nie ma pewnie uszczelek jakichś, to może nie przeciekać.
Sama obudowa musi być jakoś zamknięta, więc są. Jest tych uszczelek mniej, tak.
Tak, mniej właśnie o te wszystkie guziczki, które na powierzchni są okej, ale na 20 metrach inne ciśnienie, wciskam guzik i zaczyna przeciekać.
Wszystkie obudowy są, przynajmniej teoretycznie, przez producentów sprawdzane. Mówię teoretycznie, bo tak jak w każdej branży, także tutaj są producenci…
Serie sprawdzają.
Nie, dobry producent sprawdza wszystkie.
Jak robi ich tak mało, to jasne.
Natomiast są producenci, którzy wiedzą, że gdyby zaczęli sprawdzać, to mieliby z tym problemy, więc wolą nie sprawdzać. Ale generalnie guziki, cała konstrukcja obudowy jest tak stworzona, żeby to nie ciekło, żeby to pracowało poprawnie. Te firmy, które się tym zajmują, w większości przypadków mają kilkudziesięcioletnie doświadczenie. One to naprawdę przyzwoicie opanowały. Jeżeli my dbamy o obudowę, jeżeli płuczemy ją po nurkowaniach, nie dopuszczamy do tego, żeby sól się krystalizowała na elementach…
Tak, wejdzie w uszczelkę.
Rozkręcamy obudowę po nurkowaniach, silikonujemy główne uszczelki – silikon konserwuje gumę, więc trzeba po nurkowaniu, po zakończeniu cyklu nurkowań obudowę rozkręcić, uszczelki umyć, po wyschnięciu nasilikonować – to taka obudowa według producentów, większości producentów, 2 lata powinna bezproblemowo pracować.
A po 2 latach nowa?
A po 2 latach serwis.
Uff, myślałem, że już trzeba kupić nową. [śmiech]
Nie.
Jak to z niektórymi telefonami.
Jest kilku producentów masowych, mówię tu o firmach fotograficznych typu Canon, Nikon, Sony czy Olympus, które nie zapewniają kitów serwisowych do swoich obudów. Natomiast w większości przypadków są to raczej tanie obudowy i ci producenci oferują możliwość, jeżeli coś się dzieje, zakupu nowej obudowy z jakimś rabatem. Natomiast renomowani producenci, którzy specjalizują się w produkcji tego typu akcesoriów, dostarczają kity serwisowe. Tak samo jak automat serwisujemy, prawda? Co roku powinniśmy przeserwisować swój automat, to tak samo swoją obudowę powinniśmy co dwa lata oddać do serwisu, wymienić wszystkie uszczelki, wymienić wszystkie podkładki, wszystkie sprężynki, po to żeby właśnie ten system prawidłowo działał, pracował, żeby nie zrobił nam niespodzianki.
A jak już sprzęt robi niespodziankę pod wodą, da się to zobaczyć, że nam przecieka obudowa, i mamy czas, żeby zareagować, żeby nie uszkodzić tego aparatu? Są jakieś czujniki wilgotności?
Zależy, co się dzieje. W tej chwili mamy kilka ciekawych rozwiązań na rynku. Zaczęło się od firmy Nauticam, która w ogóle to wymyśliła, czyli czujnik przecieku połączony z systemem vacuum, czyli nie tylko system, który nam mówi: „Słuchaj, Twoja obudowa cieknie”.
Ale wypompowuje jeszcze?
Przed nurkowaniem odpompowujemy z obudowy trochę powietrza, obniżając ciśnienie. Odpowiedni czujnik w obudowie mierzy to ciśnienie, jeżeli tę obudowę zostawiamy powiedzmy na 15-20 minut przed nurkowaniem na powierzchni jeszcze, na jakimś bezpiecznym miejscu: blacie, stole, to w tym momencie, jeżeli ciśnienie zacznie rosnąć, włączy nam się alarm. I widzimy, że sprzęt jest nie tak skonfigurowany, gdzieś jest, nazwijmy to, „przeciek”. Na szczęście nic nie cieknie, bo to tylko zwiększa się ciśnienie, ale wciąż powietrza, i w tym momencie wiemy, że coś musimy poprawić.
