Marcin Bramson zaczął nurkować w roku, w którym premierę miał film Killer-ów 2-óch, Polska wstąpiła do NATO i rozpoczęto produkcję Poloneza kombi. Niewiele później, w 2003 roku, rozpoczął przygodę z nurkowaniem technicznym, a od 2008 roku nurkuje z wykorzystaniem rebriderów. Te urządzenia, nazywane jedną z największych szans rozwoju nurkowania, wciąż nie są zbyt popularne. Zwolennicy podkreślają, że rebridery umożliwiają wykonywanie dłuższych nurkowań i zapewniają pod wodą swobodę, która przy obiegu otwartym jest niemożliwa do osiągnięcia. Sceptycy zaś wątpią w ich bezpieczeństwo i mdleją na widok ceny. Z Marcinem rozmawiałem o tym, czym są i jak działają rebridery i czy faktycznie stwarzają większe zagrożenie dla nurka. Zapraszam do wysłuchania odcinka.

Obejrzyj odcinek

Przeczytaj podcast

Cześć, Marcin!

Cześć!

Gdzie ostatnio nurkowałeś?

Nie w Deepspocie. W Honoratce.

Czyli suchy skafander pewnie?

Zdecydowanie.

I ogrzewanie.

Zdecydowanie. Deepspot jest ostatnim akwenem, w którym nurkowałem bez suchego skafandra.

No tak. Ja czasami się śmieję, że do Deepspota powinien być system chłodzący czasami w tym suchym skafandrze.

Zdecydowanie tak.

Słuchaj, chcę z Tobą porozmawiać na temat rebreatherów, bo to jest taki sprzęt, który mnie jako informatyka troszeczkę kręci, bo tu jest dużo rzeczy, które jakoś działają.

Niektóre nawet nie tylko jakoś, a całkiem dobrze.

O, to dobrze. I to jest moje pierwsze pytanie, dla osób, które nie wiedzą, czym jest rebreather. Ja do niedawna też nie wiedziałem. Czym jest rebreather?

To jest dość trudne pytanie. Rebreather jest rebreatherem. Troszkę ta nazwa sugeruje, że to jest urządzenie, które pozwala nam wielokrotnie wykorzystać nasz wdech. Działa to na takiej zasadzie, że korzystając z tradycyjnego systemu oddychania pod wodą, czyli obiegu otwartego, bierzemy sobie wdech z butli i to, co „wdechliśmy”, pomniejszając o to, co zużyliśmy na potrzeby na naszego organizmu…

Jakieś tam parę procent.

Tak, dokładnie, bardzo mały procent, bo to ok. 3% z całego oddechu. Resztę wyrzucamy. Czyli krótko mówiąc, jakieś 96-97% tego, co wzięliśmy, wyrzucamy na zewnątrz.

I robimy fantastyczne bąbelki.

Zupełnie nieefektywny sposób oddychania. On się na powierzchni całkiem sprawdza, ale pod wodą zupełnie nie. Poza bardzo fajnym efektem wizualnym i dźwiękowym to jest dość duża rozrzutność. Rebreather pozwala nam te bąbelki zachować wewnątrz niego i robi dwie magiczne rzeczy. Bo my te 3-4% z całej objętości, jaką zużywamy, zamieniamy na dwutlenek węgla, który jest gazem toksycznym, więc rebreather neutralizuje ten dwutlenek węgla (ma takie ziarenka, które go pochłaniają) i uzupełnia nam tlen, który zmetabolizowaliśmy, bo nie jest pewnie wielką tajemnicą, że z całego wdechu, który bierzemy, tylko tlen jest potrzebny naszemu organizmowi do funkcjonowania. Rebreather w magiczny, choć w dość prosty sposób nam ten tlen uzupełnia, i tyle.

Czyli to jest cała magia i rozwiązanie na kryzys, jeśli mamy kryzys tlenu. Nie marnujemy go w rebreatherze.

Powiedziałbym, że przede wszystkim nie marnujemy gazów, które są gazami obojętnymi, czyli np. helu. Bo tak naprawdę przy nurkowaniach trymiksowych rebreather zaczyna mieć największe znaczenie. Oczywiście przy bardzo długich nurkowaniach pozwala nam mieć większy zapas gazów w mniejszej objętości, ale jeżeli chodzi o oszczędność finansową, to hel jest w tej chwili bardzo drogim gazem i dzięki temu, że helu w ogóle nie wykorzystujemy podczas naszego metabolizmu, czyli de facto 100% wdechu z helu w 100 procentach wyrzucamy w postaci bąbli. To jest w ogóle totalna rozrzutność, jeśli przełożymy to na cenę helu, która jest w granicach 0,27 zł za litr. Można sobie przeliczyć objętość płuc, jaką mamy razy głębokość, razy to wszystko, to wyjdzie, ile w tym oddechu pieniędzy potrafimy wyrzucić.

Niejednego iPhone’a byśmy kupili.

Tak. Myślę, że tydzień dobrych nurkowań trymiksowych to iPhone i do tego jeszcze zestaw słuchawek można by za to kupić. Więc to jest de facto największa korzyść z użycia rebreathera – finansowa właśnie.

Okej, to powiedz mi, czy są jakieś rodzaje rebreatherów. Czy jest jeden model, jeden typ rebreatherów, czy są różne? Bo wydaje mi się, że są różne, jak to w nurkowaniu – nie ma jednego prostego rozwiązania.

Masz rację, wydaje Ci się. To jest tak, jak w życiu. Mamy różne modele, różne typy, różne zastosowania. Ja mam zawsze takie porównania, trochę oddzielne dla kobiet, trochę oddzielne dla mężczyzn, oczywiście można je mieszać, bo jedne dotyczą butów, drugie dotyczą samochodów. I tak samo, jak mamy różne rodzaje butów i różne rodzaje samochodów, tak samo jest z rebreatherami. I nie mówię tu o markach czy modelach.

 Krótko mówiąc, rebreathery możemy podzielić albo ze względu na konfigurację, czyli tak jak w obiegu otwartym na rebreathery plecowe i rebreathery sidemountowe. I teraz uwaga: od jakiegoś czasu mamy rebreathery przednie. One nie są od jakiegoś czasu, bo w wojsku są standardowym rozwiązaniem, ale jakiś czas temu zaczęły trafiać na rynek cywilny, coraz więcej się ich pojawia, więc de facto możemy podzielić teraz rebreathery na konfigurację przednią, tylną i sidemountowa.

Jeszcze dolnej brakuje.

Tak. I to jest jakby jeden podział. Drugi podział, jaki możemy zrobić, to jest podział ze względu na sposób ich działania. Czyli mamy rebreathery o obiegu całkowicie zamkniętym i takie trochę pseudorebreathery, czyli rebreathery o obiegu półzamkniętym, z czego ich sposób działania łatwo jest odnieść do samochodów. Mają ze sobą tyle wspólnego, co silnik spalinowy z silnikiem elektrycznym. I to napędza, i to napędza, tylko zupełnie w inny sposób.

Dobra, to teraz zatrzymamy się przy rodzajach ułożenia, montowania rebreatherów. Rebreathery sidemountowe to są te z boku. Czy to znaczy, że one są przeznaczone bardziej do nurkowania w jaskiniach? Plecowe gdziekolwiek, a przednie? Skąd taki podział?

To jest też dobre pytanie. W ogóle konfiguracja sidemountowa jest konfiguracją, która była kiedyś przeznaczona do nurkowań jaskiniowych i już dobrych naście lat temu wyszła z jaskiń na wody otwarte i stała się z różnych względów dość popularna. Ale zdecydowanie jest najbardziej przyjazna w nurkowaniu jaskiniowym – czy to dlatego, że jaskinie bywają wąskie, czy też w logistyce, przygotowaniu, transporcie itd. mogą być wygodniejsze.

Z rebreatherami plecowymi jest tak, że tak samo jak cała konfiguracja plecowa, są najkorzystniejsze dla nurkowań z łodzi. Bo łatwiej jest to założyć na siebie, przemieszczać się po pokładzie łodzi, która nie do końca jest stabilna, jak to na morzu bywa. Dużo łatwiej jest wyjść z wody… no wejść do wody, to zawsze łatwo wskoczyć, gorzej jest potem w drugą stronę. Więc tu jest zastosowanie rebreatherów plecowych, bo dużo łatwiej jest nieść coś ciężkiego na plecach niż pod pachą.

Jeżeli chodzi o rebreathery z mocowaniem z przodu, to w zastosowaniach militarnych to jest dość oczywista rzecz – z tyłu jest plecak, więc nie ma miejsca na rebreather, stąd rebreather jest z przodu. On nie jest najważniejszy, służy do przemieszczenia się z punktu A do punktu B, później można go gdzieś schować, zostawić, porzucić. A dlaczego znalazły się w nurkowaniu rekreacyjnym? Ja nie mam bladego pojęcia. To była jakaś fanaberia. Ale jest to jakieś urozmaicenie, jak to w nurkowaniu bywa, i tyle.

I teraz mówisz, że mamy rebreathery o układzie zamkniętym – to są, rozumiem, te nieprodukujące bąbelków?

Tak.

Później mamy półzamknięty?

Półzamknięty, bo on działa w bardzo podobny sposób jak obieg otwarty. Bo rebreather całkowicie zamknięty wykorzystuje tę naszą przypadłość związaną z metabolizmem tlenu i uzupełnia nam tlen, który zużywamy i pochłania dwutlenek węgla. Stąd jedną z bardziej charakterystycznych rzeczy w rebreatherze całkowicie zamkniętym są dwa źródła zasilania. Jedno to czysty tlen, który jest nam potrzebny i który jest zużywany podczas nurkowania. Druga butla jest z diluentem, czyli rozcieńczalnikiem, krótko mówiąc. Bo wiadomo, sam tlen na głębokościach większych niż 6 metrów już nie jest taki zabawny, poza tym też pogranicza czas nurkowania i różne tego typu rzeczy. Dlatego musimy rozcieńczać czymś ten tlen i stąd ta druga butla.

Rebreathery półzamknięte działają bardziej jak obieg otwarty. Czyli jest butla z przygotowanym wcześniej jakimś gazem, np. z nitroksem (w większości rebreathery półzamknięte są rebreatherami nitroksowymi) i bierzemy sobie wdech z tej butli, ale wydech robimy do środka tego rebreathera, takiego worka. I my korzystamy – w dużym uproszczeniu – kilkukrotnie z tego jednego wdechu, tam nam niestety spada ilość tlenu, ale ponieważ to jest rebreather, który nie uzupełnia nam tlenu, to co jakiś czas ten gaz jest wymieniany w tym rebreatherze. I to bardziej powoduje, że używamy kilkukrotnie jednego wdechu, niż że jesteśmy w stanie wykorzystać tylko ten nasz metabolizm, tlen i uzupełnianie tlenu.

I teraz, przekładając to na korzyści lub niekorzyści, które są pod wodą: rebreather, który jest obiegiem całkowicie zamkniętym, jest to rebreather, który utrzymuje nam stałe ciśnienie parcjalne bez względu na głębokość, ale zmienia się frakcja gazu w pętli oddechowej. Czyli tego gazu, którym oddychamy. Krótko mówiąc, jest to rebreather, który nam cały czas robi best mix. Te osoby, które są po kursie nitroksowym, powinny w miarę wiedzieć, co to jest best mix.

Taki najlepszy gaz na daną głębokość.

Dokładnie. I my na obiegu otwartym planujemy ten gaz na tę głębokość operacyjną, czyli tę, na której będziemy najdłużej, lub to będzie nasza największa głębokość. 

A rebreather całkowicie zamknięty jest takim cudownym urządzeniem, które bez względu na to, na jakiej głębokości jesteśmy, dopasowuje nam co każdy centymetr, milimetr zmiany głębokości dopasowuje ten best mix do tej głębokości.

Tam jest pewnie jakiś komputer, który zna głębokość, analizuje mieszankę i dopryskuje tego tlenu?

To znowu też zależy od tego, czy jest to rebreather mechaniczny, elektroniczny, czy hybrydowy. Ale tak, idea jest taka, żeby rebreather to robił, nurek ma tylko to nadzorować. Ale zawsze lepiej jest, kiedy nurek bardziej to robi, niż nadzoruje, bo wtedy jest większa pewność, że robi to dobrze. I dzięki temu ten gaz jest optymalny pod względem fizjologicznym. 

A rebreathery półzamknięte, ponieważ są zasilane gazem, który mamy przygotowany na powierzchni, działają dokładnie tak samo, jak obieg otwarty, czyli im jesteśmy głębiej, tym ciśnienie parcjalne tego gazu oddechowego wzrasta, a im bardziej się wypłycamy – spada. I planujemy ten gaz dokładnie tak samo jak na obiegu otwartym, czyli do danej głębokości. Czyli w najgłębszym miejscu ten gaz jest optymalny, a im płycej jesteśmy, tym optymalność tego gazu nam spada. 

Czyli tak naprawdę przy rebreatherze w układzie zamkniętym nie ma takiego planowania?

Planowanie jest zawsze. 

Mówiąc ogólnie, mieszankę gazową w zamkniętym układzie bardziej planuje nam rebreather, tak?

Nadal my planujemy. To jest tak, że przy rebreatherze mamy trochę więcej nawet do planowania niż przy obiegu otwartym, ponieważ musimy zaplanować i diluent, i gazy, które są naszym zabezpieczeniem w razie, gdyby rebreather się zepsuł, i dekompresje na rebreatherze i na tych gazach zapasowych, więc jakby jest tego więcej…

Bo zmierzam do tego, że jest taka opinia, że biorę sobie rebreather, wciskam magiczny guzik, idę nurkować i niczym się nie przejmuję, bo mam na sobie sprzęt, który za mnie wszystko zrobi.

To mnie trochę przeraża, ale tak, też się spotykam z taką opinią. Ale to mniej trochę więcej działa jak tesla z autonomiczną nawigacją i teoretycznie też wystarczy wszystko ustawić i można pójść spać na tylnej kanapie, tylko czasami potrafi zderzyć się czołowo na autostradzie z TIR-em, więc w teorii byłoby fajnie, gdyby tak to działało, ale niestety tak to nie działa.

I dlaczego tak to nie działa, to jeszcze do tego dojdziemy. Pytanie kolejne: jakie jeszcze mamy plusy nurkowania na rebreatherach? Bo tak: mniejsze marnowanie gazu, brak bąbelków…

Podstawową rzeczą jest to, że z mniejszej objętości czy masy tego sprzętu, który musimy zabrać, jesteśmy w stanie dłużej być pod wodą. Więc to jest jedna korzyść. Drugą korzyścią są ewidentne oszczędności finansowe, zwłaszcza w nurkowaniach trimiksowych, bo wystarczy nam do zużycia jedna malutka 3-litrowa butla z bardzo drogim gazem, a nie potrzebujemy zużywać dużej objętości tych drogich gazów. 

Oczywiście nadal musimy mieć ze sobą jako zabezpieczenie, chyba że mamy drugi rebreather, ale możemy wielokrotnie użyć gazów. Lub nie – bo one są cały czas z nami, ale ich nie zużywamy, są w butlach, ale nie musimy ich używać. I to jest jakby druga ekonomiczna korzyść, której nie można też za bardzo przekładać na nurkowania nie trimiksowe, bo w nurkowaniach płytkich, czy też relatywnie płytkich, może się okazać, że rebreather będzie droższy w użytkowaniu niż obieg otwarty.

Następną korzyścią jest zasięg tego działania, mianowicie możemy być relatywnie płytko, ale bardzo długo. Bo musielibyśmy zabrać ze sobą naście butli, żeby to móc zrobić na obiegu otwartym. Tu możemy te butle ograniczyć. I to w nurkowaniu jaskiniowym przekłada się też na dość sporą logistykę, gdzie na obiegu otwartym musielibyśmy rozstawić bardzo dużą ilość depozytów, które byśmy i tak zużyli. Tu mamy ileś tych butki z sobą, ale one mogą zostać na kolejne nurkowanie, jeżeli w danym miejscu nurkujemy. Mało tego, to jest gaz, który ma nam starczyć tylko w jedną stronę. Na obiegu otwartym zużywamy gaz do środka i na zewnątrz, a tu, nawet zakładając awarię rebreathera, do środka używamy rebreather, w momencie kiedy się zepsuje, ten gaz jest nam potrzebny tylko na powrót.

Kolejna rzecz na plus jest taka, że nie oddychamy suchym powietrzem.

Tak. Tu mamy dwa aspekty tej sprawy. Pierwszy: produktem ubocznym pochłaniania dwutlenku węgla jest temperatura i wilgoć. Drugi: my sami nagrzewamy ten gaz własnym wydechem. Mamy ciepły wydech i wydychamy to do pętli i temperatura w rebreatherze zostaje, dzięki temu oddychamy gazem, który jest i wilgotny, i ciepły. To też się przekłada na to, że na rebreatherze nie odwadniamy się w takim stopniu jak na obiegu otwartym. Bo nie musimy nawadniać naszym oddechem gazu.

Zgadza się. Pamiętam, po pierwszym nurkowaniu strasznie się chciało pić. To takie dziwne uczucie, a jeszcze wyobrażam sobie, że w tym długo się siedzi.

Tak, to jest jedyna rzecz, która jest odrobinę obrzydliwa, że po nurkowaniu, jak się rozpina ustnik, to strasznie dużo śliny z niego wycieka. Nie ma rzeczy idealnych, więc albo chce nam się pić, albo mamy nadmiar tej śliny.

A jak wygląda zużycie gazów w stosunku do głębokości na rebreatherze?

Z jednej strony się nie zmienia, oczywiście jeśli rozmawiamy o rebreatherze, który jest całkowicie zamknięty, to nasz metabolizm zmienia się tylko wraz ze zmianą naszej pracy. Czyli im mamy większy wysiłek, tym więcej zużywamy tlenu, im mniejszy wysiłek, tym mniej, i to nie ma wpływu na to głębokość, więc można przyjąć, że zużycie tlenu jest stałe. Zużywa się trochę więcej naszego rozcieńczalnika, ponieważ musimy go wraz z głębokością uzupełniać do pętli, żeby gaz w pętli, który się kurczy uzupełnić. 

Tak że super, na razie mamy praktycznie same plusy poza tą śliną.

Mam już jeden minus, ale jeszcze parę znam. 

No właśnie, to jest moje pytanie: jakie wady ma rebreather? Na pewno cena, jak to w nurkowaniu.

Cena jest zdecydowanie dużą wadą, aczkolwiek jest to też rzecz, którą trzeba do czegoś odnieść. Więc przekładając to na nurkowanie rekreacyjne, bezdekompresyjne, to ewidentnie rebreather jest po prostu drogi. I to jest jego wada. Im bardziej skomplikowane nurkowanie, głębsze albo dalsze, tym nurkowanie robi się coraz tańsze. Więc w pewnym momencie okazuje się, że wydanie pieniędzy na rebreather ma uzasadnienie finansowe, ekonomiczne. Niemniej jednak jest bariera wejścia, bo na dzień dobry trzeba wyskoczyć z dość dużej kwoty, więc nurkowanie na obiegu otwatym, nawet takie bardziej zaawansowane, jest trochę jak kredyt. Płacę jakieś tam raty co miesiąc, a nie muszę wywalić dużej kasy od razu. 

Ale taką największą wadą rebreathera jest chyba jednak szkolenie, bo przejście z obiegu otwartego na rebreather to jest praktycznie nauka nurkowania i całej ciężki nurkowej od początku. Nie da się tego przeskoczyć, ominąć ani przyspieszyć.

Czyli online w tydzień nie zrobię?

Znane są przypadki, że można w jeden dzień, ale to… 

Pewnie się źle kończą?

Zdecydowanie.

Czyli największą wadą jest szkolenie? Zmiana przyzwyczajeń, tego wszystkiego, tak?

Tak. To naprawdę odczuwają bardzo doświadczeni nurkowie, którzy robili bardzo trudne nurkowanie na obiegu otwartym, postanawiają kupić rebreather, czy zacząć nurkować na nim, bo to jest dla nich potrzebne narzędzie, to z reguły jest tak, że ten pierwszy rok to jest takie trochę cofnięcie się w rozwoju, bo trzeba się trochę cofnąć, żeby potem pójść do przodu. Wymaga to najpierw bardzo dużo treningu na płytkiej wodzie i dokładanie zadań krok po kroku, żeby wrócić do tych umiejętności, czy możliwości, które się miało, tylko z trochę większym zasobem.

A co jest najgroźniejsze w rebreatherze?

Nurek!

Nurek to zawsze, zwłaszcza niewyszkolony nurek. Natomiast pytam o sam sprzęt, bo mówisz, że jest albo komputer, albo jakieś mechaniczne podawanie dawki tlenowej, może być zatrucie chemiczne pewnie, hipoksja, hiperoksja, awaria elektroniki, awaria sprzętu… Co jest tutaj najgroźniejsze w tym zamkniętym obiegu?

Ja byłbym cały czas uparty, że to jest nurek, bo wchodząc do wody z rebreatherem, musimy zakładać, że coś się z tego zepsuje. A w ogóle, to powinniśmy zakładać, że się wszystko zepsuje.

Zwłaszcza kiedy z Mateuszem jest nurkowanie.

I taki jest rebreather. Jeżeli ktoś idzie do wody z rebreatherem i zakłada, że nic mu się nie zepsuje, to popełnia błąd i to jest po prostu niebezpieczne. I to jest największym zagrożeniem. My jesteśmy w stanie poradzić sobie z każdym zagrożeniem na rebreatherze, które może się zdarzyć. Poza nurkiem. Osoba obsługująca rebreather powinna mieć na tyle umiejętności albo robić nurkowanie tak dopasowane do swoich umiejętności, żeby było bezpieczne bez względu na awarię tego rebreathera. 

Podkreślam: największym zagrożeniem jest nurek, który nagle dostaje urządzenie, które wbrew pozorom jest bezpieczne. Oczywiście, cały czas mówię, że musimy zakładać, że się zepsuje w nim wszystko. Problem polega na tym, że niestety to nie są dość częste przypadki. Nie do końca chcą się aż tak często psuć. Więc raczej doświadczenie nurków jest takie, że jest to urządzenie, które się nie psuje. I niestety to usypia czujność i potem jest problem.

To powiedzmy, że zepsuła mi się elektronika w rebreatherze. Przestaje dokładać mi tlenu z butli. Czy są na to procedury?

Tak, po pierwsze w dzisiejszych rebreatherach nurek ma tak dużo informacji o stanie tego rebreathera, że naprawdę trzeba chcieć nie zauważyć, że coś z tym rebreatherem się dzieje, albo to po prostu ignorować. Dzisiejsze rebreathery mają tak wyraźną sygnalizację, włącznie z tym, że mają lampki i cyferki tuż przed okiem, więc jeżeli nurek coś takiego ma i to ignoruje, to znaczy, że po prostu tak już chciał zrobić. Wystarczy śledzić tę informację, którą rebreather daje. I w momencie, kiedy jest problem, w zależności od zaawansowania nurka i sytuacji ma ileś narzędzi do rozwiązania tego problemu, z czego jedno jest najprostsze: w momencie jakiejkolwiek awarii rebreathera zawsze ma obieg otwarty. Po prostu się na niego przełącza i kończy nurkowanie.

Czyli jest taka możliwość?

Oczywiście! To jest mega proste.

Jakiś magiczny guziczek?

Guziczek jak guziczek, to też zależy od modelu rebreathera. Ten np. ma zintegrowane to z ustnikiem. Po prostu drugi stopień automatu oddechowego jest zintegrowany z ustnikiem i tu jest taka dźwignia, która pozwala oddychać z rebreathera, a po przekręceniu oddychamy bezpośrednio z obiegu otwartego.

Tak jak kiedyś się robiło.

Tak jest.

Okej, czyli są na to procedury.

Na wszystko jest procedura, na wszystko nurek powinien mieć jakieś zabezpieczenie. Jest takie bardzo trudne słowo, ja, jako dyslektyk lata się uczyłem, żeby je wymówić: redundancja. W rebreatherze jest to niezbędne, jak w każdym typie nurkowania technicznego, bez względu na to, czy jest ono rebreatherowe, czy też nie, a może jaskiniowe, wszystkie elementy, od których zależy nasze życie, powinny być zdublowane. I tyle. Psuje się jeden, to mam drugi.

Faktycznie, poza nurkiem, to nie ma…

Niestety, tak. Nurka nie udaje nam się jeszcze zdublować. Ale, no…

Poza awarią elektroniki, to jeszcze sobie wyobrażam jakieś zatrucie chemiczne tym diluentem na przykład. To też są czynniki, które występują.

Czynniki, które mamy w środku, to są czynniki, które podają nam ilość tlenu. W tym rebreatherze jeszcze jest czujnik dwutlenku węgla. Bo co jeszcze może się pojawić? Może się pojawić jeszcze tlenek węgla, który się znalazł w butli przy jej nabijaniu ze sprężarki, bo tam była wada. I to możemy zdiagnozować tylko i wyłącznie na powierzchni. Bardzo często się zdarza, że w bazach nurkowych jest też analizator tlenku węgla i możemy sobie sprawdzić, czy on tam jest, czy go nie ma. Aczkolwiek jeżeli to jest dobra baza nurkowa, która przestrzega standardów bicia butli, wymienia filtry, nie przegrzewa sprężarek, wymienia olej itd., to ten tlenek węgla raczej nie powinien się zdarzyć. Ale to tak samo się zdarzy na obiegu otwartym, jak i na rebreatherze.

A jakaś hipoksja, hiperoksja?

Tak naprawdę są to dwie rzeczy poza dwutlenkiem węgla, które mogą zabić nurka na rebreatherze. Poza samym nurkiem. Nurek może wykorzystać do zabicia siebie nadmiar dwutlenku węgla, nadmiar lub niedobór tlenu. Z dwutlenkiem węgla jest tak, że jest to element, z którym walczymy na powierzchni i każdy producent rebreathera ma zrobione testy swojego produktu, ile czasu jest on w stanie zapewnić pochłaniania dwutlenku węgla. Na to jest pewna, dość rygorystyczna norma i jeżeli dbamy o to, żeby ten pochłaniacz wymieniać zgodnie z wytycznymi producenta i jeżeli oczywiście założymy wszystkie oringi, bo to też jest jakiś istotny element, to nie ma możliwości, żeby ten dwutlenek węgla wziął się znikąd w rebreatherze. 

Oczywiście mamy jeszcze tu takie ustrojstwo, jak zaworki kierunkowe, które po uszkodzeniu mogą spowodować, że gaz nie będzie przechodził przez te miejsce, w którym jest oczyszczany, ale na to też jest procedura przed wejściem do wody, żeby to sprawdzić. Więc jeżeli to wszystko sprawdzimy, to na powierzchni eliminujemy ryzyko powstania tego dwutlenku węgla w rebreatherze.

I oczywiście niektóre rebreathery mają jeszcze czujniki dwutlenku węgla, które mogą w tym pomóc, ale nie demonizowałbym tych czujników.

Czyli jak producent mówi, że ten pochłaniacz wystarczy na tyle i tyle godzin nurkowania, to nie przekraczamy tej wartości.

Tak. I jeżeli producent mówi, że trzy godziny, to są to trzy godziny, a nie trzy i pół, więc lepiej go wysypać po dwóch i pół, niż po trzech i pół jeszcze wejść do wody. Jeżeli chcemy mieć pewność.

Tak jak z przeterminowaną żywnością.

Dokładnie, tylko że jeżeli zjemy coś parę dni po terminie przydatności do spożycia, to najwyżej spędzimy trochę więcej czasu w toalecie, a tutaj możemy nie mieć tej okazji. Więc tak wygląda kwestia dwutlenku węgla, oczywiście w bardzo dużym uproszczeniu.

Druga rzecz, która jest znowu podwójna, czyli za dużo tlenu i za mało tlenu. Nurek ma na bieżąco informację o ilości tego tlenu w gazie, którym oddycha. Całe szkolenie rebreatherowe, można powiedzieć, że opiera się na tym, co ma zrobić nurek, kiedy tego tlenu jest za dużo lub za mało. 

Czyli jeszcze trzeba umieć odczytać te wskazania, tak?

One są dość proste, bo dzisiaj producenci rebreatherów podchodzą do tego bardzo zerojedynkowo. Przynajmniej większość, bo jeszcze zostały stare typy, które trochę to zaburzają. Ogólnie jest tak, że mamy dwa punkty uznane za maksymalną i minimalną ilość tlenu. Oczywiście obydwa punkty są nadal bardzo daleko od realnego za mało i za dużo. 

I punktem, gdzie jest za dużo, jest punkt 1.6 i wszystko od momentu, kiedy gaz w pętli dochodzi do 1.6, robi się na czerwono. Czyli i cyferki zmieniają kolor na czerwony, i te lampki, które mrugają. Więc nurek wie, że jest źle. I podobnie jest ze zbyt niskim wskaźnikiem, gdzie limitem jest punkt 0.4. To też jest dość dużo, bo dwa razy więcej, niż my mamy tutaj na powierzchni. Więc nurek ma tę informację z dużym wyprzedzeniem. Jeżeli to ignoruje albo nie działa prawidłowo, albo robi coś innego niż kontrola tego, to jest to już jego wybór. Więc znowu tu wracamy do tego, że najsłabszym ogniwem całego rebreathera jest jego użytkownik, a nie rebreather. 

I tu znowu wracamy też do tego, że jednym z poważnych minusów rebreathera jest szkolenie. Żeby bezpiecznie nurkować na rebreatherze trzeba niestety przejść całe szkolenie i żeby bezpiecznie robić trudne nurkowanie, trzeba to nurkowanie rebreatherowe trenować. Nie da się zrobić prostego szkolenia, a potem zrobić bardzo zaawansowane nurkowanie. Nawet pomimo tego, że takie nurkowania robiło się na OC i wydawały się proste, to jednak na rebreatherze wymaga to trochę więcej wprawy, doświadczenia i treningu.

To jak się konserwuje taki rebreather? Bo to jest dużo elektroniki, dużo chemii, fizyki, więc rozumiem, że musi być jakaś konserwacja.

Tak. Elektroniki najlepiej nie dotykać, w sensie w środku. Jak z telefonem, tylko tu jest o tyle lepiej, że można trzymać w wodzie. Reszta jest w miarę prosta i wszystko to jest też w zakresie kursu i szkolenia, bo tam się uczymy, jak wymieniać ten pochłaniacz, jak to robić w sposób prawidłowy, jaki zakres bieżącej obsługi czy serwisu możemy robić sami i jak często i kiedy powinniśmy oddawać go do serwisu, żeby wszystko bezpiecznie działało.

Czyli taki pochłaniacz wymienia się samemu i samemu kontroluje się jego jakość?

To też zależy od rebreathera. Są takie, gdzie się wymienia samemu, są takie, gdzie są jak cartidge w drukarce – po prostu wyciąga się stary i wkłada się nowy.

I tyle.

I tyle.

Tylko trzeba pilnować tych czasów.

Tak. I to jest w tym wszystkim najważniejsze.

Te czasy samemu się liczy, czy komputer jakoś tam mierzy i odhacza?

Myślę, że to też zależy od jednostki, czy też od rebreathera, ale większość nowoczesnych rebreatherów ma taką funkcję w komputerze, która liczy ten czas. Oczywiście jeżeli nurek go wcześniej zresetuje po wymianie.

No tak, czyli dalej nurek.

Tak, dalej nurek.

Pytanie, które gdzieś tam widziałem w internecie na grupach – bo jak nurkuje sie na obiegu otwartym, koledze brakuje tego wiatru, to mogę mu podrzucić mój wężyk – i padło takie pytanie, czy w takim razie rebreatherem można się dzielić z partnerem.

To jest bardzo dobre pytanie, bo dla mnie rebreather jest tak samo indywidualną konfiguracją, jak konfiguracja sidemount. Ani tu, ani tu raczej nie powinno być konieczności dzielenia się rebreatherem czy gazem z partnerem. Z założenia jest tak, że nurek rebreatherowy jest bardziej samodzielnym nurkiem. Trochę jak nurek sidemountowy. To jest taka specyfika nurkowania w pojedynczej butli czy nurka w twinsecie, gdzie istnieje ryzyko utraty całego gazu. 

W nurkowaniu sidemountowych, w obiegu otwartym czy w rebreatherze mamy to wszystko tak rozdzielone, że ciężko to sobie wyobrazić. W sidemouncie mamy dwie odddzielne butle, więc jak stracimy, to najwyżej z jednej butli gaz. W rebreatherze mamy poza nim system ucieczkowy. Krótko mówiąc: w podstawowej wersji jest to dodatkowa butla z obiegiem otwartym, która ma nam zapewnić bezpieczne oddychanie od momentu awarii rebreathera do momentu wynurzenia na powierzchnię.

Przy dobrym planowaniu nie powinno być potrzeby dzielenia się rebreatherem.

Ja też bym się takim drogi sprzętem nie podzielił. 

Okej, to chciałbym zacząć nurkować z rebreatherem. Od czego zacząć? Poza odłożeniem funduszy na sam sprzęt i szkolenie? Dla kogo jest rebreather?

Ja bym właśnie od tego zaczął, czy ten rebreather jest naprawdę w tej chwili najbardziej istotną rzeczą, jakiej potrzebujesz. Rebreather jest narzędziem i jak większość rzeczy w dzisiejszych czasach, stosując znów analogię do butów, mamy buty sportowe, mamy buty do garnituru i mamy buty w góry. I ciężko jest w butach do garnituru pójść w góry. Dużo łatwiej czasami jest założyć buty górskie do garnituru, będzie co najwyżej człowiek śmiesznie wyglądał, ale sobie krzywdy nie zrobi. I tak samo jest z rebreatherem, bo można z nim na co dzień nurkować na Koparkach, jeśli ktoś to umie, to sobie krzywdy nie zrobi, co najwyżej będzie śmiesznie wyglądał, bo to taki trochę przerost formy nad treścią. 

Więc moim zdaniem trzeba do rebreathera dorosnąć, tzn. poczuć potrzebę jego posiadania. W sensie jako narzędzia. Jeżeli moja konfiguracja czy mój sprzęt, który mam w tej chwili, mi nie wystarcza, brakuje mi gazu, albo zaczyna mnie to drogo kosztować, bo używam bardzo drogich gazów, to może warto wtedy zacząć myśleć o rebreatherze i zacząć się zastanawiać, jaki rebreather będzie dla mnie tym najlepszym. 

Oczywiście możemy jeszcze podejść do tego w ten sposób, że rebreather jest modny, stać mnie na to i go sobie kupię, bo kto bogatemu zabroni, ale może warto przemyśleć, czy te pieniądze, które mam do wydania na rebreather nie wydać na coś, co mi da od razu jakieś fajniejsze korzyści nurkowe, np. kupić skuter.

Skuter też swoje kosztuje chyba.

Równowartość rebreathera mniej więcej.

A jak mam dużo pieniędzy to i rebreather i skuter. Bo faktycznie w rebreatherze fajnie się wygląda, z tymi dwiema rurami wystającymi.

Tak, jak w kabriolecie. Aczkolwiek czasami w kabriolecie też się wygląda czasami śmiesznie. 

Zwłaszcza jak się jest wysokim i wystaje się

Powiedz mi, rebreathery w takim razie przeznaczone są raczej na jakieś nurkowania techniczne tak naprawdę, długie nurkowania, nurkowania jaskiniowe? Nie rekreacyjne.

I tu mam trochę mieszane uczucia, bo jeszcze do niedawna liczyłem na to, że jest szansa, żeby pojawił się rebreather przeznaczony dla nurków rekreacyjnych, i nawet były robione trzy próby. Trzecia próba nadal trwa. Bo w latach 90. firma Drager wypuściła półotwarte rebreathery przeznaczone dla nurków rekreacyjnych i i troksowe nurkowe rebreathery do 40 m. Niestety jakoś się nie przyjęły.

Później pojawił się rebreather i prace nad nim, zresztą robiła to firma, która robiła bardzo poważnie rebreather, a nawet dwa, bo firma Delta Technology, która produkowała rebreather Orboros, taki bardzo kultowy rebreather, wielki, ale naprawdę bardzo fajny, i potem mniejszego brata Orborosa, czyli Sentinela, pracowała nad rebreatherem rekreacyjnym, znowu półzamkniętym. Niestety nie doprowadzili tego projektu całkiem do końca, sprzedali ten projekt do firmy Holis, która go rozłożyła na łopatki, ponieważ po paru latach w bardzo brzydki sposób wycofali się z jego sprzedaży, zostawiając wszystkich bez żadnego wsparcia. I od jakichś 2–3 lat Mares wprowadza znów rebreather półzamknięty stworzony z myślą o nurkach stricte rekreacyjnych. Ale jakoś też nie widzę, żeby osiągnął wielki sukces.

Wydaje mi się, że jest to też kwestia stosunku tego, co ten rebreather daje do jego ceny. Bo jeżeli dzisiaj koszt takiego rebreathera jest w granicach 4,5 tys. euro i wystarczy dołożyć 2,5–3 tys. euro i mieć prawdziwy rebreather, to nie wiem, czy ma to sens. Pojawia się znów ta wada rebreatherów, czyli finanse. Z punktu widzenia ekonomicznego nie ma to dużego uzasadnienia.

I jeszcze pytanie do nurka rekreacyjnego, po co mu rebreather. Żeby wydłużyć czas nurkowania?

Ja tu się trochę boję jednej rzeczy, bo spotykam się z takim marketingowym sloganem, jeśli chodzi o rebreathery na rynek rekreacyjny, że rebreather jest antidotum na duże zużycia. To jest w ogóle najgorsza rzecz, jaką ktoś może komuś zasugerować, bo duże zużycie (czyli ponadnormatywne) z czegoś wynika. Albo ze złego wytrenowania kondycyjnego, albo z problemów z pływalnością, albo ze stresu. Z czegoś to wynika. I danie komuś rebreather nie jest rozwiązaniem jego problemów, czyli walką z przyczyną, tylko leczeniem objawów. A to jest, powiedziałbym, niebezpieczne, bo będzie powodowało retencję dwutlenku węgla w organizmie tego nurka i będzie to dla niego stwarzało zagrożenie. Więc jeżeli ktoś ma duże zużycie, to raczej powinien trochę więcej czasu poświęcić na trening i zamiast wydawać kupę kasy na sprzęt, który jest mu do niczego niepotrzebny, zainwestować ją w dobry trening. I tyle.

Nawet w trening freediverski i wyciszenie się.

Tak jest. Czy freediverski trening, czy połączyć to z treningiem pływalności, z odpowiednią konfiguracją sprzętu, z wyważeniem. Dużo jest metod, jak można doprowadzić do tego, żeby zmniejszyć swoje zużycie, niekoniecznie kupując rebreather. Bo nie zmniejszymy dzięki niemu zużycia, tylko zafundujemy sobie maszynkę do kumulowania dwutlenku węgla.

I przykryjemy problemy.

Tak.

Mnie przekonałeś, że rebreathery to bezpieczne urządzenia pod warunkiem, że pilnuje się wskazań i przejdzie się stosowne wyszkolenie.

To jest trochę tak, jak z tym, czy może Ci zabraknąć paliwa w samochodzie. No oczywiście, że może. Tylko to nie jest tak, że ciągle komuś brakuje tego paliwa w samochodzie. Jest wskaźnik, pokazuje zasięg i jeżeli ktoś stosuje się do tego, a nie przegina na zasadzie, że przejedzie sobie jeszcze kawałek, to nie ma problemu, jedzie od tankowania do tankowania i nie ma z tym problemów. Ale jeżeli ktoś ignoruje wskazanie i widzi, że komputer pokazuje mu zasięg 70 km, a on stwierdza, że jeszcze sobie pojedzie na tę stację, co jest za 100 km, może starczy, bo przecież komputer oszukuje i na pewno tego paliwa jest więcej, niż pokazuje, to dokładnie tak to się kończy.

Tak samo jest z rebreatherem.

Dokładnie.

Jeszcze pamiętam, jak byłem na Honoratce, tam widziałem ekipę, która szykowała się do wejścia z rebreatherem, to długo to trwało. To jest to całe przygotowanie się do użycia, sprawdzenie go, taka checklista? Bo z butlą jest prościej, w obiegu otwartym: zakładam, odkręcam, patrzę na manometr, działa.

Tak, ale znowu odniosę to do rzeczy poza nurkowych. Jest takie porównanie, jak z podróżą samolotem i samochodem. Jeżeli mam polecieć samolotem z Warszawy do Poznania, to może się okazać, że będzie szybciej, jeśli pojadę samochodem autostradą. Bo nie muszę być wcześniej na lotnisku, nie ma odprawy, nie ma kołowania, nie ma startu itd. Ale jeżeli będziemy rozpatrywać to na trasie Warszawa – Meksyk, to już bez porównania, ta odprawa, na której muszę być trzy godziny przed wylotem, gdzie muszę potem czekać na bagaż, nagle przestaje być problemem, bo w życiu nie dojadę w takim czasie samochodem, i na pewno nie tak wypoczętym.

I można to przenieść na nurkowanie. Rebreather jest stworzony do długich nurkowań, więc jeżeli chcę zrobić poważne nurkowanie na wraku, który jest głęboko, albo długo na nim być, nurkowanie ma trwać 3–4 godziny, to że ja poświęcę 40 minut czy godzinę na przygotowanie sprzętu jest niczym w porównaniu do efektu, który chcę osiągnąć. Znowu wrócę do tego „nieszczęsnego” nurkowania na Koparkach. Jeżeli mam zanurkować tam na 14 metrów na pół godziny i mam do tego przygotowywać godzinę rebreather i to ma mi sprawiać fun, to może niekoniecznie. Może wtedy faktycznie wziąć jakiś sidemouncik albo nawet pojedynczą butlę z jackecikiem i zrobić dwa nurkowania w tym czasie, co bym przygotowywał ten rebreather.

Jasne. A tak naprawdę przed wejściem do wody z rebreatherem dużo jest takich elementów, które należy sprawdzić?

Hmm… To jest tak, że dużo to jest rzecz względna. Jest ich pewnie trochę więcej niż na obiegu otwartym i uważam, że na obiegu otwartym też jest całkiem sporo elementów, które trzeba sprawdzić. Nie wszyscy je robią. Na szczęście na rebreatherach jest tak, że nurkowie mają trochę większy respekt i przynajmniej część z nich robią. Ale, odpowiadając, czy jest dużo, tak, trzeba ten rebreather sprawdzić, jest cała checklista, każdy rebreather ma swoją, w zależności od rebreathera, jest ileś tam procedur do przeprowadzenia, i tyle. I trzeba to zrobić. Znaczy trzeba… Jeżeli chcę, żeby to było bezpieczne nurkowanie, to tak. Jeżeli chcę zagrać trochę w ruska ruletkę, to nie ma problemu, wbrew pozorom są bardzo duże szanse, że to się uda, niestety.

To mówisz, że do każdego rebreathera jest checklista?

Tak.

Czy jeżeli zdam sobie kurs, egzamin na rebreathery, to mogę używać rebreather dowolnej marki, producenta? Czy jednak powinienem się doszkolić z obsługi konkretnego urządzenia?

Zdecydowanie powinieneś się doszkolić. Głównie z tego powodu, że w tej chwili rozwiązania konstrukcyjne tak bardzo zaczynają od siebie odbiegać, że nawet osoba, która zna się bardzo dobrze na rebreatherach, musi poświęcić dużo czasu, żeby zrozumieć, jak działa ten konkretny rebreather i co jest innego w tym rebreatherze niż w tym, w którym nurkował do tej pory, żeby to robić bezpiecznie. Mamy różne typy scrubberów, czyli pochłaniaczy, różny sposób ich przygotowania. Mamy różne miejsca dodawania tlenu. W sensie finalnie, w którym miejscu ten tlen dostaje się do rebreathera, to też ma znaczenie na procedury. Mamy różne miejsca w różnych rebreatherach, gdzie dostaje się diluent. Mamy różny sposób kalibracji. Więc tego jest na tyle dużo, że zdecydowanie warto, a nawet powiedziałbym, należy upgrade’ować swoją wiedzę, jeżeli zmieniamy jednostkę.

Czyli to nie jest tak, że zepsuł mi się mój automat, biorę od kolegi i idę nurkować w rebreatherze?

Jeżeli to jest taki sam rebreather, to nie będzie z tym większego problemu, ale to jest trochę tak (znowu wracając do samochodów), że jeżeli zepsuł ci się samochód i bierzesz zupełnie inny, innego producenta, ja mam tak często, bo dużo podróżuję i biorę samochody z wypożyczalni, to czasami takim bardzo prozaicznym problemem jest, gdy podjeżdżam na stację benzynową i nie do końca wiem, jak otworzyć wlew paliwa.

Oj, nic mi nie mów!

Więc w samochodzie nie ma ryzyka, przyjadę na stację i będę 10 minut szukał, zapytam się pana od wlewania paliwa, może wie, najwyżej będzie śmiesznie. Ale w rebreatherze, jak się okaże, że coś zrobiłem inaczej, niż powinienem, to już mogę mieć problem, żeby to później zweryfikować. Więc tutaj jednak drobiazgi robią różnicę.

Czyli rebreather to bardzo osobisty sprzęt.

Tak.

Osobisty, bezpieczny i fajny. Od dawna nurkujesz na rebreatherach?

W przeliczeniu na lata, 15 rok.

A na obiegu otwartym jeszcze nurkujesz?

Tak, nurkuję. Zresztą nawet mi się to zdarza dla przyjemności, bo dwa tygodnie temu wróciłem z Meksyku, gdzie nurkowałem tylko na obiegu otwartym, bo tak akurat mi się zdarzył wyjazd z małą ilością bagażu i stwierdziłem, że będę nurkował na obiegu otwartym. Te nurkowania, które robiłem, były w zupełności wystarczające. Czy brakowało mi rebreathera? Oczywiście! Zrobiłbym dużo fajniejsze nurkowanie, gdybym miał rebreather, ale wykorzystałem to, co mam, zabrałem taką ilość sprzętu, którą mogłem i uważam, że dużo lepiej jest przez tydzień nurkować w Meksyku na jaskiniach na OC, niż nie nurkować w ogóle.

Jeszcze jedno pytanie, które mi się nasuwa, to koszty utrzymania rebreathera. Kupowanie diluentu, serwis, konserwacja – czy to jest dosyć drogie? Jak to wygląda?

Jeżeli chodzi o diluent i absorbent, czyli ten pochłaniacz, to jego koszt jest wprost proporcjonalny do liczby nurkowań. Im więcej nurkuję, tym więcej będę go zużywał. I to też nie są abstrakcyjne sumy, aczkolwiek koszt absorbentu wzrasta w tak dramatycznej skali, że ponad miesiąc temu był w granicach ok. 20 zł za kg, a w tej chwili jest już blisko 35 zł. Więc to jest dość duży wzrostu, bo ponad 50%.

Ale, wracając do kosztów, nadal będzie to dużo niższy koszt bieżącej eksploatacji niż obiegu otwartego. Co jest dużym kosztem? Dużym kosztem jest wymiana sensorów, czyli czujników tlenu, które są w rebreatherze. W większości rebreatherów są trzy, w zupełności wystarczające, reszta to jest tylko fanaberia. Trzy czujniki tlenu to jest mniej niż 1200 zł raz w roku i wypada też raz w roku zrobić serwis tego rebreathera, myślę, że koszt zależy od producenta, między 1500 zł a 2500 zł kompletny serwis. Relatywnie nie są to bardzo duże koszty. Oczywiście im więcej się nurkuje, tym będzie to taniej, bo się rozłoży na większą liczbę nurkowań.

Czy rebreather można wypożyczyć? Czy raczej lepiej kupić?

I tak, i nie. Bo z jednej strony można. U nas bardzo często jest tak, że jeśli ktoś oddaje rebreather do serwisu, może sobie wypożyczyć drugi na ten czas. Ale, czy warto kupować, czy wypożyczać, to jest tak, że żeby bezpiecznie nurkować na rebreatherze, to trzeba robić ileś tych nurkowań rebreatherowych rocznie. Czyli krótko mówiąc, regularnie nurkować.

Czyli wtedy lepiej wychodzi mieć swój.

Więc zdecydowanie taniej będzie kupić własny, niż go wypożyczać. Oczywiście, jak ktoś chce, to może, ale trzeba liczyć się z tym, że to będzie dużo drożej. Jeżeli ktoś chce nurkować na rebreatherze raz w roku na wakacjach przez tydzień i przez kolejny rok nie nurkować, to w ogóle nie powinien do tego podchodzić, bo to jest dla niego niebezpieczne.

Dobra, to już chyba dużo powiedzieliśmy o tych rebreatherach. Jeszcze jedno pytanie mi się nasuwa. Czy jest coś takiego jak intro rebreatherowe?

O, to jest bardzo, bardzo ciekawy temat, bo niestety jest. Dlaczego niestety? Ponieważ osobiście jestem wrogiem i już tłumaczę dlaczego. Dla osoby, która nigdy w życiu nie nurkowała na rebreatherze po spróbowaniu nurkowania na rebreatherze na pewno nie powie, czy to jest fajne, nie fajne, czy to jest dla niego, czy dla niej, czy to jest proste, czy trudne. Bo osoba nigdy nie nurkująca na rebreatherze nie będzie w stanie tego rozpoznać. Będzie to czyste działanie na emocjach przez sprzedawcę czy instruktora rebreatherowego, bo opcje są dwie. 

Albo ktoś ustawi tak rebreather, że ta osoba nie będzie musiała nic robić pod wodą i będzie jej się wydawało, że to jest w ogóle bezobsługowe i będzie zderzenie dopiero na szkoleniu, że to jednak jest problem, albo pokaże, że rebreather jest trudny i wtedy powie, że rebreather jest nie dla mnie. I to jest jeden aspekt tego.

Jest też drugi aspekt: na jakiej podstawie Ty, nie nurkując nigdy wcześniej na rebreatherze masz ocenić, czy ten rebreather jest fajny, czy tamten rebreather jest fajny?

Po kolorze, nie?

No właśnie. I teraz dam Ci przykład. Osoba, która nigdy wcześniej nie zajmowała się np. offroadem, ma wybrać sobie samochód terenowy, idzie do dealera i jeden mówi: proszę bardzo, mamy tu piękny, zajebisty suv, wygodna kanapa, wszystkie systemy trakcji, proszę, przejedź się po asfalcie. Wsiada, ooo, komfort, wygodnie, perfekcyjnie. Idzie do drugiego, proszę bardzo, tu mamy plastikowy samochód, taką oponę wielką kostkę, tutaj prawie nic nie widać, proszę uważać przy wsiadaniu, żeby się nie pobrudzić, okazuje się, że samochód rzuca, nie daje się jechać, kupuje sobie ten, co było mu komfortowo i kolory miał ładne i wyjeżdża z miejskiego asfaltu i na wiejskiej drodze się zakopuje.

Więc to też ważne, do czego ma być ten rebreather i sprawa jest dość prosta: im bardziej zaawansowany rebreather, w sensie do bardziej skomplikowanych nurkowań, tym on będzie na początku bardziej niewygodny i będzie bardziej niefajny. Więc ja uważam, że intro rebreatherowe jest zupełnie chwytem marketingowym, nic nie dającym. Oczywiście: kiedy ono może mieć sens? Sens jest wtedy, kiedy jest bardzo doświadczony nurek rebreatherowy. Mówię „bardzo”, bo to musi być taki, który ma min. jakieś 100 nurkowań zrobionych, bo jest wtedy w stanie obiektywnie ocenić konkretne rozwiązania w danym rebreatherze i on chce sobie sprawdzić dany rebreather, czy jest fajny czy nie fajny. I wtedy taka osoba może coś z tego mieć. 

Ale osoba, która nigdy nie nurkowała na rebreatherze, nie ma o tym bladego pojęcia, to raczej jest to ciekawostka i odhaczenie sobie, żeby potem przy piwie powiedzieć, że się próbowało na rebreatherze. To jest zupełnie co innego. Bo ja rozumiem intro w ogóle nurkowe, jak ktoś nigdy nie nurkował i nie wie, czy będzie się bał, to jest mega super. Zabrać kogoś nawet do takiego Deepspotu, niech zobaczy sobie, że to nie jest tak trudno oddychać z tego automatu. A przy rebreatherze to zupełnie to w ten sposób nie działa.

Ja sam bym nie wiedział, na co zwrócić uwagę. Wybrałbym po kolorze i po wyglądzie.

Ja sam nawet nie wiedziałbym, co mam ci powiedzieć, co jest fajne, a co jest niefajne, bo ja nie wiem, do czego Ty go potrzebujesz. Znowu wracamy do tematu butów, bo przychodzisz: chcę buty. Pamiętam, kiedyś sporo biegałem i poszedłem kupić buty do biegania do sklepu z butami do biegania. Chciałem sobie kupić buty i te, które wybierałem, to pani mówiła mi, że nie, to nie dla mnie. A dlaczego? Mnie się podobają. Bo nie są dobre, bo coś tam, bo to musi być dla kogoś lekkiego, te buty są dla pana dobre. Więc to jest jedna rzecz. A druga rzecz, trzeba wiedzieć, czy chcę buty do biegania, czy w góry…

Do biegania w góry.

Tak, czy do biegania w góry, czy chcę buty do garnituru, bo wybieram się na ślub, pogrzeb lub inną imprezę. Wbrew pozorom to jest but i to jest but, ale potrafią się dość drastycznie różnić. A jeszcze biorąc pod uwagę ich ocenę na wygodę, to niekoniecznie ten but w góry musi być wygodniejszy od butów do biegania albo do garnituru. 

Jeszcze takie ostatnie pytanie: jak długo trwa szkolenie na rebreathera?

A to zależy. Pewnie od paru aspektów…

Od nurka.

Od nurka, od instruktora, od finansów. Ogólnie szkolenie powinno trwać tak długo, aż kandydat na nurka będzie bezpiecznym nurkiem rebreatherowym. Bo szkolenie nie ma zrobić z kursanta mistrza nurkowania rebreatherowego, bo tego się na szkoleniu nie da za bardzo osiągnąć, inaczej to szkolenie trwałoby wieki. Tu jest też rola instruktora, żeby przekazać wszystkie standardy bezpieczeństwa i być pewnym, że ta osoba może dalej pójść samodzielnie trenować w wodzie i będzie to robiła bezpiecznie. Czyli kontroluje PPO2, jest w stanie ten rebreather złożyć, rozłożyć, nie ma problemów z pływalnością, nie wyrzuca jej na powierzchnię, że ogólnie to wszystko ogarnia. 

I czym innym są minima szkoleniowe, które są w standardach, a czym innym rzeczywistość. Według mnie taki minimalny czas szkolenia to 5 bardzo intensywnych dni szkoleniowych.

Teoria i praktyka?

Tak, łączona teoria z praktyką, zaczynające się rano, a kończące się późnym wieczorem. I tu w dużej części ludziom udaje się posiąść tę wiedzę i umiejętności. Ja bym bardziej był za tym, żeby zakładać, że to jest 6 dni szkoleniowych niż 4. Raz byłem świadkiem, asystowałem takiemu Niemcowi w prowadzeniu szkolenia. Zrobił to w 4 dni, tylko zajęcia zaczynały się o 7 rano, kończyły się o 2 w nocy. Ale to naprawdę był sajgon. Na 3 kursantów było nas 2 instruktorów i 2 kandydatów na instruktorów, więc średnia wynosiła jeden instruktor z kawałkiem na kursanta, ale to była rzeźnia. I to byli bardzo doświadczeni nurkowie. Ale moje doświadczenie to jest minimum 5 dni, 6 optymalnie (jak na ten podstawowy poziom).

I potem samodzielne doszkalanie się.

I potem jest samodzielne nurkowanie i trening, bo trzeba trochę odróżniać nurkowanie od treningu, bo nie chodzi o to, żeby tylko sobie na tym rebreatherze popływać, ale też, żeby jakieś tam czynności sobie utrwalać. I takim minimum, żeby nurek był w miarę ogarniętym nurkiem rebreatherowym to jest ok. 50 godzin na danej jednostce. Po tych 50 godzinach można powiedzieć, że ten nurek coś zaczyna kumać, bo niestety jest taki cykl euforii rebreatherowej, że ok. 20 godziny włącza się nieśmiertelność i to, że ja już na tym rebreatherze potrafię wszystko. 

I tak naprawdę gdzieś tak po 100 godzinach dopiero włącza się refleksja, też nie u wszystkich, ale wiele osób zaczyna rozumieć, że mają wiedzę, umiejętności i doświadczenie, ale to jest jeszcze nie wszystko.

Czyli wytrwałość, spokój, opanowanie tematu, nie na szybkość.

To można też odnieść ogólnie do nurkowania. Każdy powinien sobie spojrzeć wstecz i zobaczyć, ile czasu zajęło mu osiągnięcie każdego poziomu nurkowego. Czy ktoś stał się nurkiem trimiksowym w 50 godzin? No nie. To dlaczego nagle ktoś chce przyjść i być mistrzem świata w nurkowaniu rebreatherowym w 10 godzin?

Od zera do divemastera w weekend.

Tak. Można, ale jeżeli ktoś liczy na efekt…

Albo na plastik.

Tak. Jeżeli efektem ma być plastik, można być optymistą, ale jeżeli efektem mają być umiejętności i przeżycie, to trzeba zakładać trochę więcej czasu niż mniej.

Super. Dzięki, Marcin, za wiedzę, którą przekazałeś w temacie rebreatherów.

To ja dziękuję.

I przybliżenie specyfiki tego urządzenia. I co, mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze w niejednym odcinku.

Też mam taką nadzieję, zapraszam serdecznie.

Dzięki i do usłyszenia.

Do usłyszenia.