Co można zobaczyć w Muzeum Nurkowania?
Czy znacie historię nurkowania? No, ja też nie. Ale mam nadzieję, że dzisiejszym odcinkiem wszyscy trochę nadrobimy. Zacznijmy od historii bardzo niedawnej – pod koniec lutego 2006 roku swoją działalność rozpoczęło Muzeum Nurkowania w Warszawie. Dziś możemy tam oglądać liczne eksponaty i dowiedzieć się kim był na przykład Jacques Cousteau albo, jak wyglądał sprzęt do podwodnej eksploracji w XIX wieku.
W Muzeum Nurkowania poznasz historię duńskich, szwedzkich i polskich nurkach klasycznych, którzy w okresie międzywojennym budowali port Gdynia, a następnie go odbudowywali po II Wojnie Światowej. Niewiele osób wie o heroicznej pracy polskich nurków na Wybrzeżu, którzy oczyszczali baseny portowe z min, wraków i gruzu oraz pomagali odbudowywać nie tylko porty, ale i mosty, tunele i wodociągi w całej zniszczonej Polsce.
Zapraszam do wysłuchania rozmowy z kustosz Kariną Kowalską, która wraz z mężem Grzegorzem oraz członkami najstarszego w Polsce klubu płetwonurków stworzyli to muzeum.
Obejrzyj odcinek
Galeria
Przeczytaj podcast
Cześć, Karina! Z tej strony Kamil z podcastu Spod Wody. Znajdujemy się dzisiaj w pierwszym i, powiedzmy, jedynym, bo z tego, co wiem, już jest drugie muzeum nurkowe w Polsce. Powiedz mi w ogóle, skąd pomysł na zbudowanie takiego muzeum?
Dzień dobry. Pomysł muzeum przyszedł mi do głowy w momencie, kiedy zwiedzałam Muzeum Wraków w Hastings w Wielkiej Brytanii. Wyobrażając sobie, że muzeum to jest coś bardzo dużego z ogromną ilością sal, byłam zdumiona, że muzeum składało się z dwóch izdebek, które w bardzo inteligentny sposób miały poprzedzielaną powierzchnię przy pomocy paneli. I na tych panelach były porozwieszane hełmy, jakieś części strojów nurkowych. W jednej z sal nie było nawet eksponatów, tylko były same plakaty nurkowe. Jak to obejrzałam, to stwierdziłam: „Boże, ktoś może za to brać pieniądze i nazywać to Muzeum Warków?”. W końcu jak się ma dobrą powierzchnię, to można na niej coś ładnie zaprojektować.
Po powrocie do Polski postanowiliśmy zaadaptować powierzchnię, którą wynajmował nasz Warszawski Klub Płetwonurków i właśnie skopiowałam, uczciwie mówię, że skopiowałam system paneli, które pozwalają z trzech stron pozawieszać różne rzeczy. Zostawiliśmy tylko wąskie przejścia, żeby się zmieścił w najgorszym wypadku nawet wózek inwalidzki, żeby można było tam grupkę ludzi przeprowadzić. Dzięki tym dodatkowym panelom i temu systemowi zwiększyliśmy nieprawdopodobnie powierzchnię wystawową na stosunkowo małym metrażu. Teraz już zajęliśmy prawie wszystkie pomieszczenia, jakie klub miał.
Jak długo to muzeum jest już prowadzone?
Założyliśmy je w lutym 2006 roku, czyli w lutym tego roku będzie 16 lat. Kiedy założyliśmy to muzeum, to praktycznie mieliśmy tylko eksponaty w jednej sali i było tych eksponatów około 180. Teraz mamy na stanie ponad 1300 eksponatów, nie licząc do tego takich drobiazgów jak znaczki metalowe, jak na przykład jakieś proporczyki czy naklejki, nalepki, bo to też są pamiątki nurkowe. I ta cała powierzchnia wykorzystywana na muzeum to jest około 100 metrów kwadratowych.
Przy takiej powierzchni to jest bardzo dużo eksponatów. Jak powstawało to muzeum, jak zbieraliście eksponaty? Czy je się zbiera, wydobywa, kupuje?
Początek był taki, że kilka eksponatów od wielu, wielu lat miał Warszawski Klub Płetwonurków, czyli klub, do którego należę. Więc jak ustawiłam te eksponaty, to była jedna pompa, był jeden hełm, był jeden telefon. Potem zaczęliśmy się przyglądać rzeczom, które leżą w magazynie klubowym. Klub nigdy nie myślał o tych rzeczach w kategoriach sprzętu muzealnego. Ale ja im zwróciłam uwagę, że to jest sprzęt muzealny, bo już nikt tego nie używa i to ma swoje lata. I okazało się, że jak zaczęliśmy robić porządek w magazynie, to znajdowaliśmy perełki.
Kolejne eksponaty?
Tak. Potem rzuciliśmy hasło do naszych starszych członków klubu. A ponieważ nasz klub jest najstarszym klubem płetwonurków w Polsce, to ci nasi pierwsi nurkowie z naszego klubu to byli wszystko panowie w latach 80 i oni już uważali, że należy niektóre swoje rzeczy do muzeum oddać. Nie mieli problemu, żeby przynosić rzeczy, których już nie używali albo nawet mnóstwo dokumentów. Z tego się najbardziej cieszyłam, ponieważ otrzymałam mnóstwo i korespondencji, i katalogów, i różnego rodzaju oryginalnych dokumentów, które, nie ukrywam, że w tym roku świetnie się sprawdziły, bo złożyłam bardzo dużą część tego materiału do książki o sprzęcie nurkowym 1945-89. Dzięki temu, że oni nam to wszystko porozdawali, to mogłam na przykład pokazać automat z odpowiednią instrukcją czy jakąś sprężarkę z odpowiednią instrukcją. A potem to już wszyscy nam zaczęli przynosić.
Czyli potem to już kwestia popularności, tak naprawdę.
Tak. Oczywiście to nie jest tak, że to wszystko, co tutaj jest, to jest za darmo. Sporo rzeczy my też kupiliśmy. Ja kupuję do spółki z mężem, który jest prezesem Warszawskiego Klubu Płetwonurków i to on jest nurkiem w naszej rodzinie, ja nie jestem nurkiem. Oczywiście ten zakup sprzętu jest zawsze poprzedzony dyskusją, czy to jest właśnie to, co my chcemy do muzeum. Chciałabym też powiedzieć taką dosyć istotną rzecz, z której ludzie sobie nie zdają sprawy. My nie idziemy na eBay czy do Allegro i nie kupujemy każdego sprzętu nurkowego, który się tam pokaże. To, co pokazujemy w muzeum, ma być związane z historią nurkowania w Polsce, więc dla nas najważniejsze są rzeczy, które były używane, sprzęt, który był produkowany. A już jak mamy zdjęcia pokazujące, że ktoś w danym sprzęcie nurkował, to to już jest najlepsze, co może być, bo możemy udowodnić, że taki sprzęt się w Polsce 50, 60 czy 100 lat temu znajdował.
Tutaj są eksponaty tylko z Polski?
To nie są tylko z Polski eksponaty, dlatego że w latach 50., w 1956 roku, do Polski trafił pierwszy sprzęt francuskiej firmy La Spirotechnique, co było ewenementem, że nam się udało ten sprzęt kupić. I to już jest zabytkowy sprzęt, który przyczynił się do tego, że przez bardzo długi okres czasu w Polsce i produkcja prywatna, i samoróbki, i produkcja państwowa różnego sprzętu, kopiowanego niestety, trzeba przyznać, bez licencji, opierała się na sprzęcie sprowadzonym z zagranicy. I cały sprzęt nurkowy, jaki mieliśmy w latach 60., nie ukrywam, to były kopie sprzętu firmy La Spirotechnique i Draegera.
Robiony przez płetwonurków.
Tak, ale robiony i przez zakłady, dlatego że Zakłady Mechaniki Precyzyjnej w Gdańsku, które wyprodukowały pierwsze w Polsce automaty nurkowe, kopiowały zagraniczne firmy. Pierwszy automat był kopią CG, Cousteau, a drugi był kopią Pacifica Draegera, więc to był taki twórczy okres w historii nurkowania. [śmiech]
Chyba nie tylko w historii nurkowania. [śmiech]
Także nie tylko polski sprzęt, ale sprzęt, który wpłynął na to, że sprzęt nurkowy w Polsce wyglądał tak, jak wyglądał.
Patrząc po eksponatach, to skafandry były głównie zrobione z gumy. Patrząc na dzisiejszą technologię, zupełnie inaczej to wygląda.
Tak, chociaż powiem szczerze, że patrząc na te wszystkie skafandry, które po kolei były wykorzystywane do nurkowania, to klasyczni nurkowie mieli płótno żaglowe gumowane, a potem, jak zaczęto robić skafandry nurkowe suche, tak zwane „foki” (czyli znowu kopiowanie skafandra Jacquesa Cousteau), to wtedy zaczęto stosować takie tkaniny gumowane. Neopren też jest pewnego rodzaju gumą, syntetycznym materiałem, więc na pewno jak się wchodzi do naszego muzeum po długiej przerwie, to czuć zapach gumy.
No tak. A teraz jeszcze takie pytanie a propos gumy. Guma z biegiem czasu pewnie niszczeje. Czy te eksponaty są jakoś konserwowane przed uszkodzeniami, żeby one dalej z biegiem czasu funkcjonowały?
Tak. Na przykład te wszystkie skafandry suche „foka”, jeżeli były dobrze przez kogoś przetrzymywane, to na ogół utrzymujemy je posypane talkiem. I te, które były dobrze posypane talkiem, to nadają się nawet do tego, żeby je na siebie założyć. Natomiast wielu ludzi nie konserwowało swoich skafandrów. My znaleźliśmy w Warszawie producenta specjalnej emulsji i praktycznie każdy przedmiot, który w muzeum jest z gumy, jest tą emulsją zakonserwowany. Taką też ciekawostkę odkryliśmy, że wszystko, co było robione z gumy niebarwionej, czyli czarnej, po zakonserwowaniu wygląda jak prosto ze sklepu.
O, czyli jak nowe. [śmiech]
Tak, czyli po prostu te wszystkie kolorowe gumy, które były używane na przykład na płetwy, miały jednak zupełnie inną jakość. Natomiast to, co było czarne, po prostu wygląda przepięknie.
Można wejść i nurkować.
Tak.
A poza skafandrami, jakie tu jeszcze ciekawe eksponaty znajdziemy?
Gdybym miała powiedzieć, co ja najbardziej lubię, to oczywiście bardzo lubię okres nurkowania w skafandrach klasycznych, bo to jest taka historia, która u nas trwała bardzo krótko i została niedoceniona przez wielu ludzi, mimo że mieliśmy fantastycznych nurków. I w tym okresie tuż po wojnie, to gdyby nie ci nurkowie, to nie byłoby mostów, nie byłoby portów, w ogóle nie odżyła by polska gospodarka, bo to oni oczyścili wszystkie wody z tego, co przeszkadzało w normalnej komunikacji. I te wszystkie elementy sprzętu nurkowego wzbudzają ogromny zachwyt.
Dla nas kupienie jakiegokolwiek nowego eksponatu też jest dużą atrakcją. Naszym najnowszym eksponatem jest lampa nurkowa dla nurka klasycznego, którą kupiliśmy niedawno. Ale na przykład najstarszy nasz eksponat to jest hełm, który z dużym prawdopodobieństwem był kupiony w 1920 roku przez admirała Unruga dla potrzeb Szkoły Nurków Marynarki Wojennej. Nie dlatego, że on był taki bogaty, tylko dlatego, że kupił to w Wolnym Mieście Gdańsk, które nie chciało państwu polskiemu nic sprzedawać. Więc on to kupił jako osoba prywatna i potem przekazał to do Szkoły Nurków. Wtedy były kupione dwa takie hełmy i naszym zdaniem drugi hełm jest u naszego kolegi w Bydgoszczy. Także wygląda na to, że oba te hełmy są na terenie Polski.
A druga rzecz, która ma jeszcze trochę dodatkowej historii, to jest rebreather, który ma już wiele lat, bo został wyprodukowany w 1912 roku.
Wow!
To był rebreather do skafandra klasycznego, nazywał się DM-40, czyli pozwalał nurkować do 40 metrów i został znaleziony po wojnie w piwnicach Instytutu Rybołówstwa, więc prawdopodobnie jest poniemiecki. Oni w tym nurkowali, mamy zdjęcia, jak oni w tym nurkują, mamy nawet nabite, że potem Instytut Rybołówstwa był tego właścicielem. I do tego był bardzo piękny hełm, tak zwany Bubikopf Draegera, który też znaleźliśmy w Polsce, ale ten hełm jest u kogoś innego. My czasami robimy taką akcję, że usiłujemy połączyć dwa eksponaty i udało nam się na jedną z Nocy Muzeów ściągnąć tu ten hełm i podłączyć go do tego rebreather i pokazać całość.
Pokazać całość, super. Widzę, że jeszcze są butle i komory dekompresyjne na przykład w muzeum do obejrzenia.
Tak. Z tymi komorami to jest tak, że jak ktoś pamięta albo wie, jak w Polsce wyglądało nurkowanie, to były dwie ogromne organizacje, które czapkowały klubom nurkowym. Jedna to była Liga Obrony Kraju, a druga to było Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze. I komory dekompresyjne naprawdę można było znaleźć tylko w tych klubach, które były zrzeszone pod LOK-iem. To była taka trochę paramilitarna organizacja szkoląca dla potrzeb wojska. A my jako kluby PTTK-owskie w ogóle nie mieliśmy takich komór. Stąd jestem szczęśliwa, że udało mi się po innej linii, nie PTTK-owskiej, je zdobyć, bo jednak najwięcej kolegów znam z klubów PTTK-u. Jednak kluby LOK-owskie poczuły, że to nie jest tylko muzeum PTTK-owskie [śmiech] i dzięki temu trafiło tu trochę sprzętu, który był używany w klubach LOK-owskich, a nie w naszych.
Z tego, co wiem, to w muzeum są również książki o nurkowaniu?
Tak, ale to jest też w dużej mierze zasługa Warszawskiego Klubu Płetwonurków. Ponieważ ten klub powstał w 1956 roku i trzeba powiedzieć, że koledzy mieli taką manię, a zwłaszcza jeden z naszych kolegów, że kupował wszystko, co można było kupić w księgarniach o nurkowaniu.
[śmiech] Tak jak wędkarze – kupują wszystko o wędkowaniu.
Tak. I po prostu z dużą skrupulatnością tworzył bibliotekę tego Warszawskiego Klubu Płetwonurków. Oczywiście w momencie, kiedy otworzyliśmy muzeum, ja tę bibliotekę przejęłam i do tej biblioteki zaczęłam sprowadzać kolejne pozycje, więc na pewno jeżeli chodzi o to, co mamy w muzeum, to są nie tylko książki. Mamy na przykład wszystkie czasopisma nurkowe, jakie w Polsce wychodziły, bo podejść do nurkowych czasopism w Polsce było bardzo dużo, ale także czasopisma rosyjskojęzyczne, niemieckojęzyczne, amerykańskie, angielskie, francuskie, czeskie, duńskie, szwedzkie. Więc praktycznie mamy przegląd, ale oczywiście najbardziej nas interesują te z dawnych lat, a nie współczesne. Dzięki temu możemy sięgać na przykład do opisów automatów czy sprzętu, jaki mamy, bo też jest bardzo dobre źródło informacji. Mamy też filmy, kolekcję filmów.
I można je obejrzeć w muzeum?
Można, bo mamy projektor, zresztą pokazywaliśmy sporo rzeczy. Mamy kolekcję znaczków metalowych, mamy kolekcję proporczyków. Kiedyś po prostu każdy klub musiał mieć proporczyk, każda wyprawa nurkowa musiała mieć proporczyk, więc wszystkie zawody nurkowe miały proporczyki i tych proporczyków znowu dostaliśmy dużo. Zdziwicie się, ale jest piękna kolekcja naklejek z różnego rodzaju napisami nurkowymi. Część pokazujemy w korytarzu na ścianie, część mamy jeszcze w klaserach po prostu. Mamy zabawki nurkowe, które niestety musiałam podnieść bardzo wysoko i postawić na szafie, [śmiech] bo zainteresowanie młodzieży było takie, że to byłby tylko główny cel przyjścia do muzeum. W związku z tym teraz one są troszeczkę ukryte.
Ukryliśmy też kusze. Mamy potężną kolekcję kusz, bo wszyscy nam te kusze oddawali, ponieważ teraz dobry nurek poluje z aparatem fotograficznym, a nie z kuszą. Początkowo chcieliśmy pokazać taką demonstrację siły, ile tu mamy tych zbiorów, i na tej jednej ścianie wisiało tych kusz od groma, ale oczywiście wszyscy mali chłopcy przychodzili i po prostu stali pod tą ścianą, więc zaczęliśmy myśleć, że może to nie jest takie edukacyjne. [śmiech] Trochę zmieniliśmy wystawę i eksponujemy tylko takie kusze, które pokazują, jak ludzie samodzielnie sobie robili kopie. Mamy też kuszę Teligi, słynnego polskiego żeglarza, który opłynął cały świat na jachcie Opty i używał kuszy tylko do obrony przed rekinem, bo polował na ryby harpunem, dając im sportową szansę. Mamy też takie rzeczy, które po jakimś czasie uznajemy, że może to nie jest taka najgłówniejsza część, którą powinniśmy propagować w muzeum, ale chować tak do końca też nie można.
Zwłaszcza ta kusza Teligi, to mnie zaciekawiło, bo też lubię żeglować i to już mi się bardzo podoba. Mam jeszcze takie pytanie, kiedy i gdzie można odwiedzać muzeum?
Muzeum jest otwarte tylko we wtorki od godziny 11.00 do 18.00. Oczywiście jeżeli ktoś jest spoza Warszawy, jedzie z Krakowa, Szczecina czy skądś i jest w weekend w Warszawie, a koniecznie chce zobaczyć muzeum, to jeżeli uprzednio nas poinformuje, któreś z nas zawsze muzeum otworzy. Zrozumiałe, że nie każdy we wtorek przyjedzie do Warszawy.
Zwłaszcza, jak pracuje.
Muzeum jest obsługiwane tylko i wyłącznie przez wolontariat, dlatego nie jest otwarte codziennie, ale jesteśmy elastyczni. Uważam, że bardzo rzadko zdarzało się, że nie mogliśmy sprostać czyjemuś życzeniu, żeby to muzeum otworzyć, kiedy prosił.
To teraz pytanie, jak można wspierać muzeum. Jak można pomóc?
Największym wsparciem w tej chwili dla muzeum jest to, że jedną z działalności, która nam pozwala generować niewielki zysk, który pozwala nam się utrzymać, jest sprzedaż książek, które wydajemy w muzeum. I ta sprzedaż książek jest taką naszą wizytówką w tej chwili. Tych książek wydaliśmy na przestrzeni ostatnich lat 9, część już praktycznie jest nie do zdobycia. Jest biały kruk, którego w ogóle nigdzie nie ma i ludzie nawet mnie pytają, czy będzie wznowienie. My nie robimy wznowień, więc uprzejmie informuję, że jeżeli coś jest, to jest. Nasz największy nakład miał 500 sztuk, więc zdajecie sobie sprawę, że to nie są duże nakłady. I to jest taki fajny sposób na potwierdzenie, że ludzie interesują się historią nurkowania i nurkowaniem w takiej postaci, w jakiej my to pokazujemy.
Super. A na jaki temat są te książki, które można kupić?
Główna idea była taka, żeby napisać trochę o historii nurkowania w Polsce. Pierwsza książka to była książka o nurkach Marynarki Wojennej 1919-39 i tego już się nie dostanie. Kolejna była książka o nurkach z wraku „Gneisenau”. Też niewielu ludzi sobie zdaje sprawę, że to była największa, prawdopodobnie również na świecie, akcja nurkowa, jaka była prowadzona. Do podniesienia tego wraku zaangażowano ponad 100 nurków klasycznych. To jest w ogóle nieprawdopodobna akcja i uważam, że o ile w tamtych czasach właściwie nie było gazety, która by codziennie o tym nie pisała, to potem ślad po tej akcji zaginął. To było o nurkach „Gneisenau”.
Powstała książka o Klingercie, czyli o panu z Wrocławia, wynalazcy, który w 1797 roku zrobił skafander nurkowy, w którym było nurkowanie w Odrze, i udowodnił, że ten skafander się nadaje do nurkowania. My oczywiście poszliśmy dalej, bo zrobiliśmy replikę skafandra i mój mąż w tym skafandrze nurkował w Odrze we Wrocławiu, żeby udowodnić, że to rzeczywiście działało. Ta książka też się już kończy. Wydaliśmy bardzo piękną książkę, maleńką książkę o Meduzie, czyli o batysferze Antka Dębskiego w związku z 50 rocznicą nurkowań w tej Meduzie. I wydaliśmy taką przepiękną malutką książeczkę o Bronku Kąkolu, klasycznym nurku z Biura Odbudowy Portów. Tu była cała historia związana ze znalezieniem rękopisu książki i rodziną, która pozwoliła nam tę książkę wydać. Także to też była taka przygoda z historią nurkowania.
W tym roku wyszła książka, która się nazywa Sprzęt nurkowy w Polsce 1945-89, która w dużej mierze pokazuje to, co jest w muzeum. Pisząc o sprzęcie pokazujemy zdjęcia sprzętu z muzeum, z instrukcji właśnie, opowiadamy, kto to wyprodukował, kto to zepsuł, [śmiech] kto zrobił z tego coś innego i tak dalej. W tym roku planuję wypuścić książkę Bałtyccy nurkowie bursztynowi XIX wieku, bo to jest bardzo piękny temat, taki trochę związany z ogromną ilością rycin z XIX wieku. I waham się, bo koledzy już mnie dogonili w zeszłym roku, że trzeba zrobić uzupełnienie do książki Sprzęt nurkowy w Polsce.
Zresztą przy okazji dziękuję wszystkim, bo po wydaniu tej książki trafiło do mnie coraz więcej nowych eksponatów, bo wszyscy uznali, że jak nie ma ich w książce, to znaczy, że ich nie ma. [śmiech] Mieli rację i teraz w ciągu ostatnich 5 miesięcy dostałam bardzo dużo interesujących eksponatów, które oczywiście opiszę w tym dodatku, suplemencie czy jakby to się nie nazywało. Jeszcze mi chodzi po głowie taka książka o latach 1939-1945, bo mam trochę historii nurków z okresu wojny, co oni robili. Ale to może życia starczy, żeby to wszystko zrobić. Faktem jest, że to jest wszystko krąży koło nurków, nurkowania w Polsce i historii nurkowania w Polsce.
Super. To kiedy teraz rusza muzeum? Od kiedy będzie otwarte?
Otwieramy 11 stycznia we wtorek. Na razie mieliśmy taką przerwę. Może nie tytułem wytłumaczenia, ale prowadząc muzeum od 16 lat mieliśmy zawsze zamknięte latem. Wszyscy się dziwili dlaczego. Dlatego, że po prostu muzeum jest obsługiwane przez nurków i latem ludzie jeżdżą na obozy.
Nurkują.
Nurkują. Po prostu trudno wszystkich zmusić, żeby tu regularnie przychodzili, obsługiwali muzeum. Ale ponieważ była pandemia, to po możliwości otwarcia muzeum po pandemii, nie zrobiliśmy latem przerwy i była nieprawdopodobna ilość ludzi. Praktycznie mieliśmy nawał ludzi do końca roku. I stwierdziliśmy, że nie dlatego, że jest pandemia, tylko przede wszystkim dlatego, że byliśmy już zmęczeni, że chcieliśmy sobie zrobić miesięczną przerwę. Więc od połowy grudnia do 11 stycznia była przerwa, żeby trochę się przygotować, trochę zobaczyć, co tu poprawić, żeby trochę oddechu nabrać i znowu zacząć to muzeum prowadzić.
Taka przerwa powierzchniowa, jak to się mówi.
Tak.
Czyli od 11 stycznia we wtorki.
Od 11.00 do 18.00.
Można przychodzić i oglądać muzeum i, jak dobrze kojarzę, zwiedzanie muzeum jest bezpłatne.
Bezpłatne i my oprowadzamy. Jak ktoś nie chce, to może sobie chodzić sam. Ale na ogół oprowadzamy, bo te wszystkie przedmioty mają jakąś historię i oczywiście my jesteśmy gaduły. Ja też jestem gaduła, więc jak ja zaczynam oprowadzać, to mam o każdym przedmiocie coś do powiedzenia. Ale powiedzmy do 45 minut to jestem w stanie skrócić opowieść [śmiech] i opowiedzieć o większości tego, co jest w muzeum.
To są bardzo fajne eksponaty i nawet patrząc na niektóre, to nie wiem, co to jest, więc bez opowiadania bym nie zgadł.
Jedna kolekcja tutaj wzbudza zazdrość pewnych moich kolegów z innych muzeów w Polsce – to są polskiego pomysłu echosondy i sonary, które Polacy sami produkowali. Nam się udało zdobyć egzemplarze próbne czy takie, których bardzo malutko było wyprodukowanych. Nawet mam takie urządzenie, które się nazywało Nektarnik. Służył do komunikacji między okrętem podwodnym a nurkiem, a tego to już w ogóle było bardzo malutko. Więc są tu pewne tak unikatowe rzeczy. Pewnie w którymś momencie trafią do odpowiedniego muzeum, na razie są w naszym.
Żeby nie przedłużać: słuchajcie i zapraszamy do muzeum. Przyjdźcie, zobaczcie, bo naprawdę warto. Po 11 stycznia, pamiętajcie, że we wtorki.
Dziękuję bardzo.
Dziękuję.