To jest sygnał dźwiękowy czy wizualny?
W przypadku Nauticama jest to mrugająca na czerwono kontrolka.
Na czerwono, tak? [śmiech]
Na czerwono, tak. System dźwiękowy włącza się dopiero w momencie, gdy pojawi się w obudowie woda i zostanie zamknięty styk obwodu przecieku. Także to jest fajne rozwiązanie, już przed wejściem do wody wiemy, czy sprzęt jest prawidłowo złożony, czy nic się z nim nie dzieje.
Tak, czy dokręciliśmy ostatnią śrubkę.
Tak, czy dobrze zamknęliśmy wszystkie klamry, zatrzaski. Mam dziesiątki przykładów od kolegów, którzy niestety dzwonili: „Zalałem”.
Wyobrażam sobie, że na jakiejś plaży, safari, Egipt, piasek podszedł.
Ale ja sam zalałem. Sam zalałem kiedyś, zresztą na rzeczonych dzisiaj Koparkach, obudowę. Dostałem nową obudowę włoskiego producenta Easydive, przysłał ją na testy i ja w swojej zarozumiałości stwierdziłem, że instrukcji czytać nie muszę, bo nigdy żadnych instrukcji nie czytam. Nawet do kolegi, z którym byliśmy na testach z tą obudową właśnie, mówię: „Zobacz jaka porządna firma, dali zapasową uszczelkę”.
To nie była zapasowa uszczelka, ta obudowa wymagała 2 uszczelek, żeby być szczelną. Systemu kontroli szczelności nie miała, a ponieważ popłynęliśmy z płetwy na Wilhelma, to jak znaleźliśmy się na Wilhelmie, to jest tam jednak tę parę minut płynięcia, obudowa dyndała sobie w wodzie, to już tam było bardzo pełno. Także system vacuum się przydaje. To tyle.
Czy można coś uratować? Jeżeli się zaczynamy zanurzać i znowu zacznie rosnąć ciśnienie w obudowie, bo system vacuum pracuje cały czas, przez całe nurkowanie, to nawet jeżeli to będą pojedyncze krople, zacznie to ciśnienie rosnąć, to w tym momencie zacznie się świecić czerwona kontrolka. Jeżeli pojawi się wody na tyle dużo, że zamknie obwód przecieku, który się znajduje na spodzie obudowy, obudowa zacznie piszczeć. Więc mamy wtedy i mruganie, i piszczenie. Natomiast pytanie, jak szybki jest wlew tej wody.
Czy zdążę zrobić zdjęcie, zanim zaleje aparat?
Tak, i potem wyjąć kartę. [śmiech]
O tym samym pomyślałem.
Znam przypadek znowu w Chorwacji, z Visu, B17, gdzie panu, który nurkował z nową obudową, strzelił zaczep i po prostu wyleciał jeden z guzików z tej obudowy. Obudowa zaczęła tankować wodę. Zanim człowiek się połapał, to już trochę wody wzięła. Zatkał otwór palcem, zaczął się wynurzać, ale ciśnienie w obudowie wzrosło już na tyle, że gdy znalazł się na 30 metrze (wychodząc z 70), to cały port wysypał się na zewnątrz, bo port jest odporny na ściskanie, ale nie na wypychanie. Więc ciśnienie od środka było na tyle duże, że cały port wyleciał. Już wtedy nie było co zatykać tego guzika. Nie było już co trzymać, sprawa była zamknięta. Więc przy małych przeciekach tak, mamy szansę. Przy dużych przeciekach może być to trudne. Warto jest rozważyć sobie, może trochę wcześniej niż przed nurkowaniem, co w razie czego ma polec jako pierwsze.
O, to dobre pytanie.
Tak. Obiektyw czy aparat? I w tym momencie, jeżeli zaczyna nam się przeciek i widzimy, że jest taka szansa, żeby na przykład woda leciała do portu, bo cieknie to na przykład na łączeniu portu z obudową, to możemy tym portem skierować obudowę do dołu. Cała woda będzie ściekała do przodu, więc pierwszą rzeczą, którą się zaleje, będzie obiektyw. Ale aparat ocaleje. I vice versa, jeżeli mamy słaby, stary aparat, ale ekstra szkło do niego podczepione, to w tym momencie port obiektywowy do góry, niech zalewa korpus. Ale fajniej, żeby w ogóle nie zalewało.
To prawda. Powiedz mi, z czego są zbudowane te wielkie lustra, szkła w obudowach?
Porty, jak to nazywamy, czyli ta przednia część, która chroni obiektyw.
Taka wielka kula.
Tu mamy dwie możliwości. Producenci stosują albo poliwęglan, czyli takie sztuczne tworzywo, albo szkło. I tutaj w przypadku poliwęglanu jest to rozwiązanie dużo tańsze.
Ale ma pewnie swoje wady.
Ma trochę wad, natomiast nie tak dramatycznie dużych, żeby nie okazało się, że warto oszczędzić trochę pieniędzy. Zwłaszcza że porty niestety pod wodą się rysują. W wodzie zawsze są jakieś drobinki piasku, jakieś ziarna.
Nawet na rękawicach mogą być.
One trą nam i polerują tę obudowę. Do portów poliwęglanowych są specjalne pasty, które wypełniają ubytki. Oczywiście nie mówię o jakichś dramatycznych, wielkich rysach, ale można te ubytki wypełniać, polerując specjalną pastą ten port. W przypadku portów szklanych, które są lepsze optycznie niż rozwiązania poliwęglanowe, niestety nie wchodzi to w rachubę. Szkło się nie da w ten sposób regenerować. Słyszałem o iluś próbach szlifowania portu, natomiast przeważnie to nie wychodzi. Port ma swoją krzywiznę, ta krzywizna jest niezwykle istotna dla jakości zdjęcia. I jeżeli powstanie tam spłaszczenie, a przeważnie przy szlifowaniu powstaje spłaszczenie, to będzie plama nieostrego w jakiejś tam części kadru. Słabo to wygląda, więc raczej rozwiązaniem w tym momencie jest już zmiana, może nie całego portu, ale przynajmniej tej szklanej kopuły z przodu.
A powiedz mi, do jakiej głębokości takie obudowy są dopasowane? Czy mają jakiś limit?
Tak, każdy producent obudów podaje limity dla swoich produktów. Począwszy od poliwęglanowych obudów amatorskich, które potrafią mieć limity w zakresie 30-40 metrów, po takie bardziej zaawansowane rozwiązania, tak jak amerykańskiego Ikelite, to jest 60 metrów. Subal, Sicam to są głębokości 70-80 metrów, Nauticam to jest 100 metrów. Są również obudowy w wersji deep, czyli robione pod głębsze nurkowania. W przypadku Nauticama to jest do 150 metrów. Natomiast nie sama obudowa jest ograniczeniem, ponieważ na przykład w przypadku Nauticama, gdzie obudowa jest dedykowana do 100 metrów, są porty, które wytrzymują na przykład tylko 60 metrów. I w tym momencie maksimum dopuszczalnej głębokości to jest ten najsłabszy element, czyli w tym momencie port, i 60 metrów nie powinniśmy przekroczyć, mimo że teoretycznie obudowa wytrzymuje 100 metrów. Oczywiście są ludzie, którzy próbują schodzić z obudowami głębiej i z triumfem informują: „Obudowa była do 60 metrów, byłem na 72 i wytrzymała”.
Pytanie, ile razy wytrzyma?
Potrafią nawet później zadzwonić, 3 miesiące później: „To jest granda, to trzeba by reklamować, 30 metrów głębokości – puściła”. Jeżeli to jest na przykład obudowa poliwęglanowa, zostaje naruszona struktura poliwęglanu. To się nie musi okazać natychmiast.
Ona po prostu zaczyna pękać powoli.
I potem w pewnym momencie kolejne obciążenie, nawet teoretycznie w limitach tej obudowy, ale ponieważ wcześniej zostały normy już, ograniczenia przekroczone, to pojawia się nagle uszkodzenie.
Już takie ostatnie pytanie, jakie mam. Zrobiłem te zdjęcia, mam zdjęcia, pewnie teraz mnie czeka jakaś obróbka tych zdjęć. Czy wyciąga się jakoś barwy, jeśli na przykład źle doświetliłem? Jakaś postprodukcja tych zdjęć? Czy coś można jeszcze uratować z tych zdjęć, jeśli wyszły mi pod wodą jako tako?
Postprodukcja jest chyba nieodłącznym elementem fotografii od zawsze. Nawet jeżeli fotografowaliśmy w czasach analogowych na filmie, to wędrowaliśmy potem do ciemni, bawiliśmy się pod powiększalnikiem, zwiększaliśmy kontrast, zmniejszaliśmy kontrast, czas naświetlania papieru – to wszystko w jakiś sposób wpływało, prawda? Teraz w czasach cyfrowych mamy sytuację jeszcze bardziej ułatwioną. Jeżeli nasz aparat pozwala na fotografowanie w rawach, czyli takiej surówce, która tylko jest zapisem natężenia światła, a nie generowaniem kolorów, to edycja może być bardzo szeroka. Począwszy od balansu bieli, poprzez właśnie kontrast, jasne partie obrazu, ciemne partie obrazu. Tu możemy robić cuda niewidy.
Pytanie, w którym miejscu kończy się fotografia, zaczyna się grafika. Są konkursy fotograficzne, które nie dopuszczają zbyt dużej ingerencji. Na przykład określają, że można zmienić barwę tonalną, ale całego kadru. Że można rozjaśnić czy przyciemnić, ale znowu cały kadr, pobawić się kontrastem, ale już nie na przykład ingerować w pewne fragmenty tylko zdjęcia. I były przypadki dyskwalifikacji zawodników, uczestników konkursu, którzy nadsyłali prace, wygrywali, a potem zostali poproszeni o przysłanie surowego materiału i okazywało się, że surowy materiał jest zupełnie inny – i następowała dyskwalifikacja. Także ta granica między fotografią a grafiką jest dosyć cienka. Natomiast jeżeli fotografujemy na własne potrzeby, to tu nas nic nie ogranicza.
Czyli generalnie poprawia się. Najczęściej chyba kolory, mnie się wydaje, że się wyciąga.
Kolory, tak. Natomiast jeżeli fotografujemy poprawnie, dysponujemy odpowiednim światłem, bo tutaj zaczęliśmy tak trochę demonizować tę fotografię, doszliśmy już do jakichś dziesiątków tysięcy złotych, lampy, wielkie porty, olbrzymie obudowy…
Czujniki, pompy wysysające.
No, generalnie trzeba jeszcze doliczyć tragarza, który to będzie za nami nosił. Fotografię podwodną można uprawiać znacznie taniej. Nie trzeba mieć najnowszego aparatu, nie trzeba mieć najnowszej obudowy. Trzeba się tym zacząć po prostu bawić. Ważny jest na pewno obiektyw, żeby był odpowiednio szeroki, i ważne jest światło. I w tym momencie możemy zacząć kreować swoje obrazy, a potem ewentualnie ten zestaw rozbudowywać w miarę potrzeb, świadomych potrzeb. Więc to nie jest tak, że trzeba od razu przynieść wiaderko pieniędzy albo dwa, sprzedać nerkę, wątrobę – nie, bez wątroby ciężko żyć.
Płuco.
Płuco, dobra. Mamy dwa. [śmiech]
Ciężko z jednym nurkować, może się okazać.
Ale można tę fotografię zacząć sobie uprawiać mniejszym kosztem, potem ją po prostu rozwijać. A że zdjęcia należy w jakiś sposób korygować? Tak, ale tak jak mówię, zawsze się korygowało.
Tak, dokładnie.
Pytanie, gdzie jest granica.
Gdzie jest granica.
Ale to każdy sobie na to odpowiada samodzielnie, prawda?
Dokładnie. Super, dziękuję Ci za naprawdę fajny wykład, merytoryczny. Także do usłyszenia w następnym odcinku, mam nadzieję.
Dzięki.