Freediving, czyli nurkowanie za darmo? No nie do końca, choć z pewnością jest tańsze niż nurkowanie ze sprzętem – a przynajmniej na początku. Aby zacząć, potrzebujesz stroju do pływania, dostępu do akwenu wodnego i stopera. Albo kursu z Frankiem Przeradzkim, który nauczy Cię wszystkiego, co musisz wiedzieć o nurkowaniu swobodnym. Czy we freevidingu też są stopnie nurkowe? Czy to sport dla każdego? Franek Przeradzki od wielu lat nurkuje ze sprzętem i bez niego, a co ważniejsze: uczy tego innych. Serdecznie zapraszamy Was na odcinek z udziałem Franka, człowieka-przygody.

Obejrzyj odcinek

Przeczytaj podcast

Cześć!

Serwus!

Dzisiaj porozmawiamy sobie na temat freedivingu. Czym w ogóle jest freediving? Czy to jest ten moment, kiedy wstrzymujesz oddech, idziesz pod wodę, siedzisz tam dwie sekundy? Wtedy już jesteś freediverem, czy jeszcze nie?

Bardzo mnie cieszy, że dałeś to pytanie na początku. Dokładnie tak, od tysiącleci, odkąd istnieje człowiek i morze…

Odkąd wynaleźliśmy wodę.

Dokładnie, odkąd człowiek ukończył kilka kursów i wynalazł wodę. Nie! – od pierwszej wyciągniętej muszelki z dna morza zaczyna się freediving i jest to absolutnie najbardziej naturalna, czysta, pierwotna forma nurkowania.

I pewnie tania jeszcze.

No nie rozpędzajmy się aż tak, ale pewnie tańsza niż nurkowanie z butlą co do zasady. A tak zupełnie poważnie, myślę, że wielką krzywdą, którą celowo lub nie robi się freedivingowi, to że się go ogranicza do jakiegoś wyczynu, do takiego sportu hardcore’owego, do duszenia się, do odpadnięcia, do wytrzymywania jak najdłużej. 

To jest takie coś, co mamy w sobie, my, ludzie. Jak mówię, że jestem mistrzem freedivingu, to każdy pyta, na ile umiesz wstrzymać oddech, a to naprawdę nie tam jest freediving pogrzebany, w sensie to jest jego taka sportowa część, ile przepłyniesz pod wodą, jak długo umiesz wstrzymać oddech, jak głęboko umiesz zanurkować. I to silą rzeczy zniechęca wielu ludzi, którzy odnaleźli spokój, radość i miłość pod wodą (miłość do siebie i wody, nie do kogoś tam trzeciego). 

Więc tak, każde wstrzymanie oddechu i zanurkowanie jest nurkowaniem swobodnym, nurkowaniem na zatrzymanym oddechu i jest to piękny sposób spędzania czasu.

Czyli robimy to de facto od zawsze, ale są kursy freediverskie… To czego one tak naprawdę uczą? Tego, co potrafimy? Czy doszkalają te umiejętności?

Podobają mi się te pytania. To jest drugie dobre pytanie. Każdy z nas ma jakiś tam pomysł, jak to zrobić, bierze oddech i schodzi pod wodę, od małego. Co więcej, co już nie każdy wie, ale tak jest, nasze ciało jest stworzone do freedivingu. Nie wiem, czy kojarzysz taką scenę w Wielkim Błękicie, jak nie, każdy musi go obejrzeć i jest to najważniejszy film dla nurków. Natomiast jest tam taka scena, że Jacques Mayol, który gdzieś w Peru schodzi pod wodę w jeziorze, pod lodem, i tam jest jakiś rentgen czy jakiś inny ultrasonograf, coś tam jest, i na górze stoi profesor, szalony naukowiec, który mówi, że to jest amazing, bo jego serce zwalnia, jego krew się koncentruje w klatce piersiowej i takie rzeczy widzieliśmy tylko u ssaków morskich, że to jest niesamowite przystosowanie. 

I ten Jacques Mayol dostał właśnie taki nickname: człowiek delfin. A ja wiem, że też tak mam, i Ty też tak masz, wszyscy tak mamy i to się nazywa odruch nurkowy, kiedyś się nazywał odruch nurkowy ssaków, ale okazało się, że nie tylko ssaki to mają, ale wszystkie kręgowce. Więc WY tego nie wiecie, słuchający, ale jesteście stworzeni do freedivingu. Jest szereg takich reakcji, odruchów, które sprawiają, że pod wodą możemy dłużej i głębiej

Pozdrawiamy Tomka.

…niż by się nam wydawało.

Dobra, to jak zacząć w takim razie?

To był wstęp do odpowiedzi na to właściwe pytanie. Oczywiście da się samemu spróbować freedivingu, jak najbardziej, można wziąć ten wdech gdzieś na wakacjach i zanurkować głębiej. I prawie na pewno nic się nie stanie, uczciwie mówiąc. Prawie na pewno nie zrobimy sobie krzywdy, a jeśli zrobimy, to pewnie sobie naciągniemy, a w najgorszym wypadku przerwiemy błonę bębenkową w uchu, czyli nie wyrównamy ciśnienia w uszach. Jeżeli ktoś jest nurkiem, to wie, o co chodzi. We freedivingu ciśnienie jest trochę bardziej złożonym tematem, ale o tym Tomek Nitka już pewnie opowiedział obszernie. 

Więc jeżeli nie wyrównamy ciśnienia, to sobie przebijemy ucho, nie będziemy mogli nurkować przez miesiąc, dwa, trzy, osiem, zależy, jak bardzo sobie przebijemy. Ale poza tym szanse na jakiś gruby problem jest mała, co niestety nie znaczy, że nie istnieje. Są ludzie, i tego też nikt o sobie nie wie, którzy są w stanie wyjściowo bardzo długo wstrzymać oddech. Czyli ktoś nigdy nie trenował freedivingu, nigdy nic nie robił i później bierze wdech i siedzi pod wodą 4–5 minut. Ja poznałem taką osobę na swoim kursie freedivingu na żywo, wiem z pierwszej ręki, że on jest. 

I jest wtedy taki problem, że niby jestem świetny i jest świetnie, ale to jest tak, że moje ciało ma relatywnie osłabione odruchy mówiące mi: Oddychamy! Oddychamy, hej, halo! Oddychaj! I jak mamy to takie przytłumione, to może dojść do blackoutu pod wodą, czyli do utraty przytomności. I szczerze mówiąc, może się tak zdarzyć, że to będzie nasz pierwszy freediving w życiu nawet. Jak jestem zacięty, dzielny i twardy i spróbuję przepłynąć ileś basenów pod wodą, robię bach, bach, bach, zasypiam i leżę pod wodą. I wtedy jak ktoś mnie natychmiast wyciągnie, to będzie dobrze, a jak nie, to się utopię. I co roku tak się topią niestety często profesjonalni freediverzy podczas treningu, którzy nie dopilnowali swojej asekuracji albo coś. 

Więc to ryzyko, uczciwie mówiąc, jest bardzo małe na początku. Jak jestem bardziej zaawansowany, to jest bardziej prawdopodobne, że coś się zdarzy. Więc kurs freedivingu pierwszy, podstawowy jest przede wszystkim kursem, na którym uczymy się, jak bezpiecznie uprawiać freediving. Uczymy się procedur wymyślonych na bazie doświadczeń ludzi, którym nie wyszło – i nie mam na myśli w sensie sportowym „nie wyszło”, tylko właśnie mieli wypadki – jak się zanurzać, jak pracować z partnerem, jak nurkować w dół, jak wypływać, żeby wszystko było dobrze. 

Mogę zdradzić, że to też zależy do głębokości, bo ten sposób wyrównania ciśnienia (zapraszam do podcastu Tomka), że się łapię za nos, dmucham, to on działa przez jakiś czas, to jest kwestia głębokości, a potem w ogóle nie działa, możesz próbować i absolutnie nic się nie wydarzy. Jest też coś takiego, że jak ktoś jest mocny i zacięty, i ma dobrą tlenowość, i zanurkuje głęboko, i wynurzy się z tzw. lung squeezem, czyli zgnieceniem płuc (na szczęście też się goi, ale lepiej sobie tego nie robić, to na pewno nie jest prozdrowotne zachowanie), i pod wodą nic mi nie powie, że to się dokonało. Czyli to jest takie, że ja nie czułem, nie było tego sygnału ostrzegawczego w postaci bólu, ale coś zrobiłem źle i nie działa. I to są właśnie takie rzeczy, których uczymy się na kursach freedivingu, ale też poza tym jest dużo pracy mentalnej. I ja wiem, jak to dla wielu osób brzmi, joga, oddychanie, fetyszyści, weganie, gender…

Ja tu przyszedłem głębokości robić.

…problemy. Dokładnie. Natomiast to jest taki nietypowy sport. Ja np. uprawiam też narciarstwo, kiedyś trochę zawodniczo, i przed startem musiałeś się napiąć, pobudzić, jakby napompować, i później było piecem przez minutkę czy dwie, takie uderzenie, serce waliło. I to była mobilizacja do zawodów. Tu jest dokładnie na odwrót. Im bardziej będziesz ospały, rozleniwiony, taki ledwy, na granicy zaśnięcia, tym lepiej dla Twojego freedivingu. Więc tu ta praca nad umiejętnością psychicznego uspokajania się, bo nie da się, myśląc, zwolnić bicia serca. Ludzie próbują, mówią, że się da, ale się nie da samą myślą. Ale da się zachowaniem swoim wyciszyć swój organizm, co spowolni bicie serca, jakby w tę stronę. Nie da się wymyślić, że chcę, żeby biło 40, a nie 50 razy na minutę, ale da się tak oddychać, żeby to się poniekąd dokonało po jakimś czasie. Na podstawowym poziomie, przyznam, ale tego też uczymy na kursie podstawowym. Więc z jednej strony dostajemy wytyczne, jak to robić bezpiecznie z partnerem, żebyśmy potem mogli pójść i trenować sobie bez instruktora, i robić to dobrze, ale z drugiej strony, dostajemy też wskazówki, jak to robić, żeby było lepiej, głębiej, dłużej. I jest tak (i wiem to na pewno po niemal 2 latach pracy w Deepspocie), że jak mam kursanta, który jest w stanie głową w dół zejść na 6 m, usiąść na półce na tych 6 m i się tam nie spinać, nie uciekać na powierzchnię, to praktycznie na pewno zanurkuje na 20 m w czasie 2-dniowego kursu. Ten styl (technika i spokój), w jakim jestem w stanie zanurkować na 5 m, sprawia, że później ta głębokość jest trochę formalnością. 

Przychodzi człowiek na kurs, próbuje wstrzymać oddech, siedząc na kanapie, i wyszła mu, załóżmy, minuta. To prawie na pewno, jeżeli generalnie jest on jakoś oswojony z wodą, nie jest tak, że woda jest czymś, co go przeraża, na pierwszej sesji będę w stanie zrobić, że będzie mógł półtorej minuty zamiast minuty. I to nie jest tak, że ja jestem jakiś fantastyczny (lubię tak o sobie myśleć, ale zupełnie nie o to chodzi), tak po prostu jest. My, instruktorzy freedivingu, podczas kursu instruktora freedivingu uczymy się prowadzić ludzi w taki sposób, żeby oni byli w stanie wykorzystać swoje możliwości, które w nich są. Czyli to nie jest osoba, która już się wyćwiczyła, uprawia sport, tylko samą pracą mentalną, wiedzową, proceduralną osiągamy dużo lepsze rezultaty.

I ja też jestem przykładem takiej osoby. Jak przyszedłem na swój pierwszy kurs freedivingu, to nurkowałem już dosyć głęboko i długo wstrzymywałem oddech, i jedyne, co miałem w głowie, to: Kurde, czemu tak późno to zrobiłem? Bo coś, co zajęło mi lata, mogło zająć mi dni, dojście do jakiegoś poziomu. 

I tak też mam ze swoimi kursantami, jak przychodzą czasami osoby bardzo rozgarnięte, np. na kurs, który prowadziłem z Emilką, przyszedł bardzo doświadczony Wojtek. Wojtek potrafił bardzo długo wstrzymać oddech i był ekstra, trochę się jednak, myślę, od nas dowiedział różnych rzeczy, zaraz zrobił następny kurs i jest świetnym instruktorem, który tu pracuje. I przeszedł bardzo szybko tę ścieżkę, ale trzeba mu było też pokazać właśnie, jak się tego uczy, jak się rozwija i działa. I jest super, i myślę, że gdyby Wojtek sam chciał osiągnąć te wyniki, które osiągnął tutaj, to zajęłoby mu to dużo więcej czasu. Bo łatwiej jest, jak już ktoś wyważył te drzwi, odkrył tę Amerykę i po prostu nas zaprowadzi tam.

Mówisz, że już kiedyś ktoś to wymyślił. To są jakieś federacje freediverskie? 

Jest taki podcast, jeżeli ktoś zna angielski, to polecam, nazywa się Freedive Café, jak ktoś jest zainteresowany freedivingiem. Myślę, że Wam się spodoba, paru Polaków wzięło w nim też udział i opowiadają o freedivingu. Są też śmieszne opowieści instruktorów, zawodników, którzy teraz są legendami i wyszkolili dużo ludzi, że chodzili po Dahabie, jak widzieli kogoś z długimi płetwami, to za nim biegli i wołali: Hej, hej! Uprawiasz freediving? Ja też uprawiam freediving, uprawiajmy razem freediving! I nikt nic nie wiedział jeszcze i każdy coś wymyślał, każdy miał różne techniki, plus byli ci zawodnicy. Na szczęście te czasy już dawno minęły, dzisiaj już wiadomo, co i jak, i jest np. AIDA – tradycyjna freedivingowa federacja, kontroluje też sportowy freediving. Ma też mistrzostwa świata CMAS-u (ten CMAS, który znamy z butli, też jest tam dział freedivingu). Wydaje mi się, że w Polsce instruktorów CMAS-u za bardzo nie ma, ale na świecie jest ten pion. 

Poza tym, te nurkowe, butlowe federacje też weszły we freediving, wdrożyły go w swoje struktury nauczania, myślę, że z wielką korzyścią dla tego sportu, bo sprowadziły go trochę od strzechy i sprawiły, że nie tylko osoby z zacięciem sportowym mogą się uczyć i uprawiać freediving, ale zupełnie rekreacyjnie, i to jest SSI, Free Mature, PADI. Być może jest ich jeszcze więcej, ale ja tego po prostu nie wiem. Jest też taka federacja Mołczanow. Coraz więcej centrów nurkowych będzie miało na pewno w swojej ofercie freediving i jest to cudowne narzędzie do odkrywania podwodnego świata.

Mogę wtręt osobisty?

Jasne!

Jak miałem 22 lata, byłem już instruktorem nurkowania z butlą i pojechałem na rok w podróż dookoła świata. I nie miałem jakoś strasznie dużo pieniędzy, żeby sobie kupować wyprawy nurkowe na łodzi i zwiedzać i robić, bo to jest kosztowne, i miałem w plecaku maskę, rurkę i płetwy, i dzięki temu zobaczyłem przepiękne miejsca na całym świecie za bardzo małe pieniądze albo za żadne. Np. meksykańskie Cenoty są takie, że jest ich dużo, są piękne, można ich doświadczyć z maską i płetwami, wcale nie potrzeba do tego butli. 

Oczywiście z butlą jest ekstra, z kursem i jaskiniami też jest ekstra, ale naprawdę maska, rurka, płetwy też są super. I jakiś Wietnam, Tajlandia, Filipiny, cokolwiek. Ale też z maską i rurką pływałem w Kirgistanie w jakichś jeziorach wysoko, dla mnie było bardzo ciekawie. Albo w takim miejscu w Gwatemali, Laguna Lachua – przepiękne jezioro pośrodku niczego, nie ma tam żadnej bazy, żadnej wypożyczalni sprzętu, a posiadanie tych trzech rzeczy sprawiło, że da się wejść do wody i zobaczyć, co jest pod nią. Pływałem też w jeziorze Titicaca, na Ziemi Ognistej. 

I wtedy nie byłem jeszcze takim sprawnym freediverem i strasznie żałuję, bo mógłbym jeszcze więcej zobaczyć. Jak jechałem tam któryś już raz, bodajże do Meksyku, to już miałem te długie freediverskie płetwy, trochę lepszy sprzęt, jakąś fajniejszą piankę, więc ja kompletnie nie mam sportowego nastawienia do freedivingu, ale uważam go za fenomenalne narzędzie, które pozwala odkrywać podwodny świat i np. też rafy. Bo najciekawsza rafa zazwyczaj jest na bardzo płytkiej wodzie. W Belize np. tak pływałem. I jest to zupełnie inna płaszczyzna jeżeli chodzi o wydatki. I da się uprawiać backpacking freediverski. Backpacking z nurkowaniem sprzętowym jest bardzo ciężkim backpackingiem.

Chyba że masz kampera.

Tak.

Właśnie miałem Cię pytać, co jest fajnego we freedivingu, bo raczej długo pod wodą nie siedzisz, ale już odpowiedziałeś mi troszeczkę na to pytanie.

Tak, to jest to, ale też odnośnie do czasu… Kompletnie nie jestem fizykiem, chociaż jestem po mat-fizie, ale teoria względności i zakrzywienia czasoprzestrzeni – z grubsza to się dzieje, gdy człowiek uprawia freediving. Czyli sekunda ileś trwa, zegarek to pokazuje. Jak schodzisz pod wodę i nie oddychasz, to ta sekunda trwa dłużej. Moje rekreacyjne nurkowania trwają 1–1,5 m, rzadko 2 m. I podczas tej 1–1,5 m naprawdę dużo się dzieje, dużo się wydarza w głowie, jest jakieś takie wyczulone dostrzeganie rzeczy. Zauważam więcej ryb, rzeczy, czegoś, siebie przez te 1,5 m niż przez 5, oddychając z butli. 

Takie to jest magiczne, nie umiem tego świetnie wyjaśnić na poziomie fizjologicznym, ale polecam spróbować i myślę, że większość osób odczuje to samo, bo rozmawiam też o tym z kursantami i tak jest, że jest to mocniejsze, pełniejsze doświadczenie, plus bezcenne są miny, jak ludzie nurkują z butlą (ja też jestem tym człowiekiem), zakładają twinset, schodzą na 45 m, wiedzą, że będą się długo wynurzać i nagle spadasz do nich w kąpielówkach, przybijasz piątkę i się wynurzasz. Można się poczuć. Ja jestem w obu tych rolach, bo jestem czasami tym gościem z butlą, a czasami tym w kąpielówkach, więc jest to zabawne.

Mówisz, że 1,5 m itd. Z praktycznego punktu widzenia dla osób niefreediverskich: czy zegarek, komputer nurkowy Ci pipczy, że już czas się wynurzać, czy Ty jakoś to odczuwasz, że to jest ten moment?

Na początku zazwyczaj Twoje ciało Ci pipczy, są takie kontrakcje, czyli te skurcze przepony, co raczej wszyscy jakoś tam znają, i taka ogólnie narastająca panika w organizmie, że zaraz się udusisz, mówi Ci, że to pora kończyć. My na kursie uczymy się tę panikę trochę wyciszać, bo ona jest…

Za wcześnie?

…dużo za wcześnie. Jak myślisz, czemu człowiek chce wziąć wdech?

Żeby żyć?

Ale co jest sterownikiem wdechu?

Brak tlenu?

To jest właśnie zła odpowiedź, ale najpopularniejsza. Każdy tak myśli. Wysokie stężenie dwutlenku węgla. Na to jesteśmy wysterowani, nie na mało tlenu. Takim skrajnym przykładem tego może być (nie polecam, bo to niezdrowe i śmiertelnie niebezpieczne, ale parę osób już to sobie zrobiło), że jak wezmę sobie gaz obojętny, np. hel i zacznę nim oddychać, w wydechu to, co się zmetabolizowało jeszcze z poprzedniego rzutu, jest wydychane, więc nie ma dwutlenku węgla, a we wdechu już nie ma tlenu, czyli dwutlenku węgla się pozbywam, ale nie biorę nowego tlenu, biorę sobie wdech, wydech, wdech, wydech, wdech, bęc! – światło zgaszone, nic nie ma. Nic Wam nie powie, nie będzie nieprzyjemnie, nie będziecie czuli, że coś jest nie tak, zarazem ten dwutlenek węgla włącza w ciele te wszystkie reakcje, które sprawiają, że możemy dłużej. 

Więc jak mówi koleżanka instruktorka Emilia Biała: musicie pokochać dwutlenek węgla, on jest Waszym przyjacielem, chociaż sprawia Wam dużo bólu na początku. Jak byłem nastolatkiem, to miałem zacięcie, żeby tak się przemęczać, a przyznam, że teraz nie mam żadnych ambicji zawodniczych, żadnych poważnych celów sportowych, więc ja uprawiam przyjemny freediving. Siedzę, dopóki jest mi miło, i wynurzam się, jak się robi niemiło. I nawet w ten sposób poprawiam swoje wyniki. Nurkując stopniowo tylko do momentu, kiedy nadal jest Ci miło, też się polepszasz. Ciało się stopniowo adaptuje do tego, jest powoli lepiej, potem można dłużej, głębiej. 

głębiej jest tak, że jest dużo wiedzy, konkretnych umiejętności, które są już opracowane, rozpisane, zrobione, więc głębiej się człowieka po prostu uczy, mówi się: To teraz zrób to tak, a to tak, a to tak, i będzie głębiej. dłużej trochę inna sprawa, też można to trenować, ale rządzi się trochę innymi prawami. I np. było tak, że Polska miała mistrzów świata w tych dyscyplinach w pływaniu wte i wewte na basenie pod wodą, to jest Magda Solich-Talanda i Mateusz Malina, którzy tutaj też czasem przychodzą pływać. I fantastycznie nurkowali, na niedościgniętym poziomie. 

Jest jeszcze Julia, nie pamiętam nazwiska, bardzo przepraszam, ale też jest bardzo dobra. Po prostu Magda tu często jest, więc z Magdą się często widuję. Ale w dół jakby nie byliśmy tacy mocni, ale teraz całkiem niedawno Mateusz Malina pobił rekord świata w jednej z dyscyplin w nurkowaniu w głąb, zanurkował na 127 m, czy coś takiego. Tak że da się, ale to są ludzie, którzy uczynili z tego swoje życie i trenują, a są miliony ludzi, którzy uprawiają freediving, nie nazywając go w ten sposób. A gdyby oddali się komuś pod skrzydła na 2–3 dni, to ten freediving byłby dużo fajniejszy, bo by mogli spokojniej, bezpieczniej zobaczyć więcej, zostać trochę dłużej.

A tak z praktycznego punktu widzenia jak wygląda takie nurkowanie freediverskie? To jest 15 wejść pod wodę, jak coś zwiedzasz sobie rekreacyjnie? 

My to nazywamy wtedy sesjami freedivingu i taka sesja trwa np. półtorej godziny. To jest taki czas, który się wydaje optymalny z perspektywy zmęczenia nurkowaniem, zmarznięcia, ale też zrobienia jakiegoś tam cyklu: rozgrzewka, właściwe popływanie i rozluźnienie na koniec. W jeziorach różnie, jak wszyscy mają dobre pianki, to teoretycznie można być dłużej, bo teoretycznie jestem w ciepłej piance i na powierzchni. 

Jak freedivinguję w Polsce, to schodzę do tych 4 stopni i tam jestem, ale bardzo krótko. Jednak większość czasu spędzam zazwyczaj na relatywnie ciepłej powierzchni, a piani diverskie są hiper ciepłe. Jak by ktoś, kto nurkuje w piankach sprzętowych, takich zwykłych, nie ma pojęcia, że pianka może być tak ciepła. To było jedno z moich największych odkryć, kiedy się w taką zaopatrzyłem. One się nie nadają jedna do drugiego, to jest smutne.

Drogi sport.

Nie, one po prostu mechanicznie są dużo mniej odporne, nie wyrobiłyby, jakbyśmy zakładali jacket na siebie, to by się zniszczyły, przetarły, to jest do czegoś innego. Natomiast komfort cieplny jest taki, że ja raczej marznę, jak założę moją piankę 6 mm, to idę pod lód i wychodzę, jak mi się znudzi, a nie jak jest mi zimno. Naprawdę jest to bardzo ciepłe ubranie do wody. Nie śni się ludziom, którzy marzną, że pianka może być tak ciepła, jak dobra pianka tzw. open cell freediverska. I jej obsług też się trzeba nauczyć. Chociaż to triathloniści wiedzą, bo podobnych pianek używają, i w BHP.

A jeżeli już sobie freediversko nurkujemy na jakimś jeziorku, to w te same punkty, w inne? Zwiedzamy, oglądamy, jak to wygląda?

To się bardzo różni. Jeżeli celem jest taka sesja, w której poprawiamy głębokość, to mamy bojkę na górze, od niej idzie lina, na dole liny jest ciężarek, jakiś taki talerzyk czy hamulec innego typu i my się wpinamy smyczą w tę linę, która idzie do dołu, ona wcale nie idzie do ziemi, ona nie jest kotwicą, kotwicą jest coś innego, a ta smycz taka trochę jak surferzy mają, co trzyma deskę, żeby zupełnie jej nie zdmuchnęło. I freediver schodzi wzdłuż tej liny, osiąga dno albo nie, siedzi albo nie siedzi, ale nie zwiedza, nie pływa dookoła. Tak wygląda trening freediverski. To jest skupienie się na wewnętrznym świecie. Te nurkowania często są z zamkniętymi oczami i tam nie ma elementu zwiedzania.

Z kolei jak zwiedzam, to się robi tak, że co najmniej dwie osoby pływają, mają jakiś pływak, bojkę i jedna osoba jest na powierzchni i pływa nad tą, która jest pod wodą. Ta pod wodą sobie ogląda rekiny, rafy, wraki, co tam jest do oglądania, wynurza się, wtedy ten na górze jak wypatrzy, że się wynurzył, podpływa do niego z bojką i robi tzw. recovery breathing przy tej bojce, czyli oddychaj, łap oddech, sprawdza, czy wszystko jest okej.

Jeśli uprawiamy ten freediving ze smyczą przy linie, to jest tak, że ten asekurujący schodzi pod wodę po pewnym czasie i wynurza się razem z tym, co nurkował. W rekreacji raczej nie, w związku z tym co do zasady w rekreacji nurkuje się bardzo zachowawczo, w sensie nie bije się swoich rekordów przy okazji oglądania czegoś na rafie, tylko bije się przy tej linie, z odpowiednią infrastrukturą. Więc to są dwa różne de facto sposoby nurkowania. Ja jestem wielkim fanem tej rekreacji, ale żeby to było fajne, trzeba też robić ten pierwszy. 

I szczerze mówiąc, to jest taki sport, że jak go się nie trenuje tak strasznie agresywnie, to jego się bardzo miło trenuje. Tutaj w Deepspocie mam sporo takich kursantów, którzy przychodzą, wykupują sobie mnie, żebym poprawił ich technikę i ich pilnował, i nurkują do dołu, czegoś się uczą, coś robią, a w ciągu dnia są menedżerami w korporacji, mają stresujące życie, wychodzą i są rozluźnieni. Bo np. zanurzenie i wstrzymanie oddechu, zwłaszcza w zimnej wodzie, zwalnia bicie serca. A jak serce zwalnia, to człowiek jest spokojniejszy. 

Więc po freedivingu człowiek jest po prostu spokojniejszy i nie muszę jakoś specjalnie o tym myśleć, że muszę się uspokoić, bo miałem stresujący dzień w pracy. Po prostu kończę sesję i jestem spokojniejszy. I to wszyscy tutaj powtarzają, że to jest przemiłe. Ja mam dokładnie to samo. Ja oprócz tego, że jestem instruktorem nurkowania, mam malarnię proszkową, miewam gorszy dzień w malarni, a jak sobie pofreedivinguję, to lepiej mi się śpi.

I na zakładzie wstrzymujesz oddech?

Tak i wkładam głowę do miski z zimną wodą. Nie, tego jeszcze nie robiłem, ale pomyślę nad takim doraźnym rozwiązaniem. Tak że uprawianie freedivingu nawet w takiej wersji sportowej jest ekstra i szczerze mówiąc, jest duża różnica z perspektywy nurkowania z butlą i freedivingu w Deepspocie konkretnie, bo jakby Deepspot jest świetnym narzędziem do nauki nurkowania sprzętowego, o czym przy innej okazji opowiem, ale Deepspot jest doskonałym narzędziem do nauczania freedivingu. 

Ja nie jestem w stanie wyobrazić sobie lepszego. Jest to miejsce stworzone do tego bezbłędnie i nigdzie bym nie chciał bardziej się uczyć freedivingu niż tutaj, a wyjeżdżanie na rafę jest już takim spijaniem wisienki na torcie, gdzie jadę uprawiać rekreację. I uprawianie tego freedivingu jest samo w sobie po prostu przyjemne, a nie jest czymś, co muszę zrobić, żeby potem było mi miło. 

Mówiłeś o pierwszym takim kursie freediverskim. Rozumiem, że są jakieś levele, kolejne gwiazdki?

Tak, są naklejki, odznaki, wszystko mamy.

Breloczki.

Tak. 

Czym to się różni? Freediver drugiego stopnia, a trzeciego?

Po pierwsze, i to jest nieoczywiste, i przyznam, że nawet dla nas, instruktorów, to nie było oczywiste, jak dużym to może być problemem, jak tu zaczął operować Deepspot: we freedivingu trzeba umieć wyrównać ciśnienie głową w dół. Ja dopiero wtedy zacząłem być instruktorem, freediverem byłem już dużo wcześniej, ale kurs instruktorski zrobiłem razem z otwarciem Deepspotu. Przed otwarciem przyjechał taki mistrz ze Słowenii i zrobił paru osobom kurs instruktorski. Oprócz mnie tylko jeszcze jeden chłopak nie był instruktorem, on teraz nurkuje na 90 m.

Freediversko?

Tak. 

Wow!

Piotrek Błaszczak przeszedł niezłą drogę. Rokuje na jednego z najmocniejszych nurkujących Polaków, przyłożył się do trenowania. W każdym razie wiemy, że nurkowanie głową w dół dla jakiegoś procentu populacji jest trudne. Z różnych powodów, np. równowagi napięcia, niepewności. I niektórzy mają problem z wyrównaniem ciśnienia głową w dół, a nie mają go, nurkując głową w górę. I chociażby z tego powodu, ale nie tylko, świetną rzeczą jest coś takiego jak try freediving, czyli nurkowe intro. 

Bo jest tak, że ktoś sobie obejrzał Wielki Błękit i myśli: Jezu, kocham freediving, chcę to robić. I później zapisze się na kurs i się okaże, że się boi. Nie wiedział tego o sobie, ale wszedł do wody, zobaczył pod sobą 20 m i okazało się, że jednak to jest straszne. Bo w jeziorze nigdy nie widział tych 20 m pod sobą, bo widać na dwa i nie ma problemu. 

Zabrałem kiedyś żonę na Kasprowy Wierch na nartach i ona powiedziała, że ona stąd nie zjedzie, że tu jest strasznie. A ja jej powiedziałem, że już dwa razy tędy zjechała, tylko zawsze była mgła i nie widziała. Nie zorientowała się, że już tam była. Więc myślę, że jeziora a Deepspot to jest trochę to porównanie. W każdym razie to intro, to pierwsze nurkowanie z instruktorem to jest taka próbka tego, co to jest freediving. I możemy tam zestrzelić swoje wyobrażenie o nim z rzeczywistością i przy okazji spróbować wyrównać ciśnienie głową w dół. I jeżeli nam się dalej podoba i nie mamy problemów z tym wyrównywaniem, to możemy się zapisać tego samego dnia na kurs. Jeśli wyrównanie głową w dół jest problemem, to lepiej to wcześniej poćwiczyć i na kurs przyjść, kiedy ten problem będzie jako tako rozwiązany. 

Był taki kursant Damian, którego spotkałem na try’u i on bardzo fajnie sobie radził głową w górę, źle głową w dół, nie minęły trzy miesiące i nurkuje na dno tuby i tam się jeszcze kładzie albo tańczy, bo jest tancerzem w życiu. Więc to się da przejść, naprawdę, on jest tego żywym dowodem, bo jest niesamowitym freediverem, a naprawdę miał trudny start.

Więc po intro robimy pierwszy poziom freediverski. Po drodze są jeszcze takie stopnie, jak full freediver albo basic freediver, AIDA 1, ale to są takie trochę pośrednie rozwiązania. To jest takie do uczenia ludzi freedivingu, jak nie mamy głębokości pod ręką, czyli jak mamy tylko płytki basen, to tam możemy zrobić część kursu. W momencie jak mamy Deepsot, ten etap się taczej pomija, bo on nie ma sensu za bardzo i w ciągu 4–5 sesji realizujemy cały program kursu podstawowego. 

I w SSI, czyli tam, gdzie ja uczę, to jest freediver level 1. I po tym kursie wiemy, jak się asekuruje, i tu już się przyznam, że to jest taki dodatek Deepspotu, bo w standardach tego kursu konkretnie w SSI nie ma aż tak dużo asekuracji na głębokości, ale też my tutaj robimy jedną sesję więcej, niż jest wymagane, właśnie z tego powodu. Ale może inni też tak robią, tylko mówię, że to jest więcej niż standardy. 

Po tym kursie wiem, jak się asekurować na basenie płytkim z kolegą, koleżanką, wiem, jak nurkować w dół, wiem, jak to robić bezpiecznie, i mogę sobie robić to bezpiecznie.

I taka zalecana głębokość dla takich freediverów to jest do 25 m, chociaż na kursie nie nurkuje się głębiej niż 20 m. A żeby go zaliczyć, trzeba nurkować na 10. Tak że może być tak, że nurkuję na 10, tam wykonuję ćwiczenia, które są do zrobienia, a potem stopniowo sobie już prywatnie dochodzę do tego poziomu 20 m. 

Później jest level 2 i jest to nurkowanie do 30 m. Jest tam m.in. inny sposób wyrównywania ciśnienia, technika frędzla, a ta z łapaniem za nos i dmuchaniem to jest valsalva . Druga rzecz to dobre opanowanie free fallu, czyli swobodnego opadania, jak już nas ciągnie do dołu, nie musimy niczym machać, tylko sobie spływamy. To jest jedna z najfajniejszych rzeczy we freedivingu w ogóle i żeby do niej dojść, trzeba nurkować już trochę głębiej.

Nie jest to trochę przerażające?

No właśnie, jak już wiesz, że to się dzieje i nauczyłeś się na kursie, to nie. Jak tak się to weźmie z zaskoczenia, to pewnie jest. Bo to jest głębia, która Cię połyka. Ale jest to hiper przyjemne na dłuższą metę. I oprócz tego jest bardzo dużo małych rzeczy, których się uczymy, które się sumują w dużo lepsze freediverskie doświadczenie. 

Później jest poziom 3, tam jest jeszcze inny sposób wyrównywania ciśnienia, dla większych głębokości i dużo sportowych akcentów. I to jest bardzo zaawansowany już kurs, który rzeczywiście jest raczej do ludzi, którzy myślą o zawodach, albo o naprawdę sporych głębokościach. Uczymy się wtedy o DCS-ie we freedivingu, czyli o chorobie dekompresyjnej.

No właśnie, DCS we freedivingu. To dla wielu osób jest zaskoczeniem.

Tak. To jest tak, że jak nurkuję na 20–30 m, ten problem niemalże nie istnieje. Jak nurkuję naprawdę głęboko (głębiej niż 60 m), to przy takim zanurzeniu azot rozpuszczony w mojej krwi, bo go mam, bo oddycham, bo jest w powietrzu, kompresuje się i później przy szybkim rozprężeniu, bo freediverzy nie wynurzają się 10 m/min, ten azot może się zbić w kupę, skumulować w jednym miejscu. Tam było coś, co w meteorologii się nazywa jądro kondensacji, w sensie coś, wokół czego się obudował ten bąbel, i może zablokować w którymś miejscu jakieś naczynie krwionośne, więc można doświadczyć DCS-a.

Praktyką jest to, że nie nurkuje się więcej niż 3 razy dziennie głębiej niż na 45 m, jakieś takie jest zalecenie. On, ponieważ to jest relatywnie świeżo rozpoznany problem i on relatywnie mało ludzi dotyczy, bo mało osób jest w stanie zanurkować na te głębokości dużo razy jednego dnia, jest jak najbardziej realny, bo są DCS-y. Takim rekreacyjnym miejscem, gdzie można się z nim dotknąć, jest pływanie za skuterem pod wodą. Bo skuter jeszcze dodaje prędkości i możemy dłużej zostać na jakiejś głębokości, bo nie palimy tlenu na przemieszczanie się, więc jest ekstra, ale można latać góra-dół-góra-dół, to dotyczy asekurujących i wtedy oni muszą pilnować. Po prostu robimy długie przerwy powierzchniowe.

Więc tak, istnieje, natomiast nie jest to problem początkujących.

Freediver ze skuterem – to już taki trochę sprzętowy nurek.

Ale to jest fantastyczne. To jedna z moich ulubionych aktywności dla fanów, bo nie ogranicza Cię sprzęt, w sensie jego opory wody, więc jesteś bardzo opływowym człowiekiem, masz skuter i ja mam jeszcze taką trochę umiejętność, trochę predyspozycję, że wyrównuję ciśnienie, nie trzymając się za nos, to się nazywa BTV. Więc mogę robić jakieś salta, beczki itp. i skakać między głębokościami z przedziału 0–20 m. I człowiek naprawdę czuje się, jakby latał. To jest olbrzymia wolność i prawdziwe trzy wymiary. Jak chodzę po ziemi, mogę podskoczyć. A tu mogę podskoczyć 10 m w dół i w górę, i coś więcej, i ten skuter – jest fantastycznie.

Coś, co na sprzętach jest nieznane do tej pory.

Tak, dokładnie. Ja pływam też ze skuterem w sprzęcie, ale jak założę twina i dwa stage , to trudno mi mówić o swobodzie przemieszczania się pod wodą i beczkach, a we freedivingu jest zupełnie inna jazda. Mamy skutery SeaCrafta, polskiej firmy. Naprawdę jest to cudowne.

Naprawdę przekonujesz mnie coraz bardziej do tego freedivingu.

Staram się, jak mogę.

Wspominałeś, że freediving i backpacking, a tu się jednak skuter pojawił.

Tak, ale spotkałem w sumie w Ameryce Południowej dosyć dużo backpackersów, którzy podróżowali z deskami surfingowymi, więc myślę, że jak by plecak na plecy i skuter do łapy, to może by się to dało zrobić.

Dalej lepiej niż twinset.

Tak, dokładnie. I dużo lepiej niż sprężarka. Także możliwości są. To, co dla mnie jest ważne, bo obok tego są też specjalizacje jakieś tam, można je ubierać w stopnie do zaliczenia, ale można też się ich uczyć, czyli nurkowanie free margin to się nazywa, czyli przy linie, że nie używam płetw, tylko się ściągam i wyciągam po linie.

To wtedy tylko maska?

Tak. A czasem nawet nie, tylko no sleep. To jest bardzo przyjemne doświadczenie dla ciała. Trudno to opisać, ale jak ktoś to robi, to raczej wie, bo to wszyscy tak się z tym czują, że to jest miłe, jak już przestaną się bać i się dusić. Jest nurkowanie w monopłetwie i kilka innych, nurkowanie ze skuterem, to są takie rzeczy, których można się nauczyć, żeby potem nie zrobić sobie krzywdy i nurkować w ten sposób.

I dla mnie bardzo ważną rzeczą, z którą staram się w przestrzeni publicznej walczyć, to jest takie przeświadczenie, że freediving to jest wyczyn. Mega często słyszę, że ktoś nie umie wstrzymać oddechu nawet na trzy minuty, więc nie ma nawet czego szukać w tym freedivingu. Naprawdę nagminnie ludzie to mówią.

Nam też się tak wydawało.

No wiem. I to jest takie naprawdę złe wyobrażenie tego, czym jest freediving, powodowane tym, że jak coś się przebija, to jest bicie rekordów i zawody. Albo nawet jak jest ładny film, to jest film kogoś, kto cztery minuty nie oddycha. I to jest cały problem nurkowania jako sportu, że wiecie dobrze, że trudno nagrać ładny film z bycia pod wodą i przekonać kogoś, że to mógłby być on. 

I to w Deepspot jest akurat świetne pod tym względem, bo robi trochę reklamę, bo widać, bo są szyby, jest tunel. I ja naprawdę dużo nurkuję, i jak tak sobie wskoczę do wody, zawisnę gdzieś, gdzie mam neutralną pływalność, ok. 4–5 m, i tak sobie poleżę, opadnę, podniosę się trochę, obrócę, poczekam, to nurkowanie może trwać 40 s. To naprawdę nie jest bardzo dużo. To jest po prostu mega przyjemne. Nie czujesz swojej wagi, czas płynie inaczej, naprawdę, nie jestem jakimś wariatem, i jest Ci po prostu dobrze. I to nie ma nic wspólnego z tym sportowym wyczynem i z czekaniem, aż Cię wygoni z wody nieprzyjemne duszenie, skurcze przepony. To wszystko się jeszcze nie musi wydarzyć, a jest ekstra.

I z tego co rozumiem, ten pierwszy level daje naprawdę duże możliwości.

Tak, bo w nurkowaniu sprzętowym jest tak, że po prostu nie możesz nurkować głębiej, to jest określone normami, jeśli to robisz, to nie wypłacą Ci ubezpieczenia. Z freedivingiem jest trochę inaczej, bo każdy może wejść do wody i sobie zanurkować, nie ma prawa, które by tego zabraniało. 

Więc my możemy polecić rekomendowaną głębokość. I przyjmuje się, że pierwszy stopień to minimum 10 m, jeżeli mniej, to znaczy, że nie będziesz jeszcze sprawnie asekurował partnera i dlatego nie możemy Ci dać tego stopnia, 20 maksimum. I to wszystko powinno się dać wtedy valsalvą załatwić, która jest najłatwiejsza do nauczenia się. Jeżeli jest świetnie, to potem rekomendujemy Ci nurki nie głębiej niż 25 m, bo mniej więcej tam zaczną pojawiać się problemy, o których już Cię nie nauczyliśmy na kursie, bo już nie starczyło czasu i bo to już jest inny kurs. 

I z tego wynika ta rekomendacja. Ale znowu, ludzie są różni i różne mają ciała, rozciągnięte, nierozciągnięte, różne są objętości płuc i niektórzy są w stanie naprawdę szybko zejść na 30 m i nic się im nie stanie, tylko niestety my tego o sobie nie wiemy, więc pierwszego zejścia na 30 m nie polecam robić samodzielnie, bo grozi to zgnieceniem płuc albo blackoutem.

To od zera do freedivera – w ile?

W dwa dni. I to, co realnie może powstrzymać, to jest albo wyrównywanie ciśnienia głową w dół. Są takie osoby, które głową w górę schodzą i mogą zatańczyć tam tango całe i wrócić, ale głową w dół nie mogą. Miałem taką kursantkę. Więc to jest jeden problem. Drugi to jakieś lęki, co do których nie zdawaliśmy sobie sprawy. Czyli myśleliśmy, że lubimy wodę, ale okazało się, że jak ta woda nas tak obejmuje i nie oddychamy, to jednak to jest straszne. Tego nikt o sobie nie będzie wiedział, póki nie spróbuje. Albo niedyspozycja konkretna, czyli że w ciągu tych dwóch dni akurat dostaję zapalenia zatok albo ucha, taki już losowy przypadek.

Tak na koniec pytanie: skoro można głową w górę, to po co głową w dół?

Czekałem. Głową w dół jesteśmy w stanie się przemieszczać dużo bardziej efektywnie, jeśli chodzi o tempo. I o ile dla nurka, który sobie nurkuje, to rzeczywiście nie jest kluczowe, ale dla asekurującego, czyli tego, który ma go w razie czego wyciągnąć spod wody, gdyby tamtemu zdarzyło się stracić przytomność, to on musi mieć umiejętność szybkiego przemieszczania się w obranym przez siebie kierunku bez użycia liny. Czyli nie może się ściągać przy linie, bo nie wiemy, czy tamten będzie przy linie, i musi płynąć w zadanym kierunku z punktu A do B, co potrafi być trudne dla wielu osób, które nie pływały dużo z płetwami. Dlatego. Więc chodzi dużo bardziej o asekurację niż nurkowanie dla mnie.

Czyli muszę sobie znaleźć asekuranta, który umie głową w dół.

Tak, dokładnie. Zapraszam na kurs najpierw, to będzie lepiej. Więc totalnie założenie, że muszę być jakiś tam wysportowany, żeby zrobić kurs level 1, jest po prostu z gruntu złym przeświadczeniem. Jeżeli chcesz, to zrób. Ja nie oblałem nikogo z powodów innych niż to, że nie mógł zanurkować głową w dół, albo miał jakieś lęki. Nigdy nikt nie oblał tego kursu, z tego co wiem, u nikogo tutaj dlatego, że za krótko wstrzymywał oddech. To się nie wydarzyło. Nie to jest problemem. Chociaż ludziom się często wydaje, że to jest podstawą. I to jest jedno z takich niesłusznych założeń.

Czyli nic, tylko robić w takim razie kurs.

Zdecydowanie.

Mam nadzieję, że zobaczymy się na kursie.

Polecam.

Dzięki! Do zobaczenia!

Dzięki! Do zobaczenia!