W suchym skafandrze od ósmej do szesnastej? A może mniej czasu pod wodą, ale za to dużo w papierach, przed komputerem i na sali wykładowej? Jak to jest być pełnoetatowym instruktorem nurkowania? Mariusz Milka przenurkował już połowę świata (oczywiście tę mokrą połowę). Poszedł na kurs, bo chciał wyprzedzić znajomego i zapewne jeszcze wtedy nie przypuszczał, jak duży rozdział swojego życia właśnie otwiera. Kiedy został instruktorem i dlaczego? Jak wygląda jego praca? Czy spędzanie całego sezonu w Chorwacji to jedne wielkie wakacje? Zapraszamy do wysłuchania odcinka, gdzie Mariusz szczerze o karierze instruktora nurkowania.

Obejrzyj odcinek

Przeczytaj podcast

Cześć, Mariusz.

Cześć.

Gdzie ostatnio nurkowałeś?

No, właśnie wylazłem z wody, tutaj na miejscu, w C-Host. Dla tych, którzy nie wiedzą – Host to jest taka malutka wyspa obok wyspy Vis w Chorwacji. Tam są starożytne amfory, które mają ponad 2 tys. lat. Pozostały po antycznym statku, który się tam niestety rozbił.

I prowadziłeś kurs nurkowy czy jakieś intro, czy po prostu wycieczka z nurkami?

W tej chwili akurat wycieczka z nurkami, moje trzecie nurkowanie dzisiaj. Akurat padło na mnie, że robię to trzecie i pędzę na Host.

To czym się zajmujesz w takim razie poza nurkowaniem?

No właśnie zajmuję się nurkowaniem.

Ale jako instruktor czy jako przewodnik turystyczny podwodny?

Jeżeli jest się instruktorem, to automatycznie czasem jest się też i przewodnikiem. I w tym przypadku tutaj pracuję w Chorwacji, w bazie Nautica Vis na wyspie Vis i jestem instruktorem. Kiedy prowadzę kursy, to prowadzę kursy, a kiedy nie prowadzę kursów, to prowadzę grupy. Wszystko zależy od tego, czy w danym tygodniu mamy więcej osób na kursy, czy mamy więcej osób, które przy okazji chcą zrobić turystykę nurkową, albo celowo przyjechały tutaj zrobić turystykę nurkową.

I to będzie chyba temat dzisiejszego odcinka: Jak to jest być takim prawdziwym instruktorem, bo rozumiem, że jesteś zawodowo instruktorem?

Tak, jestem prawdziwym instruktorem. Nie wiem, jak to jest być fałszywym instruktorem, tam w tle odzywa się jakiś fałszywy instruktor.

No tak, bo spotykam takich, którzy codziennie pracują, powiedzmy, w piekarni, a weekendowo dorabiają jako instruktor, a Ty jesteś pełnoprawnym, pełnozawodowym instruktorem.

Ja oczywiście nie mam nic przeciwko temu, że ktoś ma jakąś pracę i robi też przy okazji nurkowanie. To też ma swoje plusy, bo taki instruktor nie wypala się zawodowo tak szybko, jak ktoś, kto zawodowo uczy, bo wie, po co to robi. Ma jakąś normalną pracę, oprócz tego lubi uczyć i uczy. W klubach, gdzieś przy okazji jakichś centrów nurkowych – to też jest fajne instruktorstwo. Ale może porozmawiajmy o tym, jak to się robi w ten sposób, bo wiem, że dużo osób pyta gdzieś w internecie, jak to jest być instruktorem, który pracuje cały czas, i możemy o tym porozmawiać.

Mówisz, że pracujesz na wyspie Vis, więc pewnie długo nie ma Cię w domu w Polsce?

Ale ja nie mam domu w Polsce. I to jest najlepsze, że niektórzy mają takie pojęcie o byciu instruktorem, że się jedzie na wakacje, tylko dłuższe, i jest się instruktorem.

Trzy miesiące gdzieś do Egiptu.

Jeżeli jest się pełnoetatowym instruktorem i z tego się żyje, to jest to taka normalna praca. Czyli mam dom tam, gdzie pracuję. W tej chwili pracuję na Visie. Ale wcześniej, przed Visem, byłem już na Cyprze, na Malcie, na Karaibach, na Bahamach, w Tajlandii, chyba jeszcze gdzieś, nawet nie pamiętam, w każdym razie w każdym miejscu jest to od pięciu do dziesięciu miesięcy, tak jak trwa sezon. I potem człowiek albo zimuje gdzieś, po prostu odpoczywa, ładuje przez zimę baterie, żeby znowu mieć tę pozytywną energię do uczenia, albo jedzie na drugi koniec świata, gdzie jest ciepło, i tam zaczyna następny letni sezon.

Czyli wtedy nie ma przerwy.

Wtedy nie ma przerwy, ale jest jakiś tydzień czy dwa wolnego – to tak, jak ktoś, kto pracuje w biurze cały czas czy np. na budowie. Robi sobie raz czy dwa razy w roku tydzień, czy dwa wolnego, a reszta to jest praca. I tak samo u mnie to wygląda.

Czy w takim razie urlop wtedy to w jakichś zimnych krajach, skoro cały czas pracujesz w ciepłych?

Nie, akurat nie lubię zimna, dlatego pracuję w ciepłych krajach. Tzn. Chorwacja pod względem wody jest chyba jednym z najchłodniejszych miejsc, w których pracowałem. Ja tutaj po raz pierwszy tak naprawdę na co dzień używam suchego skafandra. W pozostałych krajach było na tyle ciepło, że tam była pianka. Więc tu jest chyba najchłodniej ze wszystkich miejsc.

To jak wygląda taki typowy dzień instruktora?

Przychodzi się do pracy na godzinę, na którą trzeba przyjść, zależnie od bazy, w której się pracuje, ale zwykle jest to jakaś 7–9 rano, czasem w niektórych centrach jest to na stałe ustalone, tak jak mamy tutaj na Visie, to wszystko zależy od grup, które mamy, liczby tych nurków, których mamy, ale też bardzo dużo zależy od pogody. 

I jeżeli np. mamy prognozę, że rano jest dobrze, a po południu już niekoniecznie, to potrafimy wcześnie rano wstać, żeby ci nasi nurkowie zanurkowali w najlepszych warunkach, a potem po prostu skończyli wcześniej. My wtedy mamy więcej czasu na inne rzeczy, np. na przeprowadzenie teorii do różnych kursów, i wiemy, że następnego dnia o którejś godzinie będzie w miarę dobra pogoda, po której stronie wyspy i wtedy realizujemy te zajęcia czy turystykę o odpowiedniej godzinie następnego dnia. I tak to się kręci.

Czyli jako instruktor trzeba być troszkę elastycznym w kwestii godzin pracy, tak?

Jak najbardziej. I do tej pory, odkąd pracuję od tych kilku lat po całym świecie, to jest jedna z najważniejszych cech. Rzadko w ogóle jest tak, jeśli się pracuje w bazach nurkowych, że masz jeden konkretny, ustalony dzień wolny w tygodniu, że sobota, środa, czy coś. Zwykle jest to też takie flexible. I w tym momencie to znowu zależy od pogody, od tego, ilu jest ludzi, jak to wygląda, co się dzieje, jak liczna jest kadra w danym miejscu.

No tak, pogody sobie nie zaplanujemy, że ma być zawsze 8–16 fajna pogoda, a potem zamykamy bazę nurkową i do domu.

Zgadza się, z resztą jak jest fajna baza nurkowa, to ona niekoniecznie jest zamknięta, tzn. jak się kończą aktywności nurkowe, to jeszcze coś się dzieje, tak jak tu siedzimy, rozmawiamy, są jakieś prelekcje, prezentacje, jakieś ciekawe spotkania, wykłady, paluszki, pogaduszki i tym podobne sprawy. Czyli ktoś wyciąga gitarę, ukulele i po prostu sobie coś robimy. I też trzeba się nastawić na to, że jeżeli ktoś chce być takim full time instruktorem, to często po pracy się zostaje tak po prostu, spotkać się w gronie nurków. Bo nurkowie są fajni i to się robi tak naprawdę po części dla tych ludzi, żeby było im fajnie z tym nurkowaniem. Nam też jest fajnie, bo jednak to grono, które rozumie to, że obwiązujemy się ołowiem przed wskoczeniem do wody, prawda? Wytłumacz to normalnym ludziom.

Staram się, ale nie idzie.

No właśnie.

A powiedz mi, co jest takiego najtrudniejszego w pracy instruktora? Bo są fajne momenty, rozumiem – ciepłe kraje, fajne widoki, codziennie możesz ponurkować, poznać wielu ludzi – a co jest minusem w tej pracy?

Jeżeli spojrzeć na taką pracę instruktora, jak kogoś uczę, to zwykle nie rozpatruję tego tak, że coś jest tam trudne, bo jeżeli jest jakaś trudność, to raczej student ma trudność. To jest dla mnie okazja, żeby jakoś to wykombinować, żeby ten ktoś pokonał jakieś swoje problemy, złe nastroje itd. i nauczył się tego, czego ma się nauczyć, bo przecież po to przyszedł na kurs, żeby się czegoś nauczyć, a nie żeby usłyszeć po 4 dniach: „nie umiesz” – no nie umiał na początku, tak? Więc to nie jest problem.

Problem jest wtedy, jak jestem przewodnikiem i przyjeżdżają ludzie uczeni przez kogoś innego, kogo nie znam. Sam jesteś nurkiem, wiesz, że ludzie mają różne kwity z różnych organizacji, wystawione przez różnych instruktorów, i jak wiesz, to, że ktoś ma jakiś certyfikat, nie zawsze świadczy niestety o tym, że faktycznie ma te umiejętności.

I tu się zaczyna problem. Bo mam łódkę ludzi, którzy przyjechali na wakacje, poszli do biura, ktoś ich ułożył w jakąś listę, zwykle staram się wcześniej zrobić z nimi z brzegu jakiegoś check dive’a, żeby zobaczyć, co tak naprawdę potrafią.

Taki nurek rozgrzewkowy.

Tak, żeby oni zobaczyli, jak jest w tej wodzie, wyważyli się, ew. jeśli pożyczyli sprzęt, żeby się przystosowali na małej głębokości do tego sprzętu, ogarnęli się, a dla mnie jest to okazja, żeby popatrzeć, jak oni nurkują. Ale są ludzie, że łapię się za głowę, kiedy popatrzę, jak oni nurkują, no zdarza się. I tak długo, jak ci ludzie chcą się nauczyć, to w trakcie tych nurkowań ze mną będą koło mnie, coś im pokażę, coś im wyjaśnię i po kilku nurkach oni się ogarną. Ale zawsze są to osoby, które mają 2–3 certyfikaty, którym nic nie powiesz, bo oni mają, oni potrafią i oni będą nurkować po swojemu.

I to są osoby, które potrafią narobić różnych problemów na łodzi, na lądzie czy pod wodą i trzeba jakoś z tym sobie radzić. I z każdym radzisz sobie w jakiś tam inny sposób. To jest czasem trudne, żeby jakoś im wytłumaczyć, że jednak powinni robić coś w inny sposób. Bo odpowiedzą, że instruktor tak ich nauczył. I co powiesz?

No tak, że zły instruktor był.

Nie wypada mi mówić o złym instruktorze. Albo przyjeżdża np. grupa, instruktor przywozi grupę swoich nurków i duża część z nich słabo nurkuje, a mają już po dwa certyfikaty. I teraz widzisz, w jakiej jestem sytuacji. Jeżeli zwrócę im uwagę, że coś może być lepiej, to tak naprawdę czy to im zwracam uwagę? Czy zwracam uwagę temu instruktorowi? I ktoś może to źle odebrać, że ja krytykuję jego pracę, podczas gdy ja nikogo nie obwiniam, że źle nauczył czy coś. Po prostu ktoś czegoś nie potrafi i dla bezpieczeństwa wolę zwrócić uwagę, żeby zrobił to inaczej.

Czyli to jest ten minus bycia instruktorem?

To nie jest minus. To są takie trudne rozmowy, które się odbywa tak, żeby za bardzo kogoś też nie urazić, bo ja też iluś ludzi nauczyłem, zrobiłem, co mogłem, żeby oni nurkowali, ale wiem, że 100% z nich nie nurkuje. Jeżeli ktoś za 5 lat wróci do nurkowania, to może być tak samo słaby, jak np.człowiek, z którym nurkowałem wczoraj. I ktoś go spyta: „Kto cię uczył?!”.

No tak, a plastiki wybite.

A to nie o to chodzi. Po prostu może ktoś długo nie nurkował, może ma jakieś trudne przeżycia po drodze, może się bał wody troszkę.

Czy szkolisz też początkujących ludzi, od zera totalnie?

Tak, od zera, od próbnych nurkowań. W tej chwili szkolę w SSI, więc mamy te wszystkie Try Dive’y, mamy Basic Divery i standardowo – Open Water Diver, wszystkie Advanced, wszystkie specjalizacje. Uczę praktycznie najważniejszych kursów i specjalizacji w nurkowaniu rekreacyjnym. Kilku nie uczę, które w tym przypadku po prostu by się nie sprawdziły, np. nurkowania z żółwiami nie uczę, bo żółwia widziałem jednego dwa tygodnie temu z łódki, a w zeszłym roku jeden przypłynął na plażę w listopadzie, jak zamknęliśmy bazę. Więc to, czego się da uczyć, to tutaj uczę. 

Pytanie od początkujących, bo o to zawsze się nas pytają gdzieś tam na privach: Jak jesteś instruktorem, to jak patrzysz na takich początkujących nurków? Co dla niech zawsze jest największym i najczęstszym problemem? Jakieś ćwiczenie, obawa przed wodą, głębokość? Co jest najtrudniejsze dla początkujących nurków?

Ćwiczenia to się robi na kursie, ale potem patrzymy na umiejętności, bo ćwiczenia na kursie są po to, żeby kogoś nauczyć jakiejś umiejętności. I jak przychodzą już do mnie nurkowie, z którymi robię turystykę nurkową, już mają jakieś certyfikaty, to najczęściej najbardziej problematyczne jest, jeżeli ktoś zawsze miał problem z maską i nigdy tego na swoim kursie nie przełamał, a instruktor go przepuścił z tym, mówiąc: „A, nauczy się kiedyś”.

I można by tak powiedzieć, jedno z trzydziestu paru ćwiczeń, to czemu nie, nauczy się kiedyś. Ale to nie o to chodzi. Bo jeżeli ktoś ma problem z maską i mu się zaleje, to co zrobi w ciągu następnych 15 sekund?

Nic. Spanikuje i będzie problem.

Spanikuje. Jak spanikuje, to co zrobi?

Będzie płynął do góry.

Tak. Niektórzy jeszcze wyplują automat po drodze, żeby móc nabrać powietrza, i odkryją, że jak robią wdech, to jednak nie jest to powietrze, i robią się naprawdę duże komplikacje. Więc umiejętności związane z maską są jednymi z najważniejszych z punktu widzenia bezpieczeństwa, bo wiele wypadków w nurkowaniu zdarza się dlatego, że ktoś spanikował. A jednym z najczęstszych powodów paniki jest problem z maską. Więc to jest pierwsza rzecz.

A drugi problem jest z najważniejszą umiejętnością nurkową, czyli z pływalnością. 

Oj, zdecydowanie.

Niestety nie wszyscy potrafią ją odpowiednio kontrolować i fajnie, żeby każdy się tego nauczył, bo Ci powie: „Ja tak zawsze mam; ja już próbowałem” itd. „Mój instruktor mówił, że już było w porządku”. A wiesz, płyniemy w miejscu, gdzie jest dobrze, dobrze, bo jest dno pod nami, a potem jest odcinek, gdzie to dno jest 30 m niżej. I pytanie, czy ta osoba dalej się utrzyma na tym poziomie, czy jednak opadnie.

No tak, zwłaszcza jak ktoś nurkował tylko non stop na płytkich akwenach czy basenach, gdzie zawsze jest punkt odniesienia. Właśnie też rozmawialiśmy już z wieloma nurkami, że pływanie w ciepłych, przejrzystych wodach bywa problematyczne z racji tej przestrzeni, przejrzystości.

Ale też wiesz, zmienne warunki bywają dla niektórych zaskakujące. Bo jest ładnie, ładnie, ale jak nagle zacznie się jakiś prąd i przyniesie coś w tej wodzie i widoczność spada, albo wpływamy do jakiejś jamy w skale, na dole jest trochę piasku, nurek przed Tobą zaczyna kopać kraulem zbyt blisko dna, podnosi ten cały piasek i Ty nagle nic nie widzisz. I jeżeli nie masz z tego wcześniejszego doświadczenia, to znowu mogą być z tego różne nieciekawe sprawy.

Brak punktów odniesienia, słaba widoczność itd.

Ale raczej wolałbym opowiadać o tym, co jest fajne, niż o tym, co nie jest fajne. Bo przecież gdyby to nie było fajne, to bym tego nie robił, nie?

No właśnie, długo już to robisz?

Chyba z 5 lat jestem takim full time instruktorem nurkowania. Wcześniej się zajmowałem AOWD Adventure, AOWD Education w Wielkiej Brytanii, więc miałem inne specjalizacje. Wspinaczka po sztucznych ściankach, strzelanie z łuku, wiatrówek, kupa zajęć na linach, quady, rowery. 30 różnych specjalizacji łącznie z kajakami. Byłem nawet, słuchaj, instruktorem jazdy rowerem górskim po terenie nizinnym i sternikiem smoczej łodzi. A teraz jestem instruktorem nurkowania.

No właśnie, więc co się stało, co wpłynęło na taką decyzję, co było tym impulsem, żeby zostać instruktorem?

To, co wielu ludzi ciągnie do tego, żeby być instruktorem, że możesz przemierzać świat, pracując po kilka miesięcy w różnych ciekawych zakątkach i potem jedziesz dalej. Więc zwiedzasz jakiś kraj, którego nie znałeś, do którego byś ewentualnie pojechał na tydzień na wakacje, a teraz możesz tam pomieszkać przez pół roku.

I jeszcze za to zapłacą.

Tak. Poznać kulturę, poznać ludzi, poznać ten kraj pod wodą i nad wodą. I to chciałem właśnie robić. Gdy postanowiłem, że zostanę instruktorem nurkowania, to mieszkałem już ok. 8 lat w Wielkiej Brytanii, gdzie generalnie dużo pada, i tam prawie nie nurkowałem, tylko nurkowałem wakacyjnie wszędzie indziej.

Czy żeby być instruktorem takim jak Ty, który jeździ po całym świecie, warto znać języki obce?

No właśnie jeżeli chcesz na tym zarabiać, to minimum dwa języki, a i tak to jest mało. Więc ja np. jak mówię po angielsku i po polsku, to tak naprawdę przede mną świat nie jest tak bardzo otwarty, bo jednak po angielsku to mówią wszyscy, a po polsku liczy się tylko tam, gdzie jeżdżą Polacy. Tylko jak wiadomo, Polacy jeżdżą w miejsca, gdzie uznają, że jest tanio. Więc tam niekoniecznie potrzeba wielu instruktorów nurkowania, bo mało z tych Polaków przychodzi na nurkowanie, bo skoro nurkowanie jest uważane za coś drogiego, to w tym momencie w polskich bazach nurkowych, których jest też mało, albo w takich, które chcą polskojęzycznych instruktorów, nie ma tak dużo miejsc dla polskojęzycznych instruktorów. Ale jakbym znał niemiecki, którego uczyłem się całych kilka lat w szkole średniej…

Ja to samo!

I potrafię powiedzieć guten tag, to pewnie byłoby lepiej, np. na Malediwach i na wielu destynacjach, gdzie jeżdżą Niemcy i Austriacy. U nich, ponieważ zarabia się więcej, nurkowanie nie jest widziane jako coś drogiego, więcej osób nurkuje, więcej osób rozumie, że za to trzeba zapłacić, więc jest dużo baz, które chętnie przyjmą niemieckojęzycznych nurków i wtedy potrzeba więcej niemieckojęzycznych instruktorów. Ale ponieważ instruktorów w bazie jest zwykle kilku, to fajnie, żeby poza niemieckim mówili też po angielsku i najlepiej jeszcze po jakiemuś. 

Więc jeżeli ktoś z nas słuchających mówi po chińsku albo po rosyjsku, to znajdzie od razu pracę. Po niemiecku – też jest świetnie. Hiszpański jest ok., ale jest potrzebny raczej w Ameryce Południowej, może też trochę w tych destynacjach wakacyjnych, ale już nie tak bardzo. Ale też znowu w Ameryce Południowej sprawy związane z pozwoleniami o pracę, wizami, ale też sposobem, w jaki zatrudnia się tam instruktorów, często niestety na czarno, to nie jest na tyle atrakcyjne, żeby tam jechać.

Czyli najpierw nauczyć się języków, a potem zostać instruktorem nurkowania.

No od czegoś są szkoły, nie? Ludzie się uczą tych języków. Może za naszych czasów nie było tak łatwo, ale teraz np. przyjeżdżają nurkowie z Polski, mamy nurków, którzy przyjechali na wakacje z różnych części świata, mówią świetnie po angielsku, i nagle się okazuje, że nasi Polacy, którzy przyjechali, też świetnie mówią po angielsku. Za moich czasów, jak byłem młodszy, to mało kto mówił po angielsku. Teraz, jak ktoś ma 20 lat, mówi biegle. Jak ma 30 często zwykle też rozmawia jakoś tam w komunikatywny sposób, więc to też się fajnie zmienia, więc zgaduję, że inne języki też są lepiej teraz w Polsce uczone. Nie wiem, bo od lat nie mieszkam w Polsce.

Bardzo fajna praca. Ciepłe kraje, dużo ludzi, jeszcze za to płacą.

No tak, tylko, znowu, to nie jest tak, że jak zostajesz instruktorem, to od razu znajdziesz pracę. Jak popatrzysz, ilu instruktorów rocznie się produkuje na świecie w różnych centrach nurkowych, to zobaczysz, że jest ich tysiące. Pytanie, czy co roku potrzebujemy tysięcy instruktorów w szkołach nurkowych. Prawdopodobnie nie. Więc poza tym, że zostajesz instruktorem nurkowania i znasz języki, to fajnie, żebyś potrafił coś jeszcze. 

I tu jest kolejna sprawa, żeby na tyle się rozwijać, żeby umieć coś jeszcze. Jak umiesz operować łódką – super! Umiesz naprawiać silniki – tym bardziej. Umiesz robić ładne zdjęcia pod wodą, filmować pod wodą, może jesteś biologiem morza, oceanografem, może coś innego, co daje Ci przewagę nad tymi wszystkimi, którzy właśnie skończyli kurs instruktorski tak jak Ty i nie mają nic. 

Bo jednak centrum nurkowe chce mieć dobrych instruktorów, nie koniecznie instruktorów, którzy dopiero co skończyli dwutygodniowy kurs i przychodzą uczyć. Więc trzeba to jakoś dobrze zaplanować, żeby po kursie mieć możliwość popracować jeszcze gdzieś, a przy okazji zdobyć jakieś jeszcze inne kwalifikacje.

Trudno jest w ogóle zostać takim instruktorem?

Zależy dla kogo. Różne organizacje mają różny poziom wejścia, ale te główne, PAD i SSI, SDI to jest między 80 a 100 nurkowań zalogowanych na dzień dobry i poziom jakiegoś Dive Guide’a Pro czy Dive Mastera, czyli jakiegoś przewodnika nurkowego z jednej z uznanych organizacji, i potem trzeba przejść kurs instruktorski według standardów. I znowu, jeżeli przechodzimy to w jednej ze znanych, dużych federacji na świecie, ponieważ one się dogadały na poziomie światowym i stworzyły jeden standard tak naprawdę tych kursów instruktorskich i on ma certyfikat ISO itd., więc nieważne, w której organizacji robisz uprawnienia, program jest mniej więcej ten sam. Ten minimalny program.

I właśnie to jest to, że można pójść po minimum. Ja kiedyś byłem instruktorem PADI, teraz jestem instruktorem SSI i jeszcze nie sprawdzałem dokładnie tego minimum w SSI, ile to jest. Pamiętam, że w PADI to było minimum 5, ale zalecane 7 dni kursu. Z tym że w Europie, jak sprawdzałem, to były kursy trwające między 10 a 14 dni. Wtedy faktycznie da się zrobić ten program tak trochę lepiej. Ale np. jak ja jechałem na kurs, to od początku chciałem mieć taki jeden z najdłuższych kursów, bo uważałem, że jak dużo czasu spędzę na tym, że ktoś mnie będzie uczył, jak to robić dobrze, to potem to zaowocuje.

Więc przez kilka miesięcy szukałem po internecie różnych szkół na całym świecie, gdzie uczą w ten sposób, że jesteś dłużej niż dwa tygodnie, i w końcu miałem listę 5 czy 7 takich miejsc, głównie w Azji, i ostatecznie zdecydowałem się na kurs w Tajlandii, który trwał ok. miesiąca ten podstawowy, a dodatkowo jeszcze mogłem zostać dodatkowe tygodnie, dorobić sobie kilka kursów instruktora różnych specjalizacji nurkowych, ale przede wszystkim w szkole nurkowej, która wtedy obchodziła chyba swoje 20-lecie i jednocześnie 100 tys. wydanych certyfikatów – ogromna szkoła – miałem możliwość asystowania przy kursach prowadzonych przez innych instruktorów, robienia elementów tych kursów, jakby przy ich wsparciu, powoli przechodziłem do prowadzenia większości tych kursów, całości tych kursów jeszcze pod nadzorem kogoś, a potem sam. 

Więc miałem dodatkowe tygodnie czy miesiące na to, żeby dzień w dzień prowadzić kurs za kursem. I dopiero wtedy uważałem, że byłem gotowy. Żeby nie robić tego w formie, że okej, w dwa tygodnie zrobię kurs, a potem gdzieś pojadę i nie czuję się, że jestem w stanie faktycznie prowadzić te kursy. No ale niektórym to wystarcza, te dwa tygodnie. 

Ja uważam, że lepiej zainwestować w siebie i zrobić to w takiej formie dłuższej, albo tak jak są też takie możliwości w Europie, że robisz ten 2-tygodniowy kurs, a potem też możesz zostać w bazie, coś pomóc, jakoś się dogadać. Jeżeli masz tylko wolny czas, to zachęcam wszystkich, którzy myślą o tym, żeby podróżować po świecie i być instruktorami, żeby jednak po swoim 2-tygodniowym kursie jeszcze zostali i jeszcze coś porobił. Nawet niekoniecznie, żeby im za to płacili, bo prawdopodobnie ktoś powie „okej, możesz zostać i pomóc, ale po prostu nie mamy Cię przewidzianego w budżecie”. No nieważne, po prostu pomożesz pouczyć, zdobędziesz to doświadczenie od kogoś, kto to robi dłużej, bo to się przyda później.

Dokładnie, co się nauczysz, to Twoje, i potem to zaowocuje w przyszłości.

No dokładnie. Polecam też robić kursy w takich miejscach, gdzie faktycznie odbywa się ta turystyka nurkowa i to uczenie, żeby obie te strony poznać i gdzie jak zostaniesz, to faktycznie coś porobisz, a nie że czekasz tydzień, bo może się pojawi jeden kursant. Więc tam, gdzie robiłem w Azji, było o tyle fajniej, że tam byli ciągle kursanci, i mogłem sobie wybrać kurs, przy którym chcę pomagać, czy to jest OWD, czy jakaś specjalizacja. Codziennie miałem informację, jaki kurs jest dzisiaj, jakie kursy są jutro, i mogłem sobie wybrać te elementy, albo te całe kursy, w których chciałem uczestniczyć, żeby prowadzić je lepiej.

Doszlifować umiejętności.

No dokładnie. Ale potem, jak już zostajesz instruktorem, to to nie o to chodzi, żeby spocząć na laurach, tylko to jest dalszy rozwój. Więc to, co bym też polecał instruktorom, to robić dużo tych próbnych nurkowań, czy tych Try Scuba, Basic Diver, Discover Scuba Diving – w zależności od tego, w jakiej federacji to się robi – bo to są te pierwsze nurkowania z ludźmi, którzy nigdy nie nurkowali. Jak coś ma pójść źle, jeśli oni mają się czegoś bać, to właśnie tam się to pojawi. Więc jak przerobisz tego 200, to znasz każdy możliwy problem, jaki można mieć na początku. Albo wydaje Ci się, że znasz każdy, a potem ktoś przyjdzie i Cię zaskoczy. Ale wtedy, jak Cię zaskoczy, to znowu się nauczysz, nie?

I potem, jak już przerobiłeś tego dużo, to zauważasz, że radzisz sobie szybciej i lepiej przy każdym innym kursie, bo problemy, które wszyscy mają, dotyczą tego samego obrębu umiejętności: maska, pływalność, ale też bardzo często jakieś wewnętrzne opory ludzi, którzy się lekko boją wody i dopiero sobie to uświadomili, bo ktoś ich wrzucił do basenu. Tu dużo jest terapii z kimś na lądzie, zanim wejdziesz z nimi do wody, żeby oni się przełamali.

To mnie zaskoczyłeś tym, żeby robić dużo intra nurkowych itd., bo spotykam instruktorów, którzy tego wręcz nienawidzą.

Bo jest to trudne. Ale to o to chodzi, nie? Wiesz, to jest też tak, że ja znam ludzi, którzy zostali instruktorami i mówią: „Ach, ja nie będę robił w kółko tych kursów OWD”. No dobra, a jak się nazywa kwalifikacja, którą zdobyłeś? „Open Water Instructor”. No to czego on uczy? 

I to jest to, że wielu ludzi zostaje instruktorami, bo jest to taki status. Jestem takim lepszym nurkiem, bo jestem instruktorem, jestem szefem wszystkich szefów. I później, po roku, sezonie, czy dwóch, wypalają się. Bo dochodzą do wniosku, że być instruktorem to głównie uczenie innych nurkowania, a oni tego nie lubią.

Więc jeżeli ktoś myśli o tym, żeby zostać instruktorem, to fajnie by było, gdyby sobie zadał takie pytanie, czy ja lubię uczyć innych ludzi. Czy ja czegoś uczyłem/ uczyłam kiedyś? Czy mi to sprawiało przyjemność? Ale przede wszystkim: czy oni się tego nauczyli? Bo może z tej strony warto zacząć. Może zacząć uczyć czegoś innego, pracować z ludźmi, zobaczyć, czy mnie kręci uczenie, zanim zapłacisz kupę forsy, żeby zostać instruktorem nurkowania i odkryjesz, że to nie jest dla Ciebie.

To teraz takie moje pytanie: Czym się różni taki kurs instruktorski od takiego kursu OWD? Bo na OWD uczę się nurkować, ale Wy jako przyszli instruktorzy umiecie nurkować, to czego się uczycie na takim kursie?

Założenie jest na kursie instruktorskim, że każdy umie nurkować, dlatego umiejętności nurkowe nie są sprawdzane. Jak ktoś jest takim superinstruktorem od uczenia instruktorów, to jak ktoś się zapisał na kurs, wejdzie do basenu, to już widzi, że ten klient potrafi nurkować, na takim poziomie, czy nie. Ale zwykle na kurs instruktorski przychodzą osoby, które potrafią nurkować na tym odpowiednim poziomie. Więc nie tyle uczysz się nurkowania, ile kilku rzeczy: 

Jedna rzecz to jest ta cała teoria. Instruktorzy muszą mieć tę wiedzę z fizyki, dekompresji, biologii człowieka, fizjologii, trochę przyrody itd., czyli te wszystkie rzeczy, które występują w programach nurkowych, bo my tego przecież mamy uczyć, więc musimy mieć wiedzę na wyższym poziomie.

Też umiejętności planowania nurkowań, wyliczania gazów. Bo przecież będziemy to robić jako instruktorzy, będziemy uczyć tego innych. Czyli teoretyczne rzeczy, które robi się na lądzie, i z tego jest oczywiście później też egzamin, nawet kilka egzaminów.

Druga rzecz, to są standardy. To nie jest tak, że każdy może sobie uczyć, czego chce. Po to są te ustandaryzowane kursy w federacjach, które się dogadały ze sobą i stworzyły ogólnoświatowe standardy, że Open Water Diver w każdej organizacji znaczy mniej więcej to samo. Jest mniej więcej ten sam zestaw umiejętności, który najczęściej przekłada się na mniej więcej ten sam zestaw ćwiczeń, chociaż ktoś w jakiejś federacji może mieć troszeczkę inne ćwiczenia, ale uczące tej samej umiejętności, bo każdej umiejętności można nauczyć na wiele sposobów. To jest ciekawe, kiedy człowiek uczy się najpierw w jednej organizacji, a potem w drugiej, i dowiaduje się, że jest jeszcze kilka innych fajnych sposobów na nauczenie tego samego. 

A potem trzeba faktycznie się wykazać, że się potrafi uczyć tych umiejętności. I w basenie, a potem w wodach otwartych uczysz się uczyć elementów tych kursów, czyli uczysz się pokazywać te ćwiczenia, uczysz się rozstawiać tych ludzi, żeby oni widzieli, pokazywać im pod wodą, oceniać to, co robią. Ktoś symuluje jakiś błąd, więc uczysz się symulować ten błąd i wiesz, na czym ten błąd polega, a z drugiej strony wskazujesz innym, co mają poprawić, żeby im to wyszło. I w ten sposób uczysz się elementów prowadzenia różnych kursów i później jest też z tego osobno egzamin, zarówno w basenie, jak i w wodzie otwartej. I generalnie to jest tyle, jeżeli chodzi o to.

To jest w sumie sporo tak naprawdę.

No jest sporo. Np. jak miałem ten miesięczny kurs, to od rana do wieczora byliśmy na kursie. To nie jest tak, że to trwało po 5 godzin dziennie. Tam były i zajęcia basenowe, i zajęcia na wodach otwartych co kilka dni, i do tego jeszcze były zadania domowe, żeby robić próbne egzaminy, czytać książki, encyklopedie nurkowania itd. Właśnie, jeszcze na egzaminie jest prowadzenie wykładów kursowych.

Dużo materiałów tak naprawdę i dużo dziedzin różnych.

Tak, tak, bo tam jest też standard prowadzenia tych wykładów, bo to jest tak, przynajmniej tak, jak mam w PADI czy w SSI, ponieważ to są amerykańskie organizacje, więc to jest taka bardziej masowa edukacja. Gotowe rozwiązania, które działają z większością ludzi. Jak zrobić, żeby nie zasnęli na wykładzie itd. Więc jest sposób prowadzenia wykładów i Ty musisz na egzaminie tak go zaprezentować, żeby egzaminator odhaczył odpowiednie punkciki, że je zawarłeś, np. powiedziałeś o czymś dwa razy, przedstawiłeś jakiś element sprzętu, który się do tego przydaje, omówiłeś, jak się coś robi, omówiłeś np. jakąś teoretyczną kwestię i ktoś Cię ocenia i mówi: następnym razem spróbuj to, tamto, siamto. 

A w tych scenkach praktycznych, to rozumiem, że przyszli instruktorzy odgrywają scenki pomiędzy sobą?

Tak, i to jest wg. mnie najsłabsza część czegoś takiego, że wszyscy udają. Bo tak: Ty udajesz, że jesteś instruktorem, chociaż wiesz, że jeszcze nie jesteś, a oni udają, że są Twoimi kursantami i że czegoś nie potrafią, chociaż to potrafią. I przez to całe udawanie często nie wychodzi, bo każdy skupia się na tym, że udaje. Jedyny, który nie udaje, to ten egzaminator. Ale zanim dojdziesz do tego, to ktoś Cię uczy. I np. tam, gdzie byłem, to przez to, że było tak dużo czasu, to było ileś osób takich superinstruktorów, którzy przychodzili na zajęcia basenowe i uczyli tych samych umiejętności na różne sposoby.

Więc nie wymagali ode mnie, żebym ja coś potrafił, tylko najpierw mi pokazywali, jak można czegoś nauczyć, jakie występują z tym problemy, a w związku z tym jakie wskazówki można komuś dać, żeby ten problem nie wystąpił. I potem, faktycznie, jak pracowałem z ludźmi, to się sprawdzało, a było też oczywiście 150 innych problemów, o których nikt nie wspomniał na kursie instruktorskim, a które wynikły. To już sam musiałem wymyślić sposób, jak to zrobić, żeby ktoś się nauczył.

Teraz szkolne pytanie. Co gorsze: teoria czy praktyka na egzaminie?

Wszystko zdałem na max, to nie ma problemu. Ale to znowu też było ciekawe, bo dlatego, że ten kurs był miesięczny, to tam, gdzie byłem, to oni od razu uczyli jakby na wyższym poziomie. Więcej wymagali i więcej uczyli, bo był na to czas. I mieliśmy ileś takich udawanych egzaminów, więc jak doszło do prawdziwego, to wszyscy: ale łatwe!

Nawet się nie zauważyło.

Właśnie o to chodzi, bo ten prawdziwy był na niższym poziomie niż to, do czego nas tam uczono. Więc to mi się bardzo podoba. To było w Tajlandii i czasami śmieszy mnie, jak się wypowiadają różni nurkowie na grupach nurkowych, że w Tajlandii to źle uczą itd. Gdyby oni tam pojechali… Szkoła, w której przerobiono 100 tys. certyfikatów w 20 lat. Ja nie wiem, czy w Polsce w 20 lat we wszystkich centrach razem przerobiono 100 tys. certyfikacji. Ilość wypadków na te 100 tys. była jakaś minimalna i raczej związana z tym, że lokalny kapitan wynajęty do prowadzenia łodzi, bo tam nie może ktoś z innego kraju prowadzić łodzi, kogoś gdzieś tam potrącił łódką, nie zobaczył, i to prawdopodobnie w ogóle nie z tej szkoły, tylko ktoś inny był na nurkowisku, też nie wiadomo, jaka sytuacja wyszła, no coś się zdarzyło. 

Więc to pokazuje procedury bezpieczeństwa, jakie tam mają. To, że każdy wypatruje przez burtę łodzi, czy są bąbelki, czy coś, bardzo powoli odjeżdżają, bo nauczyli się przez 20 lat prowadzenia szkoły, że zawsze może być coś niespodziewanego.

Dla mnie to brzmi trochę jak w lotnictwie, po każdym wypadku solidna analiza i wdrożenie procedur.

Dokładnie. I najgorzej, jak ktoś się nie zna, a zaczyna komentować, że w tej całej Tajlandii to jest tak. No w Tajlandii naprawdę jest dużo szkół nurkowych, w Indonezji też. Jak sobie zdasz sprawę, że większość nurkowania na świecie odbywa się w wodach tropikalnych, większość kursów odbywa się w wodach tropikalnych, prawdopodobnie w Tajlandii, Indonezji, generalnie w Azji plus w Stanach, to się okazuje, że nurkowanie w Polsce to jest niszowe. Z rzeczy, które my znamy z Polski i sposoby na prowadzenie kursów, umiejętności, które przydają się w Polsce, niekoniecznie muszą przekładać się na to, co tam jest potrzebne. My nie robimy jako Polacy tej większości nurkowania. My mamy tę specjalizację – nurkowanie w Polsce – tak to można powiedzieć, nie?

No, zawsze słyszymy, że jak Polak nauczy się w polskich warunkach nurkować, to zanurkuje wszędzie.

Ja tutaj pracuję głównie z Polakami, którzy przyjeżdżają, i fajnie, gdyby tak było. Ale codziennie jestem na łodzi i bywa różnie. Jedni się uczyli w Polsce i świetnie potrafią, inni się uczyli w Polsce i zaczynają praktycznie od nowa.

Zupełnie inne warunki tak naprawdę.

Dokładnie, jak ktoś jest bardziej taki elastyczny i potrafi to sobie przełożyć, to jest super, też zależy, jaki miał kurs. Np. bardzo mi się podobało w zeszłym roku, po raz pierwszy dostałem kogoś tutaj na kurs, kto zrobił w Deepspocie początek, kwalifikację Indoor Diver, też niektórzy krytykowali, że jak to, w basenie, jak to potem ma wyjść. No dobra, tylko że gościu 4 czy 5 dni ćwiczył w tym basenie pływalność i wszystko inne. Jedyne, co mu zostało, to zaliczyć dwa nurkowania otwarte. Oczywiście, wziąłem go tu na Check Dive’a. Mówię: zanurzamy się, staliśmy po pas w wodzie, jak się zanurzaliśmy, on był 10 cm nad dnem i 10 cm było nad nim wody. I wisiał. Ja instruktorów znam, którzy nie potrafią tego zrobić, więc to jest właśnie to.

I ktoś powie, że jednostkowy przypadek. No nie, bo od tego czasu było więcej takich ludzi i oni świetnie potrafią pływalność, bo się tego nauczyli tam. Jeżeli ktoś robił to w zimę w jeziorze, w grubej piance, było zimno, uciekł, bo było zimno, to tutaj będzie problem, bo tak naprawdę nigdy nie ogarnął tej pływalności. A nawet jak ogarnął pływalność w 10 mm piance z 10 mm docieplaczem, to bardziej tam w jeziorze wyglądał jak Jurij Gagarin podczas pierwszego spaceru w kosmosie. A tu, jak założy cienką piankę, to jest zupełnie inna pływalność, inne wyważenie i musi się przygotować do tego. Co najmniej jedno nurkowanie jest potrzebne, żeby to ogarnąć na nowo.

Zgadza się. Czyli symulatory nurkowe działają. Też mam takie podejście, że symulatory w lotnictwie działają, to dlaczego w nurkowaniu miałyby nie działać.

Dokładnie.

W spadochroniarstwie tak samo.

Więc to jak najbardziej, symulatory Niektórzy się śmieją, że jakieś aplikacje do nurkowania powstają itd. , jak to tak nurkowanie wirtualne. No dobra, ale jak inaczej pokazać, przygotować kogoś do zanurkowania na trudnym wraku, jak nie zabrać go tam i opłynąć z nim ten wirtualny wrak, dokładnie zeskanowany, taki jak był.

Jest takie powiedzenie w lotnictwie, wszędzie tak naprawdę, nie nurkuj, nie lataj, nie płyń tam, gdzie Twój mózg jeszcze nie był. Najpierw to zaplanuj, obejrzyj, a potem odtwórz to w rzeczywistości.

Poza tym to, co zauważam w nurkowaniu, to wiele osób nie tyle ma problem z pływalnością, bo jak już załapią, jak obsługiwać sprzęt, to to robią, tylko który przycisk kiedy wcisnąć. Mnie się marzy – tylko moja umiejętność pisania apek na razie jest średnia, więc pewnie bym miesiąc to pisał, a nie mam czasu – może znasz kogoś, kto by taką zrobił, że masz nurka, który musi utrzymać pływalność. I on sobie schodzi wyżej, niżej, i masz dwa przyciski, którymi dodajesz i wypuszczasz powietrze, i ten nurek będzie albo się pompował, albo będzie wypuszczał te bąble. 

Ja Ci gwarantuję, że jak ludzie zaczną w to grać, to już nikt nie będzie miał problemu, który przycisk nacisnąć. To by się przydało, skoro wcześniej mówiliśmy o jakiejś cyfryzacji nurkowania. Może ktoś ze słuchaczy chciałby zrobić taką apkę, to nawet jak będzie kosztowała 1 euro, to kupię. Na więcej mnie nie stać, bo jestem instruktorem nurkowym.

No właśnie, instruktorzy dużo zarabiają?

Różnie. Różnie bywa. Zależy, gdzie nurkujesz. Jeżeli nurkujesz w Europie, to zarobki zaczynają się chyba od 1000 do 1500, może 2000 euro, zależy, jak jesteś dobry, czego uczysz, zależy też od kraju. To jest to, co dostajesz miesięcznie. Ale poza Europą, ponieważ tam jest inne prawo pracy itd., odpada w ogóle, że można nielegalnie, bo wszędzie można nielegalnie, ale to nie o to chodzi. Tam, gdzie legalnie albo półlegalnie, to masz często jakąś małą podstawę, a resztę musisz sobie zrobić z prowadzenia kursów, a co więcej, z ich sprzedaży. 

Więc znowu: jeśli myślisz o tym, żeby być instruktorem, to musisz potrafić sprzedać komuś kurs. I też niektórzy się oburzają, że mają coś wciskać ludziom jako instruktor.

Chciałem być instruktorem, nie handlowcem.

No tak. Ty nie masz wciskać. Ty po prostu masz zaproponować komuś, czy może chce zrobić kurs. Niech człowiek sam zadecyduje, co chce zrobić ze swoimi pieniędzmi. Chce – wyda. Nie zechce – nie wyda. Następny wyda. Tak długo, jak o tym rozmawiasz, to jest więcej osób, które to robią. W niektórych miejscach niestety bardzo niska jest ta podstawa, a bardzo wymuszają to, żebyś jednak wciskał. 

Więc znalezienie dobrego miejsca, żeby dobrze płacili, bywa ciężkie. W niektórych krajach, np. w Ameryce Południowej, tam, gdzie jest półlegalnie, jak masz te wszystkie pozwolenia na pracę, to musisz w ogóle za nie dużo zapłacić, bo podatek taki jest lokalny od obcokrajowców, żeby to, co zarobią, oddali. I potem jest tak, że przyjeżdżają tam bogaci Amerykanie, więc założenie jest takie, że jako instruktor mało zarabiasz, bo Ci dadzą w napiwkach. Ale to wtedy nie firma Ci płaci, dla której pracujesz, tylko ewentualnie ktoś się nad Tobą zlituje. 

Więc znowu: to nie tylko zostać instruktorem, ale potem jeszcze znaleźć takie miejsce na świecie, gdzie Ci się dobrze pracuje i gdzie masz ubezpieczenie, jakąś wypłatę, jakieś bezpieczeństwo finansowe, jakąś umowę na papierze. To wszystko są takie tematy, które warto przemyśleć przed tym, jak się zostanie instruktorem, żeby mieć plan.

No tak, do tego dochodzi jeszcze sama relokacja, wynajęcie mieszkania…

Kolejna rzecz: relokacja. Czasem Ci centrum zaoferuje, że Ci pomogą. Czasem nie, czasem sam ogarniasz. Ale jeżeli nie znasz tego centrum, to masz jedynie informacje od nich samych, jak to tam fajnie jest. Zwłaszcza jeżeli masz dobre kwalifikacje, dobre CV i jeszcze coś tam więcej, wiesz, że oni Cię chcą. Pytanie, czy Ty na pewno chcesz ich, takimi, jacy faktycznie są, a nie takimi, jakimi Ci powiedzieli, że są. Więc na wszelki wypadek masz odłożone pieniądze na czarną godzinę, żeby wpakować się w samolot z całym sprzętem i wylecieć z tego kraju, i najlepiej plan B, gdzie będziesz szukał następnej roboty, bo może to nie być w szczycie sezonu i wtedy trzeba gdzieś szukać roboty, albo mieć pieniądze, żeby przetrwać do następnego szczytu sezonu w innym kraju, gdzie na pewno znajdziesz taką pracę.

Czyli zostanie instruktorem to trudne decyzje de facto.

Żeby zostać, to nie. Tylko żeby pracować w zawodzie, to tak. To jakby dwie różne rzeczy. Ale wiesz, z drugiej strony, ludzie idą na studia medyczne po maturze. Ilu z nich faktycznie zostaje lekarzami, ilu odpada na tych studiach. Przyszli inżynierowie, architekci to samo. Ktoś został tym architektem, tzn. ma dyplom. Ale co dalej? Jednemu się powodzi, drugiemu się nie powodzi. 

Więc znowu: jak by na to nie patrzeć, jakiego zawodu nie zdobędziesz, ostatecznie liczą się umiejętności, też miękkie, dogadania się z ludźmi, znalezienia tej pracy, jakby sprzedania własnego wizerunku pracodawcy, bo takich jak Ty jest dużo. Zwłaszcza jak dopiero zaczynasz. To jak ich przekonać, żeby to Ciebie wzięli, a nie kogoś innego?

Gdybyśmy cofnęli się w czasie, podjąłbyś jeszcze raz tę samą decyzję i zostałbyś instruktorem nurkowania?

Jak najbardziej. Ale znowu: wiem, że jakbym nie mógłbym teraz być instruktorem nurkowania, bo np. złamałbym nogę czy coś, to ponieważ przez lata się rozwijałem, zdobywałem kolejne kwalifikacje, skończyłem niejedne studia, ja się mogę szybko przekwalifikować na coś innego.

Zdecydowanie tak.

I to jest też ważne. Żeby myśleć jako instruktor, co dalej. Bo można być świetnym instruktorem, jak ktoś ma 20 lat, stwierdza, że nie idzie na stusia, popodróżuje po świecie, zrobi kurs instruktorski, przepracował rok, drugi, zrobił wyższy poziom, już jest jakimś mistrzem instruktorów, jakimś Master Instruktorem jakichś organizacji, uczy już powoli innych instruktorów i w pewnym momencie stwierdza, że czas się ustatkować. I nagle dochodzi do wniosku, że w tym realnym świecie poza nurkowym te kwalifikacje instruktora nurkowania niewiele dają. 

Jasne, można przy piwie opowiadać o różnych historiach kolegom w pracy, tylko najpierw tę pracę trzeba zdobyć. A jeżeli nie zrobił studiów, nie zrobił innych rzeczy, to zostaje z niczym. I niestety w nurkowaniu jest też dużo takich osób, które już niekoniecznie lubią być tymi instruktorami, ale zdali sobie sprawę z tego, że już nic innego w życiu nie potrafiliby robić. Spotykam ich po całym świecie. To jest to, że trafiasz do szkoły nurkowania, gdzie masz takich wypalonych instruktorów, którzy są tam przez zasiedzenie.

Albo jeszcze jak trafi się jakiś wypadek i nie możesz być tym instruktorem.

Jeżeli się trafi wypadek, to bywa różnie. Ktoś Ci musi udowodnić, że to jest z Twojej winy. To też w różnych krajach różnie się do tego podchodzi. Przyczyna śmierci: utonięcie. I tyle. W niektórych krajach. Bo jest różnica między Europą, gdzie ustawodawstwo wymusiło odpowiedzialność centrów nurkowych za turystykę nurkową, za ludzi, a takim amerykańskim podejściem, że dają Ci od początku kwit, że jak idziesz do wody, to robisz to na własne ryzyko i nie masz prawa Ty ani Twoja rodzina nikogo pozwać. 

I często takie papiery są dawane w różnych częściach Azji, bo tam ustawodawstwo nie wymaga tego, żeby ktoś był odpowiedzialny, więc nawet jak jest śmiertelny wypadek, to trudno. Poszedł nurkować, stało się. Człowiek nie jest stworzeniem podwodnym. Więc z punktu widzenia prawnego itd., to wielu poza europejskich krajach nie jest to problem, że wydarzył się wypadek, nawet śmiertelny, nawet z winy instruktora. 

Problem jest inny. Często nawet gdy instruktor nie jest odpowiedzialny za wypadek, to z jakiegoś powodu czuje się odpowiedzialny moralnie. I wtedy zapada decyzja, że już się za dużo napatrzyłem, za dużo widziałem i mówię: muszę sobie znaleźć inną robotę, bo bylem świadkiem wypadku, albo ktoś z mojej grupy, albo z innej grupy i dochodzę do wniosku, że to nie jest dla mnie, to nie jest takie fajne, jak mi się do tej pory wydawało.

Rozumiem. Zostać instruktorem to naprawdę odpowiedzialna decyzja.

I odpowiedzialność jest ciągle na nurkowaniu. Znowu wracamy do kwestii maski itd. W ogóle, ile Ty wytrzymasz bez powietrza pod wodą? Sprawdzałeś kiedyś?

No, trenujemy sobie statykę, to minutę z groszem, ale to trzeba się uspokoić.

No właśnie. Jak Ci powiem, że kiedyś jak byłem ratownikiem basenowym, to sprawdzałem wśród innych ratowników, z którymi pracowałem, także wśród normalnych ludzi, że ludzie zwykle czują się niekomfortowo po 30 sekundach pod wodą, tylko dlatego, że jest więcej dwutlenku węgla i nie są przyzwyczajeni do tego, ale jak się uspokoi i powiesz mu, żeby sobie odtwarzał empetrójki w głowie, to do minuty z kawałkiem dojdą.

Ja nigdy nie przekraczałem dwóch minut, tylko dlatego, że nie było koło mnie kogoś, kto by mnie w razie czego uratował, więc wiem, ze ja dwie minuty bez powietrza wytrzymam. Więc to też mnie uspokaja. Ale taki statystyczny nurek wytrzyma prawdopodobnie 30 sekund, zanim zacznie bardzo się tym stresować. 50, zanim zacznie panikować. Czyli jak jesteś na nurkowaniu, czy to turystycznym, czy na kursie, jest świetnie, warunki są niesamowite, rybki pływają, ludzie się cieszą, a ty jesteś tym, który sobie zdaje sprawę, że oni się cieszą, ale w każdym momencie 30 sekund dzieli kogoś teoretycznie od tego, że zacznie panikować. 

Więc masz oczy z tyłu głowy, siwiejesz, tak jak ja, w młodym wieku, i jest to stresująca robota. I nawet jak nurkujesz z nurkami, którzy wydaje się, że są świetni. Są świetni, bo są świetne warunki. A co, jak przyjdzie prąd? To jest coś takiego. Tego się uczysz na etapie przewodnika nurkowego. Bo żeby zostać instruktorem, to wcześniej zostajesz przewodnikiem. I fajnie, jeżeli ktoś zostanie przewodnikiem nurkowym i jakiś czas popracuje jako przewodnik. Bo jeżeli nie lubi przewodnictwa, to nawet niech się już nie pakuje w bycie instruktorem. 

Jak jest przewodnikiem, to jest tak, że dostaję też czasem takich ludzi, którzy nie potrafią nurkować, albo słabo nurkują, więc choćby po to, żeby łatwiej było tej osobie do końca wycieczki czy tygodnia z tą grupą, żeby przeżyli, to ten przewodnik coś im pokaże, jakaś umiejętność. Więc nieformalnie uczy ich tych umiejętności na nowo. Więc jeżeli to lubi – super, niech zostaje instruktorem. Jeżeli na tym etapie stwierdza, że znowu tym ludziom trzeba tłumaczyć tę maskę – to nie. Niech nawet nie będzie przewodnikiem. Bo to się robi, na co trzecim nurkowaniu. Niestety.

To gdzie jutro nurkujesz?

Nova Pošta chyba, to jest taka fajna miejscówka tutaj z dwoma tunelami w skałach. Jeden jest między 3 a 7 metrem. Tak się fajnie płynie przez tunel, widziałeś Władcę Pierścieni, tam pająk taki chodził – to tam kręcili.

O, super.

Nie no, oczywiście, że nie. A drugi tunel jest pionowy, to jest taki komin, zaczyna się na 30 m, kończy na 20, i tam z latareczkami się wpływa, jest fajnie, jakieś langusty siedzą. To jest jedna miejscówka. A druga jeszcze nie wiem, prawdopodobnie Krava, to jest taka wysepka, o którą się roztrzaskał inny antyczny statek.

Nawigacji nie mieli?

No nie mieli GPS-ów, a tam nie było latarni, więc się wpakowali nocą na skały. I tam jest starożytny grecki wrak, jeden z najstarszych w Adriatyku. Zostało po nim kilka amfor, bardzo ładnie wyglądają, jak ktoś się archeologią podwodną interesuje, to polecam. Więc na chwilę obecną taki jest plan. Chyba że się pogoda zmieni, to popłynę gdzieś indziej.

To co, życzę Ci udanego nurku i dalszych sukcesów w byciu instruktorem.

Dobra, dzięki. Życzę Ci, żeby Twój podcast się rozwijał, bo naprawdę fajnie to robisz. Śledzę i wszystkich zachęcam, żeby słuchali.

No słuchaj, specjalnie przyjechaliśmy na Vis, żeby o tym pogadać.

Dzięki, do usłyszenia!

Na razie!

Cześć